ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (148) / 2010

Tadeusz Kosiek,

MUSIC GO MUSIC

A A A
Kilka dekad temu objawił się efemeryczny gwiazdor rocka Ziggy Stardust. Ziggy, przerysowany, ujęty w cudzysłów kreacji, archetyp ikony rocka, przyniósł swojemu twórcy masową popularność, o którą ten bezskutecznie wcześniej zabiegał. Zapoczątkował początek pasmo sukcesów Davida Bowie, artysty-kameleona nieustannie igrającego z popkulturowymi stereotypami i kodami.

W jego ślady poszło wielu muzyków, niektórym z nich szczęście sprzyjało, innym nie. Mam nadzieję, że bohaterom niniejszej recenzji – pochodzącej z Miasta Aniołów formacji Music Go Music – uda się odnieść sukces. I choć na razie masowej histerii i hype`u nie zauważyłem, to seria winylowych EP-ek oraz zbierający je dysk CD zyskały pochlebne recenzje i osiągnęły całkiem przyzwoite, jak na warunki niezależnego rynku, wyniki sprzedaży.

Umiarkowane powodzenie projektu Music Go Music wynikać może z tego, że propozycja tria nie jest na czasie z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, piosenki i brzmienie zespołu są tak archaiczne / stylowe (Szanowny Czytelnik, sam powinien dokonać wyboru, które z tych określeń bardziej mu odpowiada), że całość sprawia wrażenie dzieła, którego autorem jest któryś z twórców z kręgu muzyki adult contemporary / middle of the road odhibernowany po trzydziestu kilku latach uśpienia. Po drugie, flirt z soft rockiem i disco z tamtego okresu popularny był jakiś czas temu, obecnie zaś na topie są artyści czerpiący garściami z muzyki z następnej dekady. Jednak kilkuletni, czy też kilkudziesięcioletni (zależy jak liczyć) poślizg w czasie nie zaszkodził zbytnio płycie, ponieważ piosenki tria: Gala Bell, Kamer Mara, TORG, w zamyśle swych autorów przynależeć mają do innej epoki, do świata, którego już nie ma. Stanowią ulotną i wdzięczną pamiątkę odległych czasów, kiedy na listach przebojów królowały zespoły w rodzaju Carpenters i ELO, popularne były seriale w stylu „The Love Boat” czy „Charlie's Angels”, a eleganckie młode kobiety wyglądały jak Gala Bell.

Music Go Music przedstawia swoją wersję tamtej muzyki. Nie odgrywa starych hitów w nowych aranżacjach, nie tworzy, mrugając przy tym okiem do współczesnych słuchaczy, postmodernistycznego pastiszu, lecz bez kompleksów, z rozmachem i swobodą, dźwiękiem kreśli wizję alternatywnego świata, w którym przebojami wciąż są nagrania zespołów ABBA, ELO, Blondie, Carpenters, Heart, Queen, Kiss, Journey. Być może przez mnogość inspiracji, „Expressions” nie stanowi całości w stu procentach jednorodnej, przy pierwszym słuchaniu może sprawiać wrażenie zbioru piosenek z serii the best of ..., jednak jawi się jako owoc spójnej koncepcji.

Bell, Mara i TORG skomponowali, napisali, zaaranżowali, nagrali i wyprodukowali dziewięć nagrań, które jednocześnie budzą oczywiste skojarzenia i urzekają świeżością oraz niewinnością. A to naprawdę wiele, więc życzę im, by odnieśli sukces. Mam przy tym nadzieję, że MGM nie jest projektem jednorazowym i pomimo innych obowiązków – Bell i Mara, czyli Meredith i David Metcalfowie liderują indiepopowej formacji Bodies of Water, Torg (Adam Siegel), który przewinął się przez składy Excel, Infectious Grooves i The Eels, jest obecnie cenionym producentem i muzykiem sesyjnym – grupa jeszcze nagra coś w przyszłości. Oby tylko było to coś równie dobrego, jak „Expressions”.
Music Go Music „Expressions”. Secretly Canadian, 2009.