ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (150) / 2010

Katarzyna Górska,

PRZEPIS NA HISTORIĘ

A A A
Jak opowiedzieć o ważnych wydarzeniach, nie popadając w patos? Jak pokazać codzienność, nie ocierając się o banał? Czy historia kilku tysięcy małych puszystych zwierzątek z gatunku królik dziki (Oryctolagus cuniculus), zamieszkujących na niewielkim obszarze zieleni (120 km ciągnących się wzdłuż muru berlińskiego), może być metaforą wydarzeń z historii powszechnej? Wszystko to i jeszcze wiele innych nowatorskich pomysłów skupiło się w niespełna godzinnym dokumencie Bartosza Konopki.

Dzięki polsko-niemieckiej współpracy w ciągu czterech lat powstawał film będący ironiczną, ale jakże zabawną alegorią życia w systemie totalitarnym. Na dzieło złożyły się archiwalne zdjęcia oraz relacje mieszkańców Berlina i uczestników tamtych wydarzeń. Filmowy reportaż Konopki komentowany jest spokojnym głosem Krystyny Czubówny, pełniącej rolę wszystkowiedzącego narratora.

Czy w XXI wieku możliwe jest jeszcze przedstawianie Historii w sposób obiektywny? Czy jest sens podejmować takie próby w filmie? Frank Ankersmit w tekście „Modernistyczna prawda, postmodernistyczne przedstawienie i po-postmodernistyczne doświadczenie” podkreśla, że „przedstawienie i narracja historyczna są przede wszystkim propozycjami, jak organizować wiedzę, same jednak nie będą wiedzą” („Narracja, reprezentacja, doświadczenie. Studia z teorii historiografii”, Kraków 2004, s. 207). Autor zwraca też uwagę na współczesny kryzys historycznej narracji.

Reżyser „Królika po berlińsku”, stosując metaforę, świadomie unika wygłaszania obiektywnych sądów na temat przeszłych wydarzeń. Co więcej, w jego dziele niezwykle wyraźny i znaczący jest element kontekstualności, o którym także wspomina Ankersmit: „wszelkie doświadczenie, nawet doświadczenie historyczne, jest nieodwołalnie kontekstualne. (…) Samo zaistnienie doświadczenia historycznego jest zależne od kontekstu, niekoniecznie musi wpłynąć na jego treść” (s. 209). Nie można zatem podejmować opowieści, zapominając o jej kontekście lub pomijając fakt swojego własnego zanurzenia w konkretnej sytuacji dziejowej.

Opowiadając historię berlińskiej populacji królików, Konopoka w istocie rzeczy proponuje odbiorcy niezwykle czytelną metaforę sytuacji państw Europy Środkowo-Wschodniej w latach 1945–89. Wydarzenia mające miejsce na przestrzeni wielu lat w Berlinie opowiedziane zostały z punktu widzenia zwierząt, ale perspektywa ta jest czytelnie powiązana z pochodzeniem twórców. Chodzi zatem o pewne kulturowe i historyczne usytuowanie nadawcy filmowego komunikatu. Ani na moment w „Króliku po berlińsku” nie zostaje przyjęta zachodnioeuropejska perspektywa. W całej narracji padają określenia stricte związane z ideologizacją państw bloku socjalistycznego (izolacja od świata, zamknięcie dla ich własnego dobra, zapewnianie żywności czy całe osiedla, gdzie każda królicza rodzina miała trochę za małą, ale swoją norę).

Przyrodniczy dokument jest alegorią życia w czasach jeszcze nie dość odległych, aby mówienie o nich nie wzbudzało żywych dyskusji. Przez zastosowanie takiej właśnie ironicznej konwencji reżyserowi w znakomity sposób udaje się uciec od niepotrzebnych ocen. Opowieść o berlińskich królikach w wielu momentach przyjmuje się z lekkim niedowierzaniem, co pozwala zbudować potrzebny dystans w ocenie tego, co działo się zaledwie przed chwilą.

W każdej próbie relacjonowania przeszłości, szczególnie zaś w przypadku filmów dokumentalnych, pojawia się „pytanie o autentyczność przeżycia i znaczenia świadectwa czasu”. Czy w nazbyt zbanalizowanej opowieści, pełnej wręcz baśniowych metafor możliwe jest ukazanie autentyczności przeżycia? Powszechny jest przywołany przez Teresę Pękalę w artykule „Estetyczne doświadczenie przeszłości” zarzut: „że estetyczna konstrukcja przeszłości uniemożliwia (…) jej bezpośrednie przeżywanie. Przeszłość zostaje sprowadzona do szeregu historii, zamkniętych w sobie, nie wymagających weryfikacji przez odniesienie do świata zewnętrznego” („Nowoczesność jako doświadczenie. Dyscypliny – paradygmaty – dyskursy”, red. A. Zeidler-Janiszewska, R. Nycz, Warszawa 2008, s. 153). Czy utożsamienie się z króliczym bohaterem nie prowadzi do banalizacji problemu tej historycznej identyfikacji?

Co w „Króliku po berlińsku” dowodzi autentyczności? Co sprawia, że widz nie ma wątpliwości, jak właściwie odczytać metaforę? Jaki jest dzisiaj przepis na mówienie o Historii, kiedy zewsząd otacza nas postmodernizm? „Dzisiejszemu odbiorcy chodzi głównie o ożywienie, «wskrzeszenie» dawności, o włączenie czasu minionego w subiektywny strumień przeżyć, a nie o poszukiwanie prawdy o przeszłości” (T. Pękala, „Estetyczne…”, s. 155) – to jedna z powszechnych opinii. Może ta perspektywa wynika jednak z nieodpowiednio postawionego problemu?

Współczesny odbiorca zdołał już odkryć, że nie sposób pokazać gotowej prawdy. Nie można opowiadać o minionych wydarzeniach z absolutną pewnością, że nie popadnie się w subiektywizm lub nie przeoczy się być może istotnych szczegółów. Opowiadając historię muru berlińskiego, łatwo wpaść w oceniający ton lub polityczną agitację.

Trafne odczytywanie metafor, dystans wobec opowiadania oraz inne związane z tym zabiegi wprowadzają odbiorcę w obszar przeżycia estetycznego. W ocenie autentyczności tego przeżycia istotny jest „aspekt ziemskich śladów przeszłości”. W „Króliku po berlińsku” snucie opowieści w obszarze symbolicznym przydaje jej dodatkowego znaczenia. Mur berliński jest już w dziejach Europy miejscem budującym niejako własną mitologię. Historii potrzebne są takie właśnie miejsca noszące na sobie owe „ziemskie ślady przeszłości”. Potrzebne są między innymi po to, by oddać w narracji autentyczność. Miejsca te „posiadają swoją indywidualność, niepowtarzalność, ale nie tylko jako byt materialny, a jako element przestrzeni doświadczonej. Są ucieleśnieniem nam znanej historii duchowej” (T. Pękala, „Estetyczne…”, s. 156).

Przeżycie estetyczne w kontakcie z dziełem filmowym ma naprowadzić odbiorcę na jego własne zasoby pamięci czy skojarzeń. „Królik po berlińsku” nie ma przywołać obrazów z przeszłości. Od tego są archiwa filmowe, z których zresztą reżyser nie boi się korzystać. Być może film ten powinien stać się bodźcem do refleksji nad tym, co stanie się z najmłodszą populacją królików, które wychowują się już z dala od „bezpiecznego” pasa zieleni. W jaki sposób określą one swoją tożsamość kulturową bez dostępu do źródeł Historii? Czy ten element historyczności i kulturowości w naturze ludzkiej nie jest tym, co nie pozwala jednoznacznie utożsamić się nam z filmowymi bohaterami?
„Królik po berlińsku”. Reż.: Bartosz Konopka. Scen.: Bartosz Konopka, Piotr Rosołowski. Gatunek: dokument. Niemcy / Polska 2009, 52 min.