ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (54) / 2006

ŚMIERĆ INTERPRETACJI

„Śmierć komiwojażera” należy do tekstów niezwykłych. Konstrukcja dramatu, w którym autor precyzyjnie zakreśla charaktery swoich postaci, odmierza czas, niejednokrotnie nim manipulując, to majstersztyk literacki autorstwa Arthura Millera. To, co jeszcze w tym tekście tak bardzo niezwykłe, to jego uniwersalizm. Pozornie – amerykańska historia, amerykańska rodzina: za wymianę lodówki płaci się w dolarach, a syn Howarda wylicza z głośników nagrywarki stolice wszystkich stanów USA. Ale pod tą powierzchowną warstwą, tak silnie nasyconą Ameryką, kryją się sprawy wykraczające poza granice Stanów Zjednoczonych. Jest to sfera znaczeń dziś niezwykle nośnych. Szczególnie w Polsce, w dobie przemian i niedawnego „ślubu” z kapitalizmem. W czasach wolnego rynku, kiedy osoba i wszelkie jej przymioty zdają się niczym wobec umiejętności odpowiedniego obrotu kapitałem, tekst ten brzmi bardzo swojsko. Nie liczą się sentymenty i to, że jest się po prostu „dobrym człowiekiem”.

Szaleńczo bałam się spektaklu Jacka Orłowskiego. Bałam się, że zobaczę to, co zobaczyłam. Wyobrażałam sobie w swojej naiwności, że reżyser przeinterpretuje ów dramat przez jakże bolesną i okrutną rzeczywistość. Miałam nadzieję, że zobaczę coś, co sugeruje, jak zdiagnozować współczesność za pomocą klasyki, ponieważ takie działania w teatrze są w moim mniemaniu szczególnie interesujące. Niestety, pozostały tylko marzenia o dobrej interpretacji. Pozostały marzenia o interpretacji w ogóle, bowiem przedstawienie Orłowskiego to po prostu rozpisany na role spektakl, na podstawie jednego z bardziej znanych dramatów amerykańskich.

Nie da się ukryć, że kreacje aktorskie w spektaklu zasługują na uwagę. Zarówno Bronisław Wrocławski (Willy Loman), jak i Halina Skoczyńska (Linda Loman), konsekwentnie budują swoje postaci, kładąc nacisk na wyeksponowanie ich emocjonalnego rozchwiania, jakie z każdą minutą rozwija się jako efekt idealizowania świata. Atutem spektaklu, kontynuując rozważania na temat ról, jest niewątpliwie równa gra całej ekipy aktorskiej. Czy to jednak wystarczy, by spektakl był dobrą interpretacją? Nie jestem tego taka pewna. Oczywiście, można zachwalać minimalizm, skromność i ascezę scenografii. Takie spektakle także bywają interesujące. Szczególnie wtedy, gdy chcemy wyeksponować aktorski kunszt, lub po prostu tworzymy widowisko, które... aktorem stoi. Jednak gdy mamy oceniać reżyserską interpretację, musi być nam dane coś ponadto. Jakikolwiek twórczy zamysł.
W spektaklu Teatru im. Jaracza z Łodzi aktorzy odegrali swoje role. Metaforyczna kurtyna zapadła. Wszystko inne, o czym w tym miejscu napisałabym, byłoby li tylko interpretacją tekstu dramatycznego, a nie jego teatralnej inscenizacji.
Arthur Miller „Śmierć komiwojażera”. Reż.: Jacek Orłowski. Teatr im. S. Jaracza w Łodzi. VIII Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje”. Katowice, 11 marca 2006.