ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (165) / 2010

Maciej Woźniak,

WIERSZE

A A A
Mandala z piasku i soli

Całą noc śnieg w głowie. Od rana czarny toner
musi zapełniać stronę, wokół każdej minuty
uwija się cieć z szuflą. Kawa skrobie o gardło,
w oku piasek z solą. Cały dzień pługi w ustach.



Richter

Wolisz żałować, że tak, czy żałować, że nie?
Rozdziel to między ręce. Na mankietach

koszuli zaczyna się ciało, nie wcześniej. Wcześniej śnieg
i na chórze blaszany widliszek. Dynamo

oświetla wnętrze kościoła, księżyc jak ucięta
głowa dziecka w garnku. Potem boso

w górę tych schodów, którymi salwa za salwą
schodzą podkute buty. W nadgarstkach

przerzuca papiery biuro paszportów,
za pazuchą rośnie kolejka. Lewa: po co

Menard pisał jeszcze raz Don Kichota?
Prawa: czy to prawda, że Samson

zabił tysiąc Filistynów oślą szczęką?
Skoro tak jest w Biblii, to więcej niż prawda.



M.I.

Zamiast krynicy szklanka przy saturatorze,
z której łyk metaliczną harfę spraw ucisza,
niczym innym smakować i kosztować drożej

już nie będziesz w otwartym na przestrzał wieczorze,
kiedy nad miastem skaczą cichociemni z mniszka,
a przez grube dno szklanki przy saturatorze

nad ojcem z bambusówką nabazgrane zorze,
cebula i potężnie smakująca kiszka,
skrzypi niebieski „Flaming”, nie wycenisz drożej

rzeczy niż pospolity nad nimi proporzec,
na którym błyszczy myszka imposybiliszka
i dymiąc biało w szklance przy saturatorze

musuje erzac serca, przeciąga się orzeł
na krążku z aluminium, który ci uiszczał
chłopak o mojej twarzy, nic nie sprzedasz drożej

niż jest ci winien za to, że wycinał nożem
w ławce, gdy o tablicę skrzypiał nudny dyszkant
koślawe inicjały, nie zapłacę drożej
za krynicę niż szklankę przy saturatorze.



Piosenka dla Agaty

Wciąż zaczyna od samego początku.
F.R.


Latarnie we mgle: ani światło, co mizdrzy się brzytwą,
ani mrok, w którym zawzięcie grzechocze taksometr,

kiedy wracam wilgotnym asfaltem, senny parlamentariusz
po negocjacjach z gwiazdą, niosąc uzgodnione

zawieszenie Erlösung, wysiadki na błękitnej rampie,
wesołego Endlösung w ogródku Ananke

z fifką puszczoną w obieg, na razie in vitro
veritas: białe hostie opuszczają tabernakula

i czekają w kolejce do kratek, wstawione w noc akwarium
z pęcherzami bez ryb, ampułki na boży ejakulat.



Menuet z podżegaczem

Słowa są nagrobkiem dla rzeczy
A. Sosnowski


Głowa to jest otwarta klapa szyberdachu.
Owinięty papierem muzykalny grzebień.
Widzieć rzecz to próbować zdjąć ją z samej siebie.
Nazwać rzecz to próbować zmusić ją do płaczu.

Cela w celę przy wąskim korytarzu z czasu.
Ucho jest grypsem w igle, smak jest grypsem w chlebie.
Zaostrza sobie rygor własny piękny więzień.
Mówić to grać menuet ze zgrzytania zasuw.

Poświeć wiaderkiem w studnię, światło zrobi aport.
Włóż kamień do wazonu, uśmiechnie się ziemia.
Wstaw róże, a ich pyszczki zaczynają iskać.

Ogień raptem się poczuł orkiestrą strażacką.
Dziewczyny w kusych ustach przychodzą na cmentarz.
Między nagrobki z wiatru, portale zmartwychwstań.
Wiersze pochodzą z tomu "Ucieczka z Elenai" wydanej w serii Biblioteka Poezji Współczesnej WBPiCAK w Poznaniu.
    Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego.
    Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury.
    Śląskie. pozytywna energia Fundacja Otwarty Kod Kultury