ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (161) / 2010

Dawid Klachacz,

CHORE MIEJSCA TEKSTU

A A A
O „Transfuzjach” Mirosławy Pajewskiej
Liryzm cierpienia to pieśń krwi, ciała i nerwów.
Dlatego, w prawie wszystkich chorobach kryją się
moce liryczne.
Émil Cioran „Na szczytach rozpaczy”

Wydany na jesieni 2009 roku tomik poetycki Mirosławy Pajewskiej „Transfuzje” wydaje się być szczególnie niepokojący na tle wcześniejszych: „Krwioobiegu” (2004) i „Styksmatu” (2006). Konwencja podobna - sygnowana już samym tytułem - ciało dalej choruje, melancholia i doświadczenie braku wciąż podsycają klimat wierszy. Ale jednak coś się tu zmienia, coś się tu wydarza niecodziennie Pajewskiego. Choroba zaczyna dosłownie wyłazić z ciała, ostrzegając, że może już nie być tylko lirycznie. Tutaj w zasadzie już nie ma miejsca na konfesyjki i prywatne zwierzenia. Melancholia natomiast zaczyna przeradzać się w patos bólu.

Gradacja emocji częściowo wyzyskana zostaje za pomocą przemyślanej konstrukcji tekstu. Zaczyna się onirycznie, kilkoma senno-depresyjnymi wierszami. Dalej łapani jesteśmy w sieć części zatytułowanej „I świat”. Następne zaś rozdziały „Wydzieranki” i „Arkamiejskie” starają się rozszarpywać emocjonalnie każdego, kto tutaj wpadnie. Cały zabieg czy też chorobowy dramat zasklepia się powoli wraz z wierszami wchodzącymi w skład cyklu „Zrosty”, aby ostatecznie zamknąć swą konstrukcję wierszem „Okrągła rocznica”.

Niemal wszystkie wiersze mocno naznaczone są konkretną podmiotowością, często tą, którą zwykliśmy określać jako kobiecą. Nancy K. Miller określała pisanie kobiet jako akt przędzenia pajęczyny tekstu, w którym kobieta-pająk pozostawia ślady swej podmiotowości. W tym kontekście pisanie Mirosławy Pajewskiej to pisanie sobą, ciałem, a więc doświadczenie siebie zostaje uwikłane w materiał poetycki. Widać to szczególnie w chorych miejscach tekstu i tam, gdzie pozostały wszelkie tropy płciowości. To właśnie doświadczenie bólu cielesnego i psychicznego oraz stygmaty płci najłatwiej odbijają się w tkance wierszy:

„Choroba moja siostra syjamska
Choruje na mnie
Bawimy się w doktora
W rękawiczki bez rąk
W głowę bez głowy
(…)
I że mnie nie opuści aż do śmierci”

Choroba jako posmak śmierci mocno jest tutaj scalona z ciałem, jego płcią oraz seksualnością. Podobnie jak to przedstawia freudowska psychoanaliza łącząca Erosa i Thanatosa – dwie wielkie siły przenikające się wzajemnie. Co więcej ta choroba jest jak alter ego – surowy głos przedziwnej rzeczywistości, który każe się ciągle weryfikować. Alter ego jest najmocniejszym momentem wyznania, kiedy podmiot wyznający już tak mocno i traumatycznie wyznaje, że rozszczepia się na dwoje w schizofrenicznym dramacie, którego finał to zejście się pospołu w jedną śmierć. Julia Kristeva definiuje taki podmiot depresyjny jako podmiot, który jest pozbawiony możliwości jakiejkolwiek symbolizacji, dzięki temu jednak nieustannie szuka wentylu ekspresji dla swojego udręczonego ciała. Źródłem wierszy Pajewskiej będzie zatem dynamizm cierpienia oraz paroksyzm poszukiwań narracji symbolicznych, które mogłyby uświęcić trudne stany podmiotu.

Konstrukcja tomiku, choć przemyślana, to jednak rozmywa się pod wpływem natłoku materiału lirycznego, gdzie znajdą się wiersze jakby wepchnięte jako jeszcze jeden i kolejny liryczny dokument choroby, umierania. Zamglenie konstrukcji wynika też z obecności wierszy o naturze refleksyjno-onirycznej, które dają odpocząć czytelnikowi od emocjonalnego natężenia innych utworów, jednakże rozczłonkowują wyrazistą dykcję, która mogłaby być osiągnięta poprzez większą selekcję wierszy.

Wiersze oniryczne, gdzie kreowany jest odrealniony świat, tworzą osobną przestrzeń tomiku, niekiedy przebijając się w innych – trzeźwego bólu – wierszach. Ów trzeźwy ból nie do końca jest również realny, gdyż osnowa całego tomiku to swoisty magiczny realizm czy też melancholia rzeczywistości. Taka estetyka zabarwia lekką mgiełką, sepią fotografię tejże poetyckiej rzeczywistości. Jest to charakterystyczna subtelność, aura tomiku, której nie należy ujmować w ścisłych ramach dyskursu realizmu magicznego. Stąd też pojawiają się specyficzne przestrzenie miasta (Mikołowa, Katowic) – restauracje, parki, ulice, zaułki, które melancholijnie ożywają w chorobliwym, a więc przenikliwym spojrzeniu obserwatora:

„Wciąż bez zmian. Brak miejsc siedzących.
Na skrzyżowaniu Wolności i Skargi
od dawna nie widziano znaków drogowych.
(…)
Mimo to zegarki pasażerów zdążyły wymienić się wskazówkami.
Środa podobno poszła pieszo,
Na skróty przez Miłość,
choć jak wiadomo nie ma tam drogi.
(…)
Niedziela rozchodzi się po kościach.
Do szyb przylgnął zmierzch. Wsiadł
na ostatnim przystanku.”

Zanurzenie w konkrecie – sytuacji, miejsc, materii przedmiotów to obrana przez Mirosławę Pajewską koncepcja wiersza. Jednakże tzw. poezja konkretna to tylko część poetyckiej rekwizytorni, z której korzysta Autorka. Druga ogromna siła, która pobudza konkret, to sfera popędowa – emocjonalność, impresjonistyczny miraż wyobraźni, strumień świadomości, który wylewa się niezatrzymaną frazą przez cały wiersz.

Poetyka „Transfuzji” w miejscach, gdzie z konkretu zostają wywiedzione ogólniejsze konstatacje, bądź tam, gdzie pojawiają się impresjonistyczne figury czasu, przypomina dykcję wierszy Wisławy Szymborskiej. Również stosowana ironia ma podobny posmak. Co ciekawe, metafory ciała i seksualności bardziej przypominają młodą poezję feministyczną niż wiersze autorów i autorek pokolenia Pajewskiej. Zatem będzie tym wierszom bliżej do twórczości Katarzyny Zdanowicz-Cyganiak („Jak umierają małe dziewczynki”) niż na przykład Ewy Sonnenberg czy Urszuli Benki, poetki zbliżonych pokoleniowo do Mirosławy Pajewskiej.

Od strony formalnej kształt wiersza Pajewskiej to wiersz wolny, biały, pozbawiony zatem rymu, ale nie rytmu. Rytm bowiem jest tutaj podstawowym elementem dla budowania dramaturgii choroby, popędowego wynurzenia manifestującego się raz poprzez wylewność innym razem jako szorstkość krótkiej frazy i oszczędność słów. Specyfika frazy Pajewskiej to jakby tradycja średniowiecznego wiersza zdaniowego, tyle że rozbitego przerzutnią i współczesną formą wiersza nieregularnego. Jednakże w swej kadencji fraza Pajewskiej jest określona poprzez jedno zdaniowe twierdzenia. Przykładowo:

„Naszą jadalnię zamykają zaraz / po śniadaniu,
każdego dnia o tej samej / godzinie,
Jurek pyta która to godzina,
na co Józef odpowiada, że jest/ Barankiem Bożym,
właśnie krzyż(yk)ują go skrupulatną nitką”

Język poetycki „Transfuzji” to znaczeniowe stygmaty, które konstruują wizerunek choroby, są nośnikiem ekspresji i dynamizmu. Wiele tutaj językowych nowotworów oraz słów-kluczy pochodzących z kultury choroby i umierania:

„mój język
cierń pokruszony z krwią
wyssanej z światła ćmy
(…)
chłonny, gdy przyjdzie wiosna
teraz już na pewno
nauczy się z tym żyć
otwarta miseczka dłoni
z pokruszonym szkłem”

Zestrojenie tych akcentów wraz z połamaną formą współczesnego wiersza wyzyskuje efekt drążącego ciała, które choruje zduszone krótką frazą bądź jest wzburzone wydobywającym się słowotokiem. Jeśli pójść tropem Emila Ciorana, twierdzącego, że prawie wszystkie choroby kryją moce liryczne, to koncepcja wierszy Mirosławy Pajewskiej jest ciekawym pomysłem na transfuzję krwi między tekstem i odbiorcą. Jak stwierdza sama Poetka w komentarzu do tomiku - to „wiersz sam odnajduje swe dziwne, czasem pokraczne ścieżki w korytarzach naszej krwi”.