
PRZEZ DZIURKĘ OD KLUCZA
A
A
A
Pierwsze wrażenie, które pojawia się po lekturze debiutu powieściowego Yiyun Li, można wyrazić w słowach: Chiny jeszcze nigdy nie leżały tak blisko Polski. Intrygująca opowieść o losach zwykłych ludzi, które determinuje system totalitarny, przywodzi na myśl zbieżność pewnych doświadczeń historycznych Chin i Polski Ludowej. Lektura „Włóczęgów” wydaje się zatem szczególnie interesująca z perspektywy doświadczeń polskiego komunizmu, co nie powinno jednak przesłaniać jej uniwersalnego wymiaru. Powieść Li przypomina antyczną tragedię, rozgrywającą się pod koniec lat siedemdziesiątych, po zakończeniu rewolucji kulturalnej w Chinach. Rolę Antygony przyjmują w niej bohaterowie rozmaicie uwikłani w meandry polityki, która wywiera zasadniczy wpływ na ich życie. W kraju, gdzie „nie sposób piąć się wzwyż, nie używając żywych ludzi jako schodów” roi się od indywidualnych dramatów, wypartych przez oficjalny reżim. Yiyun Li rehabilituje przemilczane historie, pozostawiając wyrazistą sugestię co do prawdy na temat czasów „maoistycznego raju”. Ta z całą pewnością daleka jest od społecznej utopii.
Nie dziwi fakt, że jedną z najciekawszych współczesnych powieści o Chinach otrzymujemy od chińskiej Amerykanki, która w 1996 roku wyemigrowała z ojczystego kraju. Nie dziwi choćby z tego samego powodu, dla którego najlepsze społeczne diagnozy PRL-u wychodziły spod pióra takich pisarzy emigracyjnych jak Czesław Miłosz, Gustaw Herling-Grudziński czy Józef Mackiewicz. Niezbędny dystans (czasowy i przestrzenny) pozwala autorce wejrzeć w umysły bohaterów, które wymykają się czarno-białemu schematowi podziału świata na dobrych i złych, swoich i obcych. Taki efekt udało się osiągnąć Li dzięki zastosowaniu kilku alternatywnych punktów widzenia na rzeczywistość, inspirowanych kolejno wprowadzanymi postaciami. Ich uwagi i myśli (nawet te najbardziej skryte), przełamują propagowany przez władze schemat myślenia. Co zrozumiałe, w ten sposób o Chinach, podglądanych jakby przez dziurkę od klucza, można było napisać jedynie przebywając poza krajem. Ten poziom szczerości nie byłby możliwy w warunkach wszechobecnej propagandy i cenzury.
Warto dodać, że bohaterowie, reprezentujący różne środowiska oraz wiek, służą jako zuniwersalizowane typy, współtworzące przekrój „chorego” społeczeństwa. Kiedy zarówno na ulicach, jak i w czterech ścianach własnego mieszkania dominuje atmosfera zastraszenia i podejrzliwości, uniemożliwiony jest rozwój. Panuje inercja. Społeczeństwo sparaliżowane lękiem niechętnie angażuje się w jakąkolwiek działalność, stąd zasługuje jedynie na miano „chorego”. Zwątpienie obejmuje również sferę aktywności kulturalnej, czemu daje wyraz list do byłej żony napisany przez wykluczonego poza gromadę intelektualisty Gu, w którym notuje znamienne zdanie, przepełnione rezygnacją i goryczą: „Pomimo istnienia sztuki, filozofii, Twojej ukochanej matematyki i mojej wiary w oświecenie, znakiem naszej epoki (mamy zaś chyba powody przypuszczać, że potrwa ona jeszcze ze sto lat) jest w ostatecznym rozrachunku jęk naszych kości miażdżonych żarnami pustych słów”.
Obraz miasteczka Błotnista Rzeka, który wyziera z kart „Włóczęgów”, przypomina naturalistyczne opisy nędzy, jakby wyjęte z powieści Emila Zoli albo – pozostając w obrębie polskich skojarzeń – najbardziej przygnębiających nowelek pozytywistycznych. Na dowód wystarczy przywołać obraz małego chłopca, który zabija psa ciosem siekiery w łe, tylko po to, by wyrwać mu z pyska kawałek szynki, albo scenę, w której dziewczynka zrywa świeżo przyklejone obwieszczenia, ponieważ głód podpowiada jej, by wyjeść niezaschnięty klej, wyprodukowany z mąki. Sporo uwagi poświęca Yiyun Li właśnie pokrzywdzonym dzieciom, które musiały szybciej dorosnąć. Ten los spotkał 12-letnią inwalidkę Nini, pogardzaną przez rodziców i zmuszaną do służby we własnym domu. Jedyną nadzieją jest dla niej małżeństwo z wyśmiewanym z powodu głupoty 19-latkiem, Bashim – jedną z najbardziej złożonych i niejednoznacznych postaci „Włóczęgów”. Z jednej strony chłopak nie budzi sympatii – denuncjuje zarówno znajomych, jak i wrogów, planuje otrucie psa, bez większych skrupułów odkopuje zwłoki kobiety, trwoni rodzinny majątek (tę listę można by poszerzać). Z drugiej jednak, jest jedyną osobą, która okazuje Nini zainteresowanie – chce, by została jego żoną. Dzięki jego uczuciu dziewczynka poczuje się ważna i dowartościowana, co pozwoli jej wyrwać się z rodzinnego piekła. Postać Bashiego jest więc doskonałą ilustracją strategii powieściowej autorki, zmierzającej do komplikacji wszelkiej jednoznaczności. To charakterystyczny sposób myślenia, który można uznać za rewers wychowania w warunkach państwa totalitarnego, narzucającego jedyną słuszną drogę dochodzenia do prawdy. Yiyun Li sprzeciwia się tej kategoryczności, próbując dotrzeć do motywów postępowania nawet najbardziej odpychających spośród bohaterów.
Opresywność świata, w którym żyją postaci z „Włóczęgów”, realizuje się nie tylko na płaszczyźnie politycznej (co najbardziej się narzuca), ale również obyczajowej. Mały chłopiec Tong jest pouczany przez matkę: „Niech innym ludziom dzieje się krzywda, nam nic do tego (...) Trzeba zatwardzić w sobie serce, żeby wyrosnąć na mężczyznę”. Rodzinne relacje patriarchalne stymulują zastany porządek społeczny, a także polityczny, nie starając mu się w żaden sposób przeciwstawić, zgodnie z zasadą: tak jest, bo tak dawniej bywało. Nawet najbardziej karykaturalne formy dochodzenia do chwały (jak zbrodnia) zostają wprzęgnięte w regulacje systemu, w którym uczestniczą bohaterowie – dzięki temu możliwy jest awans, co sprzyja naturalizacji najbardziej odrażających form zachowań ludzkich. Podobnie więc jak w tragedii, postaci rozpięte są między pragmatyzmem a sumieniem. W tych okolicznościach naiwna wrażliwość i szczerość chłopca, mocniej przywiązanego do znalezionego psa niż jego rodzice do niego samego, będzie musiała zostać złożona na ołtarzu obowiązków ideologicznych wraz z nadchodzącym okresem dorastania. Czystość Tonga zostanie zmącona wraz z przyjęciem go w szeregi Młodych Komunistycznych Pionierów („Chłopiec był czystą tabliczką, a to, czy pokoloruje się ją na czerwono, czy czarno, zależało już wyłącznie od geniuszu pedagoga”).
Klamrą, która spaja powieść, jest wątek egzekucji kobiet, skazanych za działalność kontrrewolucyjną. Na początku kara zostaje wymierzona 28-letniej Gu Shan. Jej historia stopniowo odkrywa się przed czytelnikiem w relacjach i wspomnieniach rodziców kobiety. To jednak nie jedyna perspektywa, z której poznajemy osobę Gu Shan. W tym przypadku po raz kolejny ujawnia się strategia odchodzenia od wszelkiej jednoznaczności. Okazuje się bowiem, że skazana w przeszłości była zapalczywą zwolenniczką reżimu, która dawała upust swoim przekonaniom, paląc „burżuazyjne” pamiątki własnych rodziców czy uprawiając szykany na ludziach starszych. Wśród grzechów jej młodości znajduje się między innymi pobicie matki Nini w czasie ciąży, co najprawdopodobniej zadecydowało o tym, że dziewczynka urodziła się inwalidką. W ten sposób obraz męczennicy, godnej niemalże miana chińskiej Joanny d’Arc (jak chcieliby to forsować niektórzy), zaciera się i blaknie. Obraz człowieka jest znacznie bardziej skomplikowany, niż chcieliby tego ludzie chętnie wymachujący rozmaitymi sztandarami.
W zakończeniu książki wyrok spada na jedną z głównych bohaterek powieści, dobrze zapowiadającą się spikerkę Kai, której losy unaoczniają, w jaki sposób doświadczyła przemiany. Kiedy jej mąż Han staje przed wyborem: wierność żonie czy lojalność wobec ideologii, decyduje się (za namową wpływowych rodziców) na rozwód. Później, pomimo początkowej depresji, nic już nie stanie mu na drodze do zrobienia błyskotliwej kariery w szeregach partii. Przypomina się opisywany w „Zniewolonym umyśle” przez Miłosza ketman, inspirowany islamem, oznaczający pozorne wyrzeczenie się prawdziwych przekonań za cenę pozyskania aprobaty władzy. Chińska pisarka w swojej książce zapytuje, czy taka dwulicowa postawa wynika jedynie z politycznych ambicji oportunistów różnej maści („wbrew temu, co słyszymy przez megafony, siłą napędową historii nie jest rewolucyjna siła, tylko ludzkie pragnienie, żeby wleźć komuś na kark, a potem obsrać go i obszczać do woli”), czy może jest pewną niezbywalną właściwością jednostki, usytuowanej zawsze pomiędzy dobrem i złem.
„Włóczędzy” to powieść wielopoziomowa, zasługująca na uwagę nie tylko ze względu na polityczne zaangażowanie (co z pewnością pomogło wypromować pisarkę w Ameryce), ale przede wszystkim przez wzgląd na próbę uchwycenia skomplikowanego fenomenu, którym jest człowiek. Yiyun Li imponuje dojrzałością. Pozostaje zatem wypatrywać zapowiadanego na marzec 2011 roku zbioru opowiadań autorki (chronologicznie wcześniejszego od „Włóczęgów”), żywiąc nadzieję, że dostarczy równie bogatego materiału do przemyśleń nad kwestiami najistotniejszymi.
Nie dziwi fakt, że jedną z najciekawszych współczesnych powieści o Chinach otrzymujemy od chińskiej Amerykanki, która w 1996 roku wyemigrowała z ojczystego kraju. Nie dziwi choćby z tego samego powodu, dla którego najlepsze społeczne diagnozy PRL-u wychodziły spod pióra takich pisarzy emigracyjnych jak Czesław Miłosz, Gustaw Herling-Grudziński czy Józef Mackiewicz. Niezbędny dystans (czasowy i przestrzenny) pozwala autorce wejrzeć w umysły bohaterów, które wymykają się czarno-białemu schematowi podziału świata na dobrych i złych, swoich i obcych. Taki efekt udało się osiągnąć Li dzięki zastosowaniu kilku alternatywnych punktów widzenia na rzeczywistość, inspirowanych kolejno wprowadzanymi postaciami. Ich uwagi i myśli (nawet te najbardziej skryte), przełamują propagowany przez władze schemat myślenia. Co zrozumiałe, w ten sposób o Chinach, podglądanych jakby przez dziurkę od klucza, można było napisać jedynie przebywając poza krajem. Ten poziom szczerości nie byłby możliwy w warunkach wszechobecnej propagandy i cenzury.
Warto dodać, że bohaterowie, reprezentujący różne środowiska oraz wiek, służą jako zuniwersalizowane typy, współtworzące przekrój „chorego” społeczeństwa. Kiedy zarówno na ulicach, jak i w czterech ścianach własnego mieszkania dominuje atmosfera zastraszenia i podejrzliwości, uniemożliwiony jest rozwój. Panuje inercja. Społeczeństwo sparaliżowane lękiem niechętnie angażuje się w jakąkolwiek działalność, stąd zasługuje jedynie na miano „chorego”. Zwątpienie obejmuje również sferę aktywności kulturalnej, czemu daje wyraz list do byłej żony napisany przez wykluczonego poza gromadę intelektualisty Gu, w którym notuje znamienne zdanie, przepełnione rezygnacją i goryczą: „Pomimo istnienia sztuki, filozofii, Twojej ukochanej matematyki i mojej wiary w oświecenie, znakiem naszej epoki (mamy zaś chyba powody przypuszczać, że potrwa ona jeszcze ze sto lat) jest w ostatecznym rozrachunku jęk naszych kości miażdżonych żarnami pustych słów”.
Obraz miasteczka Błotnista Rzeka, który wyziera z kart „Włóczęgów”, przypomina naturalistyczne opisy nędzy, jakby wyjęte z powieści Emila Zoli albo – pozostając w obrębie polskich skojarzeń – najbardziej przygnębiających nowelek pozytywistycznych. Na dowód wystarczy przywołać obraz małego chłopca, który zabija psa ciosem siekiery w łe, tylko po to, by wyrwać mu z pyska kawałek szynki, albo scenę, w której dziewczynka zrywa świeżo przyklejone obwieszczenia, ponieważ głód podpowiada jej, by wyjeść niezaschnięty klej, wyprodukowany z mąki. Sporo uwagi poświęca Yiyun Li właśnie pokrzywdzonym dzieciom, które musiały szybciej dorosnąć. Ten los spotkał 12-letnią inwalidkę Nini, pogardzaną przez rodziców i zmuszaną do służby we własnym domu. Jedyną nadzieją jest dla niej małżeństwo z wyśmiewanym z powodu głupoty 19-latkiem, Bashim – jedną z najbardziej złożonych i niejednoznacznych postaci „Włóczęgów”. Z jednej strony chłopak nie budzi sympatii – denuncjuje zarówno znajomych, jak i wrogów, planuje otrucie psa, bez większych skrupułów odkopuje zwłoki kobiety, trwoni rodzinny majątek (tę listę można by poszerzać). Z drugiej jednak, jest jedyną osobą, która okazuje Nini zainteresowanie – chce, by została jego żoną. Dzięki jego uczuciu dziewczynka poczuje się ważna i dowartościowana, co pozwoli jej wyrwać się z rodzinnego piekła. Postać Bashiego jest więc doskonałą ilustracją strategii powieściowej autorki, zmierzającej do komplikacji wszelkiej jednoznaczności. To charakterystyczny sposób myślenia, który można uznać za rewers wychowania w warunkach państwa totalitarnego, narzucającego jedyną słuszną drogę dochodzenia do prawdy. Yiyun Li sprzeciwia się tej kategoryczności, próbując dotrzeć do motywów postępowania nawet najbardziej odpychających spośród bohaterów.
Opresywność świata, w którym żyją postaci z „Włóczęgów”, realizuje się nie tylko na płaszczyźnie politycznej (co najbardziej się narzuca), ale również obyczajowej. Mały chłopiec Tong jest pouczany przez matkę: „Niech innym ludziom dzieje się krzywda, nam nic do tego (...) Trzeba zatwardzić w sobie serce, żeby wyrosnąć na mężczyznę”. Rodzinne relacje patriarchalne stymulują zastany porządek społeczny, a także polityczny, nie starając mu się w żaden sposób przeciwstawić, zgodnie z zasadą: tak jest, bo tak dawniej bywało. Nawet najbardziej karykaturalne formy dochodzenia do chwały (jak zbrodnia) zostają wprzęgnięte w regulacje systemu, w którym uczestniczą bohaterowie – dzięki temu możliwy jest awans, co sprzyja naturalizacji najbardziej odrażających form zachowań ludzkich. Podobnie więc jak w tragedii, postaci rozpięte są między pragmatyzmem a sumieniem. W tych okolicznościach naiwna wrażliwość i szczerość chłopca, mocniej przywiązanego do znalezionego psa niż jego rodzice do niego samego, będzie musiała zostać złożona na ołtarzu obowiązków ideologicznych wraz z nadchodzącym okresem dorastania. Czystość Tonga zostanie zmącona wraz z przyjęciem go w szeregi Młodych Komunistycznych Pionierów („Chłopiec był czystą tabliczką, a to, czy pokoloruje się ją na czerwono, czy czarno, zależało już wyłącznie od geniuszu pedagoga”).
Klamrą, która spaja powieść, jest wątek egzekucji kobiet, skazanych za działalność kontrrewolucyjną. Na początku kara zostaje wymierzona 28-letniej Gu Shan. Jej historia stopniowo odkrywa się przed czytelnikiem w relacjach i wspomnieniach rodziców kobiety. To jednak nie jedyna perspektywa, z której poznajemy osobę Gu Shan. W tym przypadku po raz kolejny ujawnia się strategia odchodzenia od wszelkiej jednoznaczności. Okazuje się bowiem, że skazana w przeszłości była zapalczywą zwolenniczką reżimu, która dawała upust swoim przekonaniom, paląc „burżuazyjne” pamiątki własnych rodziców czy uprawiając szykany na ludziach starszych. Wśród grzechów jej młodości znajduje się między innymi pobicie matki Nini w czasie ciąży, co najprawdopodobniej zadecydowało o tym, że dziewczynka urodziła się inwalidką. W ten sposób obraz męczennicy, godnej niemalże miana chińskiej Joanny d’Arc (jak chcieliby to forsować niektórzy), zaciera się i blaknie. Obraz człowieka jest znacznie bardziej skomplikowany, niż chcieliby tego ludzie chętnie wymachujący rozmaitymi sztandarami.
W zakończeniu książki wyrok spada na jedną z głównych bohaterek powieści, dobrze zapowiadającą się spikerkę Kai, której losy unaoczniają, w jaki sposób doświadczyła przemiany. Kiedy jej mąż Han staje przed wyborem: wierność żonie czy lojalność wobec ideologii, decyduje się (za namową wpływowych rodziców) na rozwód. Później, pomimo początkowej depresji, nic już nie stanie mu na drodze do zrobienia błyskotliwej kariery w szeregach partii. Przypomina się opisywany w „Zniewolonym umyśle” przez Miłosza ketman, inspirowany islamem, oznaczający pozorne wyrzeczenie się prawdziwych przekonań za cenę pozyskania aprobaty władzy. Chińska pisarka w swojej książce zapytuje, czy taka dwulicowa postawa wynika jedynie z politycznych ambicji oportunistów różnej maści („wbrew temu, co słyszymy przez megafony, siłą napędową historii nie jest rewolucyjna siła, tylko ludzkie pragnienie, żeby wleźć komuś na kark, a potem obsrać go i obszczać do woli”), czy może jest pewną niezbywalną właściwością jednostki, usytuowanej zawsze pomiędzy dobrem i złem.
„Włóczędzy” to powieść wielopoziomowa, zasługująca na uwagę nie tylko ze względu na polityczne zaangażowanie (co z pewnością pomogło wypromować pisarkę w Ameryce), ale przede wszystkim przez wzgląd na próbę uchwycenia skomplikowanego fenomenu, którym jest człowiek. Yiyun Li imponuje dojrzałością. Pozostaje zatem wypatrywać zapowiadanego na marzec 2011 roku zbioru opowiadań autorki (chronologicznie wcześniejszego od „Włóczęgów”), żywiąc nadzieję, że dostarczy równie bogatego materiału do przemyśleń nad kwestiami najistotniejszymi.
Yiyun Li: "Włóczędy". Przeł. Michał Kłobukowski. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2010 [seria: Proza świata].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |