ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (161) / 2010

Magdalena Orlińska,

WIERSZE

A A A
...

Rozkładam mapy, z grubego szkła zbudowane jest wszystko i wszystko jest,
jakby było. Podchodzi sąsiad, dozorca, listonosz, pani z pieskiem, pan
bez zegarka. Odliczane minuty, ostatnia wiara w niepodważalny czas pomiędzy
jedną a drugą rozmową. Oto są ślady na suchej dłoni, raz, raz, raz. Próbuję,
sprawdzam. Czytam wyostrzającą się linię, od ostrza noża, od biegu
serca mojego ojca, wszystko nierówne i nie w porę. Spóźniona sprawiedliwość,
mokre oczy pozbawione blasku, raz, raz jestem, przynoszę
poćwiartowany obraz, później się odsuwam



...

Nie obawiam się prosić o rozstąpienie ziemi, skoro już potrafię
przechadzać się środkiem lasu z wykradzionym obrusem. Moja święta
płachta ma w sobie najprawdziwszą falę umykającą przed wiatrem i drewnem.

Blisko naszych twarzy osiedliły się błyski. Luiza prosi o to samo. Kawałek płótna
nosi w sobie idealnie plecione krzyżyki. Zarzucimy go na nagie kości
po największej walce wewnątrz porannego nieba, wewnątrz spokojnego drewna.



...
Zaplanować ostatni dzień zimy, wyryć na skale scenariusz,
by podcinał nogi wszystkim pielgrzymom. To się nazywa zmęczenie
albo trud zbierany garściami na zawołanie. Starsze kobiety mają w sobie
Coraz więcej z twojej matki i ojca, Szczególnie zimą, mógłbyś dotknąć
ich wszystkich dłonią pełną znaków i ciepła. Wziąć ich w nawias
jak w ramiona, oznaczyć szczególne miejsce w przebiegu wydarzeń.
Niech muzyka wybierze nas sama. Wytrwaliśmy niezliczony okres
rozszerzonych źrenic, popękanych dłoni i nocy. A teraz pozwól mi
zdecydować o tym prochu na wodzie, okręgach bezludnych