ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (162) / 2010

Bernadetta Darska,

KIM JESTEM?

A A A
Najnowsza książka Michała Głowińskiego to nie tylko wspomnienia znanego naukowca, wzbogacone o liczne refleksje na temat kultury, polityki czy społeczeństwa. Choć ów szeroki kontekst wydaje się co najmniej interesujący, to jednak nie na nim zasadza się podstawowa zaleta tej ważnej książki. Głowiński nieustannie zadaje sobie pytanie: kim jestem? Nie ma tu prostych i oczywistych odpowiedzi. Autor jest świadomy tego, jak bardzo to, co skrywane i trzymane w tajemnicy przed otoczeniem, ukształtowało jego osobowość. Decyduje się więc na zmierzenie z dotychczas niewypowiedzianym, by zastanowić się, jak bardzo bycie na uboczu, wycofanie się na margines, wpłynęło na takie, a nie inne postrzeganie świata. Metafora tytułowych „kręgów obcości” wydaje się zatem nie tylko trafna, ale i otwierająca na nowe sensy i odczytania. Opowieść Głowińskiego zamienia się w intrygujące odkrywanie siebie poprzez słowo. Obce jest nie tylko to, co stygmatyzuje, naznacza, wyklucza, ale też to, czego nie da się zapomnieć i przed czym nie da się uciec. Warto zauważyć, że świadomość inności odczuwana jest fizycznie – poprzez nagły i paraliżujący lęk czy niechęć do zamkniętych pomieszczeń. Kim jestem? – cały czas pyta Głowiński i sam sobie odpowiada: „[…] nie znam jidysz, nie znam hebrajskiego, od najwcześniejszego dzieciństwa mówię i myślę w języku polskim, wyrosłem w polskiej kulturze, którą traktuję jak swoją, zajmuję się polską literaturą. A więc jestem Polakiem! Byłem w warszawskim getcie, ukrywałem się po aryjskiej stronie, zostałem z powodów zwanych rasowymi skazany na śmierć, której istnym cudem udało mi się uniknąć. A więc jestem Żydem! W moim przypadku i jedno, i drugie jest prawdą, prawdą dla mnie oczywistą, naturalną i bezdyskusyjną” (s. 517). Autor akcentuje konieczność zachowania szczerości. W związku z tym na kartach książki czyni też jeszcze inne wyznanie – pisze o swoim homoseksualizmie i o trudnościach z zaakceptowaniem i uświadomieniem swojej inności.

Odmienność, niezależnie od tego, czego tutaj dotyczy, zwykle związana jest z fizycznością. Ukrywając się przed hitlerowcami, autor musi umieć być przekonującym wizualnie Polakiem. Funkcjonując w grupie znajomych, musi uważać, by nie zdradzić swojej orientacji seksualnej i by nie sprowokować niewybrednych żartów. Ciało zostaje więc poddane (samo)kontroli – autor nie tylko czuje się obserwowany, ale i sam siebie nieustannie obserwuje. Czy tego chce, czy nie, musi mieć opanowaną sztukę kamuflażu. Jest zmuszony do funkcjonowania w przestrzeni namacalnie niemalże pochłaniającej i wyczuwalnej ciałem. Z tym specyficznym doznaniem psychiczno-fizycznym wiążą się zarówno wspomnienia pozytywne – dom rodzinny postawiony w miejscu narażonym na atak intensywnych zapachów z sąsiednich fabryk i dźwięku przejeżdżających z hukiem pociągów, jak i wspomnienia traumatyczne – ulice getta, na których leżały przykrywane grubym papierem trupy.

Głowiński zwraca uwagę na dwuznaczny status ukrywanego dziecka, którym był kiedyś: „Przestałem być dzieckiem w getcie, zacząłem być żydowskim dzieckiem ukrywającym się po aryjskiej stronie, a raczej ukrywanym, bo nie mogłem być przecież stroną czynną, stałem się przedmiotem, o którego los troszczyli się i zabiegali ludzie dobrej woli” (s. 73). W domach w getcie opuszczanych w pośpiechu przez przerażonych ludzi zostawało wiele przedmiotów. Zmieniało się też ich znaczenie – te, które były ważne i cenne podczas pokoju, w czasie wojny okazywały się zbędnym balastem; jedynie nieliczne rzeczy mogły być zabierane ze sobą i ukrywane blisko ciała. Dziecko, które próbuje przetrwać pomimo wszystko, musi oddać swój los w ręce innych. Żyje, ale nie od niego zależy, czy przeżyje. Podobieństwo do rzeczy, zaznaczone przez Głowińskiego, nie ma nic wspólnego z uprzedmiotowieniem. Wręcz przeciwnie – w świecie, którym zawieszeniu uległy wszelkie wartości, człowiek nie znaczy nic. Stając się rzeczą, zyskuje wartość. Odpowiednio cenny przedmiot może ocalić życie, pomóc przetrwać najtrudniejsze chwile czy odsunąć katastrofę w bliżej nieokreśloną przyszłość. Dziecko chronione jak rzecz na nowo staje się więc kimś ważnym. Głowiński wspomina także o paraliżującym i odczłowieczającym strachu: „Stawałem się przerażoną istotą, coraz bardziej nerwową i w coraz wyższym stopniu opanowaną przez strach. Będącą nie tylko zaszczuwanym zwierzęciem, ale zwierzęciem coraz wyraźniej odczuwającym swój los, swoją sytuację, to wszystko, na co zostało skazane” (s. 77). Rzecz, zwierzę, byle tylko nie człowiek. Ludzki oznacza bowiem „skazany na śmierć”. Zwierzęcy lub przedmiotowy daje nadzieję na niewidzialność i w konsekwencji ocalenie. Strategia przetrwania jest więc jednoznaczna – nie można być postrzeganym przez innych jak człowiek. To równoznaczne jest z większymi kłopotami, a tych należy unikać. Szmalcownicy tylko czekają na błąd. Nic więc dziwnego, że w opowieści Głowińskiego natkniemy się na następujące zdania: „[…] taki stan rzeczy wywołał u mnie postawę, która określę jako syndrom ślimaka. W każdej chwili chciałem żywić przekonanie, że mogę się zamknąć w skorupie i nie wystawiać na zewnątrz niczego, co do mnie należy” (s. 79). Konsekwencją podwójnego odczłowieczenia – tego wynikającego z postawy Niemców i tego, które służyło ochronie, jest ocalenie z niejednoznaczną tożsamością. Głowiński bowiem wspomina: „Kiedy z odległości wielu lat patrzę na swoje doświadczenia, dochodzę do wniosku, że po przetrwaniu Zagłady dziecko przestało być dzieckiem (choć nie przemieniło się w dorosłego), stało się dziwnym, trudnym do określenia tworem, któremu odebrano atrybuty dziecięcości” (s. 108).

Wtedy, gdy osaczenie jest synonimem teraźniejszości, możliwość ukrycia się także w wymiarze wyobrażonym przynosi ukojenie. Gdy jednak wojna się kończy, każde zamknięte pomieszczenie przypomina paraliżujący lęk z przeszłości i obezwładnia. Głowiński wyznaje, że to, co było, wtedy namacalnie wraca. Ciało reaguje lękiem identycznym jak kiedyś. Tak jakby miejsce uruchamiało odpowiednią reakcję ciała. Osaczenie na nowo staje się teraźniejszością i budzi lęk, bo zapamiętane zostało tak dokładnie i sugestywnie. Autor wyznaje: „Czy tkwi we mnie wciąż strach wyniesiony z kopca na kartofle, a jego ściany niezmiennie wyznaczają i ograniczają mój mentalny, ale też realny świat? W każdym razie, gdybym miał wskazać swoje najstraszniejsze przeżycia z czasów Zagłady, wymieniłbym trzy: pobyt na Umschlagplatzu, najście szmalcownika, dni spędzone w kopcu na kartofle. W istocie nigdy nie było mi dane od nich się uwolnić, one żyją we mnie, a ja żyję w nich” (s. 81).

Warto zwrócić uwagę na fragmenty dotyczące Kościoła. Głowiński jest wdzięczny siostrom zakonnym, które go ukrywały, ale pamięta także o licznych przejawach antysemityzmu tolerowanych przez księży, a nawet przez nich sygnowanych. Wspomina księdza, który na lekcjach religii uzasadniał Holokaust słusznym gniewem Bożym i konieczną karą za ukrzyżowanie Chrystusa. Głowiński bardzo mocno zaznacza, że przedwojenny antysemityzm miał inny ciężar gatunkowy. Nawoływanie do nienawiści do Żydów w kontekście wiedzy o obozach koncentracyjnych, gettach i komorach gazowych jest czymś o wiele bardziej okrutnym i przerażającym. Tego nie można już nazwać bezmyślnością lub błądzeniem. Taka nienawiść to rodzaj podpisywania się pod „dziełem” Hitlera. Głowiński nie tylko piętnuje takie postawy, ale też szczerze wyznaje, że są one powodem jego znacznego dystansu do Kościoła.

W większości tekstów dotyczących „Kręgów obcości”, które pojawiły się w prasie literackiej oraz wysokonakładowej, akcentowany jest wątek homoseksualizmu poruszony przez autora. Również o tym wspomnę, choć chciałabym zachować właściwie proporcje – nie jest to temat najważniejszy w książce. Głowiński przywołuje moment uświadomienia sobie, że jest homoseksualistą, jako katastrofę. Pojawia się motyw funkcjonowania na marginesie życia towarzyskiego, unikanie tematów damsko-męskich, wycofywania się z sytuacji, w których tematem rozmowy były uczucia lub seks. Choć autor mówi o niejako naturalnej niechęci do epatowania zwierzeniami, trudno oprzeć się wrażeniu, iż mamy tu do czynienia z kontynuacją stanu doświadczanego w okresie wojny. Wtedy trzeba było uważać, by nikt nie zadał pytania o żydowskość, potem należało zrobić wszystko, by nikt nie pytał o seksualność. Pomnożenie inności odbywa się więc tutaj w trybie ciągłym – z czasem „bycie homoseksualistą” wysuwa się na plan pierwszy w miejsce „bycia Żydem”. Nie chodzi tu, oczywiście, o podobieństwo traumy fizycznej, raczej o poczucie bycia naznaczonym oraz o niemożność współtworzenia wspólnoty odwołującej się do cech typowych dla większości. O ciągłości wykluczenia świadczy również następujący fragment: „O moim milczeniu w tej dziedzinie decydowały lęki wyniesione z czasu Zagłady, głęboko we mnie zakotwiczone, powiedziałbym, że w jakimś sensie silniejsze ode mnie, bo nawet gdybym chciał o doświadczeniach moich opowiadać, nie mógłbym, kołowaciałby mi język. To była nadal sfera niemożliwości, ten strach wciąż działał paraliżująco. Milczenie, zamrażanie wszelkich wspomnień, ich nieupublicznianie, było rozwiązaniem jeśli nie najlepszym, to jedynie możliwym” (s. 177).

„Kręgi obcości” Michała Głowińskiego to nie tylko fascynująca opowieść o losach pojedynczego człowieka, który ocalał, by dać świadectwo, i by próbować żyć pomimo pamięci o śmierci. Książkę tę można bowiem także czytać jako prywatną dokumentację losów polskiej inteligencji w XX wieku – autor interesująco portretuje środowisko naukowców, tworząc przy okazji minihistorię Instytutu Badań Literackich PAN. „Kręgi obcości” to również fascynująca próba sprawdzenia, jak wiele można opowiedzieć słowami, oraz ile umyka z tego, co kiedyś wydawało się ważne. Głowiński umiejętnie dawkuje fragmenty swojego życiorysu, sytuując je w szerszym kontekście polityczno-społecznym. Dzięki temu czyta się tę książkę nie tylko jako relację prywatną, ale i w pewnym sensie uniwersalną. Oto przyglądamy się losom reprezentanta pokolenia stopniowo odchodzącego w przeszłość. A że Głowiński opowiada interesująco, nie bojąc się przy tym krytycznego myślenia, tym bardziej godna polecenia to lektura.
Michał Głowiński: „Kręgi obcości. Opowieść autobiograficzna”. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.