ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (57) / 2006

Agnieszka Nęcka,

SKAŻENI DESTRUKCYJNĄ PROWIZORKĄ

A A A
Magdalena Tulli, dzięki specyficznie pojmowanej „sobieswojskości”, „krystalicznej przejrzystości zdań”, „eleganckiemu stylowi”, czyli – upraszczając nieco rzeczy: bez zarzutu komponowanym tekstom prozatorskim, których cechą wspólną jest utrzymywana na wysokim poziomie metaliterackość, już od swej debiutanckiej powieści („Snów i kamieni” z 1995 roku) zyskała przychylność krytyki. Twórczość Tulli to – jak konstatował na marginesie „W czerwieni” Dariusz Nowacki – „soczysty kawał literatury zrobionej z literatury”, będący bardzo wyrazistym przykładem „pisania jako konsekwencji czytania”. Jej narracje zaczynają się podobnie: od powoływania na oczach czytelników do życia „papierowych” światów zamieszkiwanych przez „papierowe” postaci.

Nie inaczej jest w przypadku ostatniej książki autorki „Trybów”. „Skaza” – bo o niej mowa – na dobrą sprawę nie ma właściwie wyraźnie zarysowanego wątku głównego. Pomysł kompozycyjny ufundowany został na kilku zakleszczających się na sobie „historyjkach”. W swoistym centrum zdarzeń umieszczony został plac (ulokowany w bliżej nieokreślonym Mieście i niedookreślonym czasie), w pobliżu którego upada ciężka ogniotrwała kasa powodująca zniszczenia. Droga katastrofy została prosto wytyczona: krach na giełdzie, zamach stanu, dyktatura. Słowem: chaos, w wyniku którego na placu zaczynają pojawiać się uchodźcy wraz z „przywleczonymi” przez siebie wątkami drugo-, trzecioplanowymi. Owe kilka toczących się równolegle opowieści, zazębiając się wzajemnie o siebie, wpływa rzeczywistość powieściową i komplikuje ją. Z jednej zatem strony wątki „poboczne” gmatwają fabułę, z drugiej zaś ją ubogacają. Ale mimo wszystko (a może nade wszystko) świat zarysowany w ostatniej powieści Tulli został skażony destrukcyjną prowizorką. Powieściowa rzeczywistość zbudowana jest z mało wartościowej, pomalowanej, nietrwałej dykty. Podobnie rzecz ma się z bohaterami, którzy naszkicowani zostali za pomocą kilku kresek oddających stereotypowość określonych postaci (np. grubawy notariusz obarczony rodziną, cyniczny student prawa, snująca marzenia pokojówka, mało rozgarnięty policjant), ale bez wgłębiania się w ich psychikę czy wplatania „wtrętów” analizujących motywacje działań postaci. Osobowość – jak przekonuje autorka „Trybów” – zdeterminowana jest przez strój. To, kim się jest, uzależnione zostaje od ubrania, na podstawie którego oceniają nas inni. „W fasonach zawarta jest cała prawda, i ta, w którą wszystkim wypada wierzyć, i ta, której nikomu się nie chce sprawdzać. Każdy powszechnie uznany osąd może w nich znaleźć oparcie. Fason jest sztancą do powielania wyobrażeń”.

Tulli odsłania to, co już wielokrotnie zostało obnażone: grę pozorów. Opinie o innych i świecie wydaje się z reguły w oparciu o zewnętrzne, powierzchowne obserwacje. Kłopot z „innością”– który stał się jednym z bardziej popularnych w ostatnich czasach literackich tematów – na tym się zasadza, że zbyt łatwo ulegamy powszechnym poglądom, kierując się zwykle nieuzasadnioną obawą przed tym, co nowe. Wykluczenie i odmienność nie są – jak chce przekonać autorka „Snów...” – niczym niezwykłym czy strasznym. Szeroko rozumiana odmienność jest bowiem po prostu tzw. normalnością, tyle że pochodzącą „z innego placu” (z innej opowieści). W najnowszej prozie Tulli uchodźcy stają się skazą historii nadrzędnej, która nie może się rozwijać bez przeszkód, ponieważ „elementy napływowe” zakłócają jej tok. Tulli swym zwyczajem buduje opowieść metaforyczną. „Skazę” można czytać przeto jako przypowieść o obcości i odrzuceniu. Będąc „nie-u-siebie”, zawsze zostajemy postawieni na straconej pozycji. Traktowani jak gorsi gatunkowo możemy liczyć tylko na obłudę i pogardę.

Stąd ostrze ironii i krytycznej refleksji wymierzone zostało przeciwko kulturze mieszczańskiej i jej zhierarchizowanemu porządkowi, opartemu o wyraźny podział na role; kulturze, która – jak się okazuje – nadal jest kulturą dominującą. W zamian za pozorny porządek rezygnuje się z własnej swobody i ponoszenia odpowiedzialności. Konsekwencją permanentnego poczucia niespełnienia jest nienawiść do siebie i właśnie spychana na innych pogarda. Hierarchia zależności w świecie składającym się jedynie z pozorów oznacza bezradność człowieka, który – po pozbawieniu go (budzącego wymuszony respekt) munduru – gardząc (sobą), uruchamia mechanizm przemocy i wykluczenia. Jednym z najdotkliwszych nieszczęść współczesnej rzeczywistości jest brak empatii i współczucia. W świecie, w którym każdy jest zajęty wyłącznie sobą – przypomina autorka – upadek Ikara zostaje (bo zostać musi) niezauważony. Majaczące w tle widmo przemijania i śmierci uwypuklać mają – zdaniem Tulli – absurdalność takich uczuć jak pogarda.

Świat powieściowy – co znamienne dla autorki „W czerwieni” – uszyty został z metafor (głównie związanych ze strojem i dekoracją) i literackich klisz. Koncept „Skazy” ugruntowany jest na skojarzeniach związanych z szyciem (ubrań symbolizujących role społeczne z jednej strony, z drugiej zaś – szycie w znaczeniu konstruowania powieści). Najprawdopodobniej znów szło o pokazanie, jak bardzo umowna jest granica między fikcją a rzeczywistością, czy też uwypuklenie (po raz nie wiadomo który), że literatura czerpie inspiracje z życia. Choć, jeśli wszystko może być/jest opowieścią, to będziemy mieć do czynienia jedynie z pozorami, z imitacją rzeczywistości, zatem z tytułową skazą (skażeniem bylejakością, obłudą etc.).

Narracja „Skazy” snuta jest z kilku perspektyw: bohaterów i narratora (czy konkretniej: narratora „wchodzącego” w rozmaite role). Dystans do opowiadanych zdarzeń z jednej strony, z drugiej – pokazanie jednostkowości. Wszystko zależy od tzw. punktu siedzenia, czy mówiąc innymi słowy: od interpretacji faktów, które to (interpretacje) są zawsze subiektywne i fragmentaryczne. „Tutaj materiał został na przykład z lekka naciągnięty, tam nieznacznie przymarszczony, nadmiar wpuszczono w szwy i zaprasowano w miarę gładko, żeby wszystko to razem z faktami dało się dopasować do gotowych od zawsze konkluzji na temat tej albo tamtej postaci. Oglądając pierwszy z brzegu strój, trudno nie zauważyć z przykrością, że pod podszewką nic nie jest tym, na co z wierzchu wygląda. Różne drobne defekty kroju mimochodem zdradzą, że racje zostały przycięte stronniczo. Można by zauważyć, że istotne rozstrzygnięcia są podporządkowane uprzedzeniu, kaprysowi, zachciance. Ale nieuwaga jest dogodniejsza. Kto może, z rozmysłem obstaje przy pierwszym wrażeniu, niczego więcej nie chce przyjąć do wiadomości. Oko woli omijać kłopotliwe szczegóły. (...) Kto może chroni w ten sposób przed zwątpieniem ufne wyobrażenia o całości, warte chyba więcej od niej samej”.

Tulli – co udowodniła już we wcześniejszych swych książkach – jest świadoma owej umowności w każdej przestrzeni działalności ludzkiej. Pewnie dlatego tak chętnie odsłania mechanizmy, dzięki którym powstaje jej opowieść. Tym, co najciekawsze w jej prozie, jest ów poziom meta, po którym autorka „Trybów” porusza się niezwykle sprawnie. Intrygujący zdaje się także problem autobiografizmu. Ale „Na proste pytanie, które samo się narzuca – kto tu powiedział «ja» kilka razy – nie ma uczciwej odpowiedzi. Ukrywanie się jest wyczerpujące, na dłuższą metę zgoła niemożliwe. Lecz słówko ‘ja’ niczego tu nie wyjaśni. Za mało ono samo w sobie znaczy. Mniej niż podpis na wekslu, tyle co kulawy inicjał, który czyjaś ręka zostawiła na odrapanej ścianie. W tych dwóch literkach treści jest tak mało, że należą do wszystkich i do nikogo”.

Granica między fikcją a rzeczywistością jest zatem, jak wcześniej napisałam, umowna. „Z pewnego punktu widzenia nie ma zmyślonych opowieści. Każda na koniec, choćby wbrew wszelkim pozorom, okazuje się prawdziwa i nieunikniona. Każda jest sprawą życia i śmierci. Ten, kto przemieszkuje na jej niewidocznym zapleczu, musi przyjąć cały zamknięty w niej ból, bezpański i wspólny, który przelewa się to tu, to tam, bo naczynia którymi płynie, są połączone”. Tulli, biorąc odpowiedzialność za swój krój (powieść), tym samym nakazuje swemu narratorowi ponosić odpowiedzialność za losy powieściowych bohaterów. Być może dlatego uchodźcy ocaleją – zostaną ewakuowani „taksówkami jadącymi prosto do Ameryki” (mitycznej krainy dobrobytu), gdzie będą prowadzili nowe, choć niekoniecznie szczęśliwe, życie. Wszak „przecież to jasne, że Ameryka wyszła z tych samych rąk, które spartaczyły wszystko, czego dotknęły”.

Nawet jeśli autorka „Snów...” powtarza to, co już doskonale znane lub oczywiste, to i tak niewiele dałoby się jej zarzucić. Wszak czasami od tego, co się opowiada, ważniejsze jest to, jak się opowiada. A Tulli bezsprzecznie nadal uwodzi stylem.
Magdalena Tulli: „Skaza”. Seria: Archipelagi. Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2006.