ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (164) / 2010

Justyna Hanna Budzik,

W OBRONIE NIE-MIEJSCA

A A A
Manifestacja w obronie kielichów dworca PKP w Katowicach 6 września zgromadziła ponad sto osób. Przed wejściem do głównego holu miłośnicy tego szczególnego obiektu architektonicznego mogli posłuchać wystąpień architektów Henryka Buszko, Roberta Koniecznego oraz komentarza dr hab. Irmy Koziny, historyczki sztuki z UŚ, znanej Katowicom z fascynacji miejskimi zabytkami. Pomysłodawczynią akcji była Eliza Solińska, studentka ochrony dóbr kultury, która zachęcała wszystkich potencjalnych przybyszów do zapalenia znicza jako symbolu „palenia głupoty”, jaką – wedle środowiska architektów i historyków sztuki – jest planowane wyburzenie filarów hali dworca i zastąpienie oryginalnej konstrukcji atrapami, które przypominałyby obecne jedynie kształtem, niwecząc tym samym nowatorskie rozwiązanie konstruktorów budynku. Sympatycy dworca przybyli uzbrojeni w transparenty, a także odwrócone parasole i kapelusze, przypominające kształtem katowickie „kielichy goryczy”.

Wywód Henryka Buszko dotyczył nie tylko architektonicznej wartości budynku dworca, ale i estetycznej i społecznej funkcji tego miejsca, tak istotnego w przestrzeni dużego miasta. Znany architekt uzmysłowił obecnym skalę projektu, funkcjonalność rozwiązań komunikacyjnych, parametry przepustowości katowickiego dworca, który – mimo wzrostu liczby podróżnych i połączeń kolejowych – wciąż bardzo dobrze spełnia swoją rolę centrum obsługi podróżnych. Argumentom stricte technicznym, przemawiającym za walorami obiektu, towarzyszyła refleksja nad miejscem dworca kolejowego w topografii centrum miasta. Z Buszko zgodził się też Robert Konieczny, architekt bardzo współczesny, który docenia historyczną wartość kontrowersyjnego zabytku. Głównym postulatem manifestujących 6 września było ocalenie wyjątkowych konstrukcyjnie żelbetowych kielichów; wiele osób odnosi się jednak również sceptycznie do pomysłu przekształcenia katowickiego dworca w przestrzeń galerii handlowej, na wzór Krakowa czy Warszawy.

Duży odzew na apel Elizy Solińskiej, jak również cały szum wokół dworca w Katowicach – kolejne manifestacje, listy poparcia od światowych architektów, artykuły w prasie, inicjatywy społeczne – to zjawisko zjawiska znamienne i warte, by się im przyjrzeć. Na pewno szczególna atmosfera wokół zabytków Katowic, np. na nowo odkrywanego zaplecza modernizmu w architekturze mieszkalnej i przemysłowej, naturalnie przekłada się na intensywne emocje związane z ogromną skalą projektu przebudowy dworca. Zainteresowanie sprawami architektury i aranżacji przestrzeni dworcowej jest też znakiem coraz szerszej świadomości dziedzictwa kulturowego i chęci jego ochrony i renowacji. W czasie szeroko zakrojonej akcji promującej katowicką kandydaturę na Europejską Stolicę Kultury 2016 coraz więcej osób baczniej rozgląda się wokół siebie, rozpoznając wartościowe obiekty i przekonując się o zabytkowych walorach miasta. Dlatego też i walka o zachowanie oryginalnej konstrukcji dworca, prowadzona przez środowisko specjalistów przynajmniej od kilku lat, znajduje obecnie poparcie społeczne wśród wszystkich, którzy czują potrzebę troski o katowickie zabytki.

Emocje, jakie budzi planowana przebudowa dworca związane są na pewno z szerszym fenomenem społecznym, jaki filozofowie i antropolodzy obserwują już od epoki modernizmu, czyli z rosnącą potrzebą estetyzacji przestrzeni miasta. Estetyzacja bywa rozumiana i tłumaczona różnie; najbardziej wyczerpujący opis i analizę tej kategorii przedstawił niemiecki filozof i estetyk, Wolfgang Welsch, wskazując na wszechobecność estetyzacji w różnych dziedzinach myśli i życia: w filozofii, w życiu codziennym, w postrzeganiu zmysłowym, w kształtowaniu siebie i otoczenia. Estetyzacja, związana ściśle ze sposobem poznania, obecna jest w świecie współczesnym na różnych poziomach: od powierzchniowej dekoracji i ornamentu po przenikanie w głąb aktywności poznawczych i postaw światopoglądowych. Irma Kozina w wywiadzie zamieszczonym w tym numerze „artPapieru” przypomina o tym, jak ważne jest, by przestrzeń miasta była estetyczna, by przyjemnie było w niej przebywać. Galerie handlowe – poza nielicznymi wyjątkami – to najczęściej przestrzenie bez architektury, nastawione tylko i wyłącznie na ekspozycję towarów i podsycanie instynktu konsumpcji. To dlatego plan połączenia dworca kolejowego z centrum handlowym budzi sprzeciw sceptycznie nastawionych do tego pomysłu historyków sztuki, którzy widzieli już byt wiele galerii handlowych zupełnie bezwartościowych pod względem architektonicznym. Nie można jednak zaprzeczyć, że takie rozwiązanie jest na pewno funkcjonalne: ma ułatwić życie podróżnym, a także przyciągnąć mieszkańców do centrum miasta. Czy jednak stworzenie kolejnej galerii musi się łączyć z przekreśleniem walorów estetycznych architektury dworca? To pytanie nosi już znamiona pytania tendencyjnego, a kolejne komentarze osób zainteresowanych w najróżniejszy sposób czynią aluzję do odpowiedzialności podmiotów właściwych dla oceny i waloryzacji projektu…

Najbardziej zaskakujące wydaje mi się jednak inne zjawisko: jak to się dzieje, iż dworzec kolejowy budzi takie emocje, że stał się niemal symbolem mieszkańców Katowic dbających o wizerunek miasta? Dworzec jest miejscem specyficznym, związanym nie tyle przecież z miastem jako miejscem zamieszkania, ile z podróżowaniem, przemieszczaniem się, czasowością i krótkotrwałością przebywania na jego terenie. Dworzec to miejsce in-between, pomiędzy stacją wyjazdu a stacją docelową, jest jedynie przejściem: z miasta do pociągu, bądź z jednej części miasta do drugiej – usytuowanie w relatywnym centrum Katowic czyni go też gigantycznym skrzyżowaniem przejść nadziemnych i podziemnych. Na dworcu przebywa się krótko, a pobyt ten przypomina rite de passage między osiadłym trybem życia a przemieszczaniem się w czasie i przestrzeni.

Dworzec jest też w końcu nie-miejscem, jeśli przywołać modną ostatnio w antropologii koncepcję francuskiego badacza Marca Augé. Nie-miejscem, czyli zaprzeczeniem miejsca relacyjnego i historycznego, o mocno wyznaczonych granicach, związanego z określoną tożsamością i obfitującego w przekazy symboliczne i mitologiczne. Epoka hipernowoczesności to epoka nie-miejsc: lotnisk, przejść podziemnych, metra, autostrad, stacji benzynowych, definiowanych w odniesieniu do celów, którym służą: podróżowania, kupowania, korzystania z usług. Relacje jednostki z tymi miejscami mają charakter nieosobowy, zimny, zdystansowany, również skupiony na celu tych relacji, a nie na nich samych. Lotniska i ogromne dworce przesiadkowe budzą uczucie nostalgii i samotności: to miejsca wykorzenione, nieudomowione. Ludzie, którzy w nich przebywają, nie próbują ich nawet oswajać, nie zostawiają śladów narracji i pamięci, przepływają przez nie jak przez korytarze wyłączone z czasoprzestrzeni. To miejsca-fantomy, oparte na słowie w funkcji informacyjnej i performatywnej: „definiują się także poprzez słowa i teksty, które nam proponują (…). W ten sposób ustanawiane są zasady poruszania się w przestrzeniach, w których przewiduje się, że jednostki będą wchodziły w interakcje wyłącznie z tekstami tylko takich nadawców jak podmioty prawne czy instytucje”. Nie-miejsca nie skłaniają do nawiązywania znajomości, nie zbliżają ludzi, którzy mijają się nawzajem obojętnie.

Tymczasem rzesza obrońców dworca w Katowicach zdaje się przeczyć temu opisowi, czyniąc z dworca miejsce silnie zakorzenione w historii i uwikłane w tożsamość miasta jako zbioru konkretnych osób, z których każda bardzo osobiście odnosi się do – pozornie – neutralnego emocjonalnie obiektu. Okazuje się, że katowicki dworzec nie jest przezroczysty, stanowi dla mieszkańców miasta coś więcej niż tło dla tekstowych i graficznych przekazów, właściwych dla nie-miejsc. Pozostaje w nierozerwalnym związku z przeszłością miasta, jego tkanką komunikacyjną i architektoniczną, wrósł w sieć relacji i historii Katowic. I to nie tylko jako czysta funkcja, przestrzeń podporządkowana celowi mobilności, odjazdów i powrotów, ale jako żywy organizm, dotykalny, w którym każdy element jest ważny i należy do całości, jaka istnieje w osobistej pamięci mieszkańców. Być może hipernowoczesość zatoczyła czasową pętlę, zatrzymującą właściwości miejsca symbolicznego i historycznego, związanego z tożsamością, właśnie wokół dworca?
Fot. Bartosz Koszowski