ZAKAZANA RADOŚĆ STAROŚCI
A
A
A
Historia przemian cywilizacyjnych uczy nas, że wartości oraz idee, które były w jakiś okresie historii ważne dla określonego społeczeństwa, mogą później stać się zupełnie nieistotnymi lub wręcz niepożądanymi – i odwrotnie, te lekceważone nagle zaczynają być coraz bardziej doceniane, poszukiwane, afirmowane.
Aktualnie jesteśmy świadkami powolnej dewaluacji wartości starości, nie tylko jako integralnej części bycia człowiekiem, ale również rozumianej jako coś pożądanego w wymiarze intelektualnym. Jesień życia rozumiana jest dzisiaj coraz częściej jako obciążenie dla społeczeństwa, rodziny, systemu opieki zdrowotnej i emerytalnej, o których przecież tak często się debatuje. Postęp technologiczny jest tak szybki, że ludzie starsi, i już nie tylko oni, często bywają postrzegani jako wyobcowani oraz niedostosowani do współczesnych standardów komunikacji, działania, życia.
Mądrość rozumiana współcześnie jest czymś bardzo praktycznym, mającym prawie, że natychmiastowe przełożenie na nasze bycie w świecie tu i teraz, naszą aktywność zawodową, problemy z sąsiadami, lepszy status materialny czy łatwiejsze życie – taka mądrość to raczej umiejętność lepszego, sprawniejszego działania w najbliższym otoczeniu oraz unikania niepotrzebnych problemów i komplikacji – taka swoista prakseologia, czyli nauka o sprawnym działaniu.
Nie ulega wątpliwości, że dzisiejsza kultura bycia oraz funkcjonowania w społeczeństwie – jest „kulturą młodości”. Jeśli weźmiemy do ręki pierwsze lepsze czasopismo, poradnik, gazetę – coś, co jest swego rodzaju miernikiem myślenia oraz opinii większości – to prawie zawsze znajdziemy tam swoistą tendencję do „opóźniania” w czasie wszystkiego, co wiąże się z etykietą: starość, a „przeciągania” okresu młodości, jak gdyby był on jedynym satysfakcjonującym etapem życia, a wszystko, co dalej tylko nieuchronną i smutną koniecznością. I nie chodzi tutaj o zwyczajne dbanie o swoje zdrowie, kondycję psychofizyczną czy dobrą pamięć, ale o pewne strukturalne podejście do natury starości jako czegoś gorszego, niepotrzebnego a wręcz szkodliwego. Wystarczy przeanalizować współczesne reklamy – kremy niwelujące zmarszczki, farby do włosów pokrywające siwiznę, sole kąpielowe opóźniające proces starzenia, tabletki oraz zioła na długowieczność – wszystko to, chociaż bardzo dobre i potrzebne – podświadomie niejako zmusza nas, aby dążyć tylko do jednego celu – uniknąć starości wraz ze wszystkimi jego konsekwencjami.
Taka skłonność (w mniejszej lub większej postaci) do „opóźniania”, blokowania, zniekształcania czy eliminowania zjawiska starości z dyskursu społecznego jest bardzo niebezpieczna, nie tylko z etycznego, ale i psychologiczno-socjalnego punktu widzenia. Jeśliby bowiem doprowadzić do niczym nieskrępowanego rozwoju powyższej tendencji wśród ludzi, tak, że stała by się ona powszechnie akceptowaną normą – uderzyłaby ona dokładnie w to samo społeczeństwo, które tą normę akceptowałoby, na zasadzie podcinania gałęzi, na której się siedzi. W dodatku, definicja starości jest czymś bardzo szerokim i trudnym do jednoznacznego ujęcia – dlatego istniałoby niebezpieczeństwo, że ustalenia takowe, ulegałyby nieustannym przekształceniom oraz zmianom, wpływając na „demokratyczne” kryterium cechy starości oraz jej wartości społecznej. Tak więc, jeśli akceptujemy całą naturę człowieka i jego człowieczeństwo, to robimy to w całości i bez wyjątku – lub też zaczynamy stopniować, definiować oraz stratyfikować tak, że wszystko staje się już tylko kwestią usankcjonowanych lub najnowszych ustaleń, tak, że trudno się zatrzymać w „aktualizacjach” naszej idei – wedle zasady, że albo istnieje granica bezwzględna, albo nie ma jej wcale.
Cywilizacja ponowoczesna nienawidzi starości, kocha za to młodość, wraz z jej niezależnością, indywidualizmem oraz nieustannym pragnieniem otrzymywania „tego, co mi się należy”, czyli konsumpcji. W świecie takim starość jest już tylko końcowym etapem życia, pozbawionym przyjemności „czerpania garściami”, ubezwłasnowolnieniem, upokorzeniem oraz balastem dla społeczeństwa. Doskonale zjawisko to opisuje Zygmunt Bauman w „Płynnej nowoczesności”: „Niepewne warunki społeczno-gospodarcze przyzwyczajają ludzi (często drogą bolesnych doświadczeń), by traktowali świat jako pojemnik pełen przedmiotów jednorazowego użytku. (…) Dzisiejszych mechaników samochodowych nie uczy się naprawiania uszkodzonych lub zniszczonych silników, lecz jedynie usuwania i wyrzucania zużytych lub wadliwych części i zastępowania ich nowymi, gotowymi częściami ściągniętych z półek magazynów. (…) W życiu bywa podobnie jak w garażu: każda „część” jest zamienna i wymienna, i taka ma pozostać. Po co tracić czas na pracochłonne naprawy, skoro pozbycie się zepsutej części i zastąpienie jej nową zajmuje tylko chwilę? (Z. Bauman: „Płynna Nowoczesność”, Kraków 2006, s. 251-252). W społeczeństwie opisanym przez Baumana, „starzenie się” oraz „starość” stają się negatywną wartością estetyczną, przeciwstawną do wartości piękna. Starzenie się kojarzy się raczej z rozpadem oraz zanikiem piękna – stanem, w którym nie można ani konsumować, ani się realizować, ani żyć pełnią życia.
Trudno dzisiaj usłyszeć debatę na temat prawa ludzi starszych do miłości czy zakochania – zamiast tego ciągle obniżamy wiek inicjacji seksualnej oraz dyskutujemy o wygasaniu miłości. Na darmo by szukać audycji lub programu telewizyjnego na temat prawa ludzi starszych do pracy – zamiast tego ciągle rozprawiamy o emerytach, granicach wieku produkcyjnego oraz balaście dla społeczeństwa ludzi już niepracujących. Wreszcie trudno aktualnie znaleźć artykuły w prasie popularnej o przygotowaniu i wychowywaniu do starości oraz traktowaniu jej jako sztuki życia oraz pięknego okresu naszego istnienia – zamiast tego ciągle czytamy poradniki na temat filozofii rozwoju, umiejętności szybkiego awansu czy kupna czegoś taniego i jednocześnie dobrego jakościowo.
Znowuż warto tutaj powrócić do Baumana, który pisze: „Innymi słowy, więzi i związki międzyludzkie postrzega się i traktuje nie jak zadanie do wykonania, ale jak towar konsumpcyjny podlegający tym samym kryteriom oceny, jakie stosuje się wobec wszelkich innych towarów konsumpcyjnych” (tamże, s. 253). Tymczasem perspektywa „starzenia się” oraz starości może stanowić wielką wartość oraz być piękna. Taki punkt widzenia nie jest czymś nowatorskim czy oryginalnym. Już w kulturach pierwotnych – starość mocno związana była z posiadaną mądrością, doświadczeniem, specjalnym uprzywilejowanym statusem społecznym. Wielcy starożytni myśliciele upatrywali w starości piękno i harmonię bytu, sensowność wyrażoną w konieczności zmiany. Chrześcijaństwo zaś przydzieliło wręcz specjalny status ludziom starszym, nadając im szczególną godność osobową oraz piękno nieśmiertelnej duszy i ciała (zmartwychwstanie). Także w wiekach późniejszych – średniowieczu, renesansie, baroku, oświeceniu – wiek podeszły posiadał swoje piękno oraz przywileje. Dopiero rozwój kultu indywidualizmu, użyteczności, przydatności oraz konsumpcji doprowadził „starość” do statusu anty-wartości oraz koniecznego etapu przed śmiercią.
Myślenie ponowoczesne wydaje się jednak kolejnym etapem „rozwoju” cywilizacyjnego i z pewnością po nim nastąpi nowy, inny – z inną perspektywą wartości oraz widzenia świata. Dobrze byłoby, gdyby ta nowa perspektywa uwzględniała okres jesieni życia, jako coś bardzo wartościowego oraz pięknego, przepełnionego harmonią i pogodzeniem się z nieuchronnością przemijania; utożsamiała wiek podeszły z estetyką istnienia czasu oraz naturą świata. Również chrześcijańska antropologia niepowtarzalności i wyjątkowości życia ludzkiego na każdym jego etapie pozostawia nadzieję na odtworzenie klasycznej, metafizycznej wartości „starzenia się”.
My, współcześni, wyczekujemy tych zmian z niecierpliwością – zanim się zestarzejemy…
Aktualnie jesteśmy świadkami powolnej dewaluacji wartości starości, nie tylko jako integralnej części bycia człowiekiem, ale również rozumianej jako coś pożądanego w wymiarze intelektualnym. Jesień życia rozumiana jest dzisiaj coraz częściej jako obciążenie dla społeczeństwa, rodziny, systemu opieki zdrowotnej i emerytalnej, o których przecież tak często się debatuje. Postęp technologiczny jest tak szybki, że ludzie starsi, i już nie tylko oni, często bywają postrzegani jako wyobcowani oraz niedostosowani do współczesnych standardów komunikacji, działania, życia.
Mądrość rozumiana współcześnie jest czymś bardzo praktycznym, mającym prawie, że natychmiastowe przełożenie na nasze bycie w świecie tu i teraz, naszą aktywność zawodową, problemy z sąsiadami, lepszy status materialny czy łatwiejsze życie – taka mądrość to raczej umiejętność lepszego, sprawniejszego działania w najbliższym otoczeniu oraz unikania niepotrzebnych problemów i komplikacji – taka swoista prakseologia, czyli nauka o sprawnym działaniu.
Nie ulega wątpliwości, że dzisiejsza kultura bycia oraz funkcjonowania w społeczeństwie – jest „kulturą młodości”. Jeśli weźmiemy do ręki pierwsze lepsze czasopismo, poradnik, gazetę – coś, co jest swego rodzaju miernikiem myślenia oraz opinii większości – to prawie zawsze znajdziemy tam swoistą tendencję do „opóźniania” w czasie wszystkiego, co wiąże się z etykietą: starość, a „przeciągania” okresu młodości, jak gdyby był on jedynym satysfakcjonującym etapem życia, a wszystko, co dalej tylko nieuchronną i smutną koniecznością. I nie chodzi tutaj o zwyczajne dbanie o swoje zdrowie, kondycję psychofizyczną czy dobrą pamięć, ale o pewne strukturalne podejście do natury starości jako czegoś gorszego, niepotrzebnego a wręcz szkodliwego. Wystarczy przeanalizować współczesne reklamy – kremy niwelujące zmarszczki, farby do włosów pokrywające siwiznę, sole kąpielowe opóźniające proces starzenia, tabletki oraz zioła na długowieczność – wszystko to, chociaż bardzo dobre i potrzebne – podświadomie niejako zmusza nas, aby dążyć tylko do jednego celu – uniknąć starości wraz ze wszystkimi jego konsekwencjami.
Taka skłonność (w mniejszej lub większej postaci) do „opóźniania”, blokowania, zniekształcania czy eliminowania zjawiska starości z dyskursu społecznego jest bardzo niebezpieczna, nie tylko z etycznego, ale i psychologiczno-socjalnego punktu widzenia. Jeśliby bowiem doprowadzić do niczym nieskrępowanego rozwoju powyższej tendencji wśród ludzi, tak, że stała by się ona powszechnie akceptowaną normą – uderzyłaby ona dokładnie w to samo społeczeństwo, które tą normę akceptowałoby, na zasadzie podcinania gałęzi, na której się siedzi. W dodatku, definicja starości jest czymś bardzo szerokim i trudnym do jednoznacznego ujęcia – dlatego istniałoby niebezpieczeństwo, że ustalenia takowe, ulegałyby nieustannym przekształceniom oraz zmianom, wpływając na „demokratyczne” kryterium cechy starości oraz jej wartości społecznej. Tak więc, jeśli akceptujemy całą naturę człowieka i jego człowieczeństwo, to robimy to w całości i bez wyjątku – lub też zaczynamy stopniować, definiować oraz stratyfikować tak, że wszystko staje się już tylko kwestią usankcjonowanych lub najnowszych ustaleń, tak, że trudno się zatrzymać w „aktualizacjach” naszej idei – wedle zasady, że albo istnieje granica bezwzględna, albo nie ma jej wcale.
Cywilizacja ponowoczesna nienawidzi starości, kocha za to młodość, wraz z jej niezależnością, indywidualizmem oraz nieustannym pragnieniem otrzymywania „tego, co mi się należy”, czyli konsumpcji. W świecie takim starość jest już tylko końcowym etapem życia, pozbawionym przyjemności „czerpania garściami”, ubezwłasnowolnieniem, upokorzeniem oraz balastem dla społeczeństwa. Doskonale zjawisko to opisuje Zygmunt Bauman w „Płynnej nowoczesności”: „Niepewne warunki społeczno-gospodarcze przyzwyczajają ludzi (często drogą bolesnych doświadczeń), by traktowali świat jako pojemnik pełen przedmiotów jednorazowego użytku. (…) Dzisiejszych mechaników samochodowych nie uczy się naprawiania uszkodzonych lub zniszczonych silników, lecz jedynie usuwania i wyrzucania zużytych lub wadliwych części i zastępowania ich nowymi, gotowymi częściami ściągniętych z półek magazynów. (…) W życiu bywa podobnie jak w garażu: każda „część” jest zamienna i wymienna, i taka ma pozostać. Po co tracić czas na pracochłonne naprawy, skoro pozbycie się zepsutej części i zastąpienie jej nową zajmuje tylko chwilę? (Z. Bauman: „Płynna Nowoczesność”, Kraków 2006, s. 251-252). W społeczeństwie opisanym przez Baumana, „starzenie się” oraz „starość” stają się negatywną wartością estetyczną, przeciwstawną do wartości piękna. Starzenie się kojarzy się raczej z rozpadem oraz zanikiem piękna – stanem, w którym nie można ani konsumować, ani się realizować, ani żyć pełnią życia.
Trudno dzisiaj usłyszeć debatę na temat prawa ludzi starszych do miłości czy zakochania – zamiast tego ciągle obniżamy wiek inicjacji seksualnej oraz dyskutujemy o wygasaniu miłości. Na darmo by szukać audycji lub programu telewizyjnego na temat prawa ludzi starszych do pracy – zamiast tego ciągle rozprawiamy o emerytach, granicach wieku produkcyjnego oraz balaście dla społeczeństwa ludzi już niepracujących. Wreszcie trudno aktualnie znaleźć artykuły w prasie popularnej o przygotowaniu i wychowywaniu do starości oraz traktowaniu jej jako sztuki życia oraz pięknego okresu naszego istnienia – zamiast tego ciągle czytamy poradniki na temat filozofii rozwoju, umiejętności szybkiego awansu czy kupna czegoś taniego i jednocześnie dobrego jakościowo.
Znowuż warto tutaj powrócić do Baumana, który pisze: „Innymi słowy, więzi i związki międzyludzkie postrzega się i traktuje nie jak zadanie do wykonania, ale jak towar konsumpcyjny podlegający tym samym kryteriom oceny, jakie stosuje się wobec wszelkich innych towarów konsumpcyjnych” (tamże, s. 253). Tymczasem perspektywa „starzenia się” oraz starości może stanowić wielką wartość oraz być piękna. Taki punkt widzenia nie jest czymś nowatorskim czy oryginalnym. Już w kulturach pierwotnych – starość mocno związana była z posiadaną mądrością, doświadczeniem, specjalnym uprzywilejowanym statusem społecznym. Wielcy starożytni myśliciele upatrywali w starości piękno i harmonię bytu, sensowność wyrażoną w konieczności zmiany. Chrześcijaństwo zaś przydzieliło wręcz specjalny status ludziom starszym, nadając im szczególną godność osobową oraz piękno nieśmiertelnej duszy i ciała (zmartwychwstanie). Także w wiekach późniejszych – średniowieczu, renesansie, baroku, oświeceniu – wiek podeszły posiadał swoje piękno oraz przywileje. Dopiero rozwój kultu indywidualizmu, użyteczności, przydatności oraz konsumpcji doprowadził „starość” do statusu anty-wartości oraz koniecznego etapu przed śmiercią.
Myślenie ponowoczesne wydaje się jednak kolejnym etapem „rozwoju” cywilizacyjnego i z pewnością po nim nastąpi nowy, inny – z inną perspektywą wartości oraz widzenia świata. Dobrze byłoby, gdyby ta nowa perspektywa uwzględniała okres jesieni życia, jako coś bardzo wartościowego oraz pięknego, przepełnionego harmonią i pogodzeniem się z nieuchronnością przemijania; utożsamiała wiek podeszły z estetyką istnienia czasu oraz naturą świata. Również chrześcijańska antropologia niepowtarzalności i wyjątkowości życia ludzkiego na każdym jego etapie pozostawia nadzieję na odtworzenie klasycznej, metafizycznej wartości „starzenia się”.
My, współcześni, wyczekujemy tych zmian z niecierpliwością – zanim się zestarzejemy…
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |