ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (154) / 2010

Tadeusz Kosiek,

SOLO, DUO, TRIO…

A A A
Krótki i subiektywny przegląd premier z kręgu muzyki improwizowanej
Rafael Toral: Space Elements Vol. II. Staubgold, 2010.

„Space Elements Vol. II” portugalskiego muzyka, realizatora dźwięku, konstruktora instrumentów i artysty wizualnego to już czwarta pozycja z serii „Space Program” – cyklu, kładącego podwaliny pod wymyśloną przez niego „post free jazzową muzykę elektroniczną”. Kilka lat temu Toral, uznawany wówczas za jednego z najciekawszych gitarzystów sceny muzyki elektronicznej i improwizowanej – stawiany w jednym rzędzie z Ambarchim, Drummem, czy Fenneszem – stwierdził, że jako muzyk przestał się rozwijać. Porzucił więc gitarę na rzecz nowych, często nie mających jeszcze nazwy, instrumentów i skupił się na tworzeniu w sposób spontaniczny i intuicyjny muzyki elektronicznej na żywo. Jego aktualna działalność ma wiele wspólnego z free jazzem i wszelkimi formami postjazzowej improwizacji, ponieważ jest owocem szybko podejmowanych decyzji. Instrumenty, których używa reagują na każdy ruch ciała i często wchodzą w niespodziewane interakcje z otoczeniem, a że celem Torala jest uzyskanie prostego i czystego brzmienia i budowanie czytelnych form oraz struktur umożliwiających niczym niezakłócone przechodzenie ze świata ciszy w świat dźwięku i odwrotnie, to bardzo dużo zależy od jego reakcji i dokonywanych wyborów.

Linia „Space Elements”, której omawiana płyta stanowi drugą część, prezentuje utwory powstałe we współpracy z innymi muzykami posługującymi się tradycyjnymi, w większości niezelektryfikowanymi, instrumentami. Toralowi i jego gościom udało się wyczarować osiem kruchych miniatur, w których kontrast zestawień brzmień akustycznych i elektronicznych jest pozorny. I co ważniejsze, owe osiem utworów zarejestrowanych w różnorodnych składach, różnych miejscach i czasie składa się na spójną i w pełni przekonującą całość.




Benjamin Bondonneau/ Daunik Lazro “L’Arbre Ouvert”. Le Châtaignier Bleu/Amor Fati 2010.

„L’Arbre Ouvert” to trzecia część serii Châtaignier Bleu, która w zamyśle francuskiego muzyka i plastyka Benjamina Bondonneau ma służyć dokumentowaniu jego działań poświęconych relacji miedzy improwizacją i sposobem jej tworzenia/ odbioru, a środowiskiem akustycznym. Pejzaże dźwiękowe kreowane przez Bondonneau i jego zmieniających się partnerów (w części pierwszej był to puzonista Fabrice Charles, w drugiej kwartet Cassini, tutaj jest nim saksofonista Daunik Lazro) poświecone są Dordogne i zawierają muzykę, a to zarejestrowaną w środowisku naturalnym tego rejonu, pośród rzek i lasów, to znów śmiało wykorzystującą nagrane wcześniej dźwięki terenowe. Skutkiem tego, nieidiomatyczna improwizacja, radośnie uprawiana przez muzyków, nabiera dodatkowych barw, zyskując z jednej strony na brzmieniowej intensywności, z drugiej stając się bliższa, poprzez uświadomienie ewentualnemu słuchaczowi, jak nieodlegle od odgłosów natury są efekty wykorzystywania rozszerzonych technik artykulacyjnych.

„L’Arbre Ouvert” to portrety w dźwięku i obrazie. Oprawa graficzna płyty, na którą składają się m.in. reprodukcje prac Bondonneau to temat na osobny artykuł. Składają się na nią obrazy drzew występujących w rejonie Dordogne. Owe portrety dźwiękowe namalowane zostały nie tylko za pomocą instrumentów dętych drewnianych (klarnetów Bondonneau i saksofonu Lazro), ale i rozmaitych wykonanych z drewna artefaktów (jak chociażby, widoczne na jednym ze zdjęć, „wzmacniaczy akustycznych” nakładanych na czary głosowe instrumentów). Jednak przesadą byłoby podkreślanie, że właśnie ten czynnik umożliwił muzykom stworzenie tak świeżych i bogatych tekstur dźwiękowych, w sposób nieoczywisty rozmieszczanych na poszczególnych „obrazkach”, o często jakże zaskakującej formie i strukturze. Za ich powstanie „obwiniłbym” raczej talent i doświadczenie obydwu improwizatorów.




Last Seen Headed “Live at Sons d’Hiver”. Ayler Records 2010.

Ostatnia z omawianych tu płyt to rzecz zdawałoby się najbardziej konwencjonalna - zapis koncertu tria jazzowego, wydany przez free (nazwa obliguje) jazzową wytwórnię. Jednak francusko-kanadyjsko-szwedzkiemu triu (Joëlle Léandre - kontrabas, głos; François Houle - klarnety i Raymond Strid - perkusja) równie blisko jest do jazzu i muzyki improwizowanej, jak do dwudziestowiecznej kameralistyki. Owa stylistyczna niejednoznaczność grupy może mieć genezę w tym, że muzycy choć od wielu lat uprawiają jazzowe poletko, to regularnie opuszczają jego granice. Léandre współpracowała m.in. z Giacinto Scelsim, Johnem Cagem i Derekiem Baileyem, Houle równie często gra jazz i muzykę improwizowaną, co wykonuje kompozycje Mozarta, Messiaena, czy pisane specjalnie dla niego utwory współczesnych kompozytorów kanadyjskich. Na najmniejszą odległość oddala się Strid, ale jemu zdecydowanie bliższa od jazzu jest muzyka improwizowana sensu stricto.

Jeśli muzykę Last Seen Headed określimy jako jazz, to jest to z pewnością jazz minimalistyczny, odwołujący się bardziej do intelektu niż emocji. Nie jest jednak indyferentny, bo choć w przeważającej swej części wyciszony i introwertyczny, to momentami wybucha nagłym paroksyzmem instrumentalnych lub wokalnych neuroz. Muzyka tria jest zapisem podróży w nieznane, wyprawy bez założonego celu i marszruty, której kierunek wybiera ten z instrumentalistów, który w danym momencie ma coś nowego do zaproponowania. Dron smyczkowanego kontrabasu, pojedyncze uderzenie w bęben, cichy skowyt udręczonego klarnetu…, zdaje się, że właściwie wszystko może stanowić wskazówkę, dokąd muzycy mają się udać.

A że członkom tria z równą łatwością, co poluźnianie formy tworzonej ad hoc kompozycji, przychodzi zacieśnianie wzajemnych relacji pomiędzy partiami swoimi i partnerów, to musze przyznać, że płyta Last Seen Headed, choć nie jest tak oryginalna, jak dwie opisane wcześniej, to wcale nie odbiega od nich poziomem.