ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (56) / 2006

Ewa Siuda-Szymanowska,

OBLICZA DESPERACJI

A A A
Podobno przed naszymi narodzinami Bóg pokazuje nam wszystko – świat i niebo. Nie chce jednak, żebyśmy to pamiętali. Dlatego anioł dotyka naszej górnej wargi, pozostawiając nad nią ślad. W realnym, ziemskim życiu człowiek nie zapomina tak łatwo. Nie może do końca odciąć się od wspomnień, które często zatruwają mu dalsze życie. Dlatego człowiek szuka innych dróg, aby się od tego ciężaru uwolnić lub nauczyć się z nim żyć. Jonathan Caouette wybiera film jako autoterapię, bezpieczną strefę „wściekłości i wrzasku”.

Autobiograficzny dokument „Tarnation” jest jego pełnometrażowym debiutem, niskobudżetowym, powstałym pod opieką producencką Gusa van Santa. Caouette, trzydziestotrzyletni dziś reżyser, doczekał się wielu nagród na festiwalach; film stał się ważnym wydarzeniem nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Otrzymał także główną nagrodę wśród filmów konkursowych na zeszłorocznym festiwalu Nowe Horyzonty w Cieszynie.

„Tarnation” to historia życia w pigułce. Właściwie pigule, której nie da się łatwo przełknąć. W ciągu niecałych dziewięćdziesięciu minut poznajemy losy dziadków Jonathana, jego schizofrenicznej i wyniszczonej elektrowstrząsami matki Renee, którą mąż opuścił jeszcze przed narodzinami chłopca i wreszcie samego Jonathana, dorastającego bez wiecznie przebywającej w szpitalach matki, przechodzącego przez kolejne rodziny zastępcze, tam maltretowanego fizycznie i psychicznie, w końcu adoptowanego przez dziadków. Chłopca, który szuka ucieczki w kręceniu eksperymentalnych filmów, w narkotykach, klubach gejowskich. Sam odczuwa zaczątki choroby psychicznej, depersonalizacji. Marzy tylko o tym, by wreszcie opuścić rodzinny Teksas, zerwać z toksycznym środowiskiem. Akcja filmu rozpoczyna się w roku 2002, gdy dorosły już Jonathan dowiaduje się, że matka przedawkowała lit. Jedzie do Teksasu, by zabrać ją stamtąd do siebie, do nowojorskiego mieszkania dzielonego z partnerem Davidem. Ta podróż jest powrotem do wspomnień, od których Jonathan chciał się odciąć. Jednak z matką czuje się emocjonalnie związany i to ona jest łącznikiem między dramatyczną przeszłością a teraźniejszością, za którą stoi niepewna przyszłość.

Film zbudowany jest klamrowo; zaczyna się i kończy w roku 2002, pomiędzy mieści się ciąg chronologicznie ułożonych retrospekcji. Charakteryzują się one wielką kondensacją treści, budowanych poprzez swoisty collage wizualno–muzyczny. Widz jest dosłownie bombardowany obrazem, ciągiem obrazów i dźwięków łączonych sylwicznie. Odautorskie komentarze – słowo pisane – istnieją tu na równych prawach z obrazem i dźwiękiem, to one łączą poszczególne kadry w ciągłą wizję. Materiał składający się na całość obrazu jest różnorodny: fragmenty amatorskich filmów wideo, wizualizacje (czerpiące z estetyki rockowych teledysków w stylu Pink Floyd), nagrania z automatycznej sekretarki, zdjęcia z rodzinnego albumu, klipy muzyczne, które lubił lub z którymi stykał się reżyser – bohater. Ścieżka muzyczna filmu także łączy rozmaite elementy; są to prawdopodobnie utwory, które towarzyszyły Jonathanowi przez całe dotychczasowe życie. W ten sposób osiągana estetyka wpisuje film Caouette’a w nurt amerykańskiej popkultury, jest jednocześnie próbą opisu tego nurtu. Życie bohaterów jest w tej rzeczywistości zanurzone. Jednocześnie „obrazy” są ucieczką dla Jonathana, uwalniają go od realności. Nawet, jeśli bohater dramatyczne wydarzenia z rzeczywistości imituje w swoich amatorskich filmach, wcielając się w rozmaite postacie – zazwyczaj także bite, dręczone, zastraszone. W ten sposób się oczyszcza i uwalnia od własnego psychicznego balastu.

„Tarnation” to dzieło wstrząsające i niepokojące. Z jednej strony dokument, bo opowiada prawdziwą historię w oparciu o autentyczny materiał, selekcjonowany i ułożony przez reżysera. Z drugiej strony (tej formalnej) – psychodeliczna forma muzyczno-wizualna, być może częściowo realizująca cechy autobiograficznej rock-opery, którą Caouette zawsze chciał stworzyć. Film brutalny, obnażający bezlitośnie to, co boli najbardziej, niezwykle dynamiczny, w którym jednak nie brakuje miejsca na zatrzymanie i uśmiech. Jest także miejsce na miłość i możliwość jej spełnienia – to zadziwia, kiedy mamy przed sobą obraz rodziny prawdziwie dysfunkcyjnej (jak określają takową psychologowie).

Słowo tarnation oznacza mniej więcej tyle, co przekleństwo. Zarówno akt przeklinania kogoś lub czegoś, jak i bycie przeklętym. Słowniki angielskie podają je jako formę eufemistyczną od damnation. Myślę, że ów tytuł jest znaczący, kluczowy dla filmu. Zawiera w sobie przeznaczenie, ciężar, cierpienie, ale i walkę, gniew. Jonathan przeklina swój los, walczy z przeszłością, choć dostrzega bezsens tych działań. Patrzy na swoją matkę, potem zwraca kamerę na siebie i mówi „Nie mogę przed nią uciec, ona żyje we mnie”. Bohater buntuje się, bo wie, że trudno jest mu żyć z piętnem i perspektywą stania się takim, jakim nie chciałby być. Renee jest już na stałe wpisana w swoje cierpienie. Co może zrobić kochający syn, by pomóc jej się uwolnić? Jonathanowi przychodzi do głowy tylko jeden prosty gest. W finale dotyka górnej wargi śpiącej matki. Staje się jej aniołem, choć sam ma podcięte skrzydła.
„Tarnation”. Reżyseria: Jonathan Caouette. Scenariusz: Jonathan Caouette. Występują: Renee Leblanc, Jonathan Caouette, USA 2004, 88 min.