OTOCZAK DLA MACIEJA MELECKIEGO (I NIE TYLKO)
A
A
A
Zazwyczaj pytający: “Dlaczego przyznajesz Nagrodę Otoczaka?”, oczekują ode mnie nie informacji, ale... usprawiedliwień. Choć uprzedzam ich pytanie – i jego intencję – za każdym razem, gdy wygłaszam laudację, zaczynając od pierwszego do niej przypisu: “Przyznawać własną, prywatną nagrodę? A dlaczegóż by nie? Wszystkie nagrody u swego źródła mają osobiste gusta i preferencje, tyle że ukryte za bezpieczną maską różnych jury, komisji, fundacji i instytutów. Gdy zacząłem z Węgierskiej Górki zwozić do domu otoczaki, które wcześniej Soła, rzeka mojego dzieciństwa, naniosła do moich wierszy, niespodziewanie znalazłem akuratny symbol i nazwę nagrody.
I wspólnie z Widzimisię ułożyłem regulamin Nagrody Otoczaka, który jednak nie jest żadnym dokumentem w rozumieniu prawnym, lecz utworem literackim. Zainteresowani mogą się z nim zapoznać w mojej książce pt. “Widzimisię” (Gdańsk 2008).”
A przy tym u części pytających dostrzegam cos w rodzaju (nerwowego?) tiku. Ma on swe źródło, jak przypuszczam, bądź to w lekturze wspomnianego “Widzimisię Regulaminu Nagrody Otoczaka”, bądź w jego zupełnej nieznajomości, choć przecież można go było przeczytać również w Piśmie Katastroficznym “Arkadia”... Ale przecież lepiej oglądać telewizję – od czytania książek i oczy łzawią i głowa może rozboleć... Powtarzam to już po raz kolejny, nb. ulegając presji mojego Widzimisię, by móc jednoznacznie oświadczyć, że ów regulamin obśmiewa (mam nadzieję, że wystarczająco perfidnie) instytucję wielu “oficjalnych” nagród, najczęściej przyznawanych “po linii i po bazie” ideologii poprawności politycznej. Ostrzegając przed łzawieniem oczu i bólem głowy, zainteresowanych lepszym rozeznaniem się, co ten popularny termin tak naprawdę znaczy, co opisuje, pozwalam sobie odesłać do łatwo dostępnego w internecie wykładu Williama S. Linda “Jak powstała polityczna poprawność”.
Cóż, sądzę, że jak najbardziej na miejscu będzie tutaj moje oświadczenie. Nie dzielę poetów na niebezpiecznych i bezpiecznych – jak ostentacyjnie zapowiadająca swą emigrację do Anglii ze strachu przed “niebezpiecznymi poetami” filozofka (por. “Cholernie niebezpieczni poeci. Z Agatą Bielik-Robson, filozofką i eseistką, rozmawia Piotr Skwieciński”, “Rzeczpospolita”, 23-24 października 2010). Jednak podejrzewam, że wystraszona filozofka byłaby jeszcze bardziej przerażona, gdyby poznała twórczość innych poetów poza tymi, których wymienia z imienia i nazwiska.
Oczywiście, nie jest możliwe, by Nagroda Otoczaka była całkiem neutralna – jak każda inna (choć przecież nie jest każdą inną!) w jakiś sposób Laureata stygmatyzuje... Skoro, jak celnie zauważył Oskar Wilde: „W rzeczywistości sztuka odzwierciedla widza, nie życie.” Dopowiadając: twórczość nagrodzonych przez mnie poetów odzwierciedla mnie samego. W sposób za każdym razem inny i – przyznam się bez bicia – mnie samego zaskakujący. A przecież “moi” poeci mogliby powtórzyć to, co kiedyś napisałem o sobie: “Nożem, którym rano kroję chleb, / piszę wszystko, czego nie mogę wam powiedzieć”.
I tak Wojciecha Brzoskę (pierwszego laureata) nagrodziłem za – po pierwsze (wszystkie cytaty z kolejnych laudacji) “odrębność intelektualną i samodzielność estetyczną, po drugie – wolność od niszczących wartości dogmatów oraz po trzecie – niepoprawność polityczną, jak to współcześnie eufemistycznie określa się niewygodną godność. Dodam jeszcze, niejako uzupełniając, że tom „Sacro casco” jest wyraźnie zaadresowaną w wierszu tytułowym polemiką światopoglądową poety Wojciecha Brzoski z poetą Wojciechem Wenclem. A przecież to dzięki takim istotnym polemikom literatura nie traci wigoru, a życie literackie – życia.”
Rok później, w laudacji dla Piotra Cielesza, napisałem: “Wyjątkowa jest w poezji Cielesza brutalna konwersja bohatera lirycznego: od pozornego, bo jedynie deklaratywnego, ateizmu do pozbawionej istotnych intelektualnych zastrzeżeń wiary w Boga; wiary, która szybko staje się czymś więcej, niż antydepresyjną terapią. Wyjątkowe jest to, jak bohater liryczny Cielesza przekracza rozcięcie naszego świata, którego dokonały dwudziestowieczne totalitaryzmy przy aprobacie i aplauzie atlantyckich demokracji. I wreszcie wyjątkowe jest też to, że Cielesz potrafi z sarkastycznym dystansem pokazać, jak zachodnioeuropejski libertynizm może upostaciowić się w figurze Diabła, wprzęc wolności naturalne i wszelakie w służbę Złu.
I wyznam bardzo osobiście: poezja Piotra Cielesza pomogła mi w zrozumieniu mojej tożsamości. Może nawet granica, którą mnie oddzielono od tradycji i którą ja (oraz mnie podobni) musiałem nauczyć się przekraczać, była trudniejsza do przekroczenia niż ta, którą przekraczał podmiot liryczny Cielesza, bo całkowicie niematerialna.”
Trzecim laureatem został Wojciech Kass. Nie mogło być inaczej, bo “Poezja Kassa pielęgnuje te resztki urody świata, których jeszcze nie pochłonął śmietnik współczesnej tandety estetycznej i moralnej. Pielęgnuje szukanie naturalnej mądrości, której jedynym źródłem jest egzystencja przeżywana bezpośrednio, własnymi zmysłami i myślami, bez pośrednictwa gotowych i zwulgaryzowanych szablonów, w jakich tak łatwo i wygodnie można żyć (a nawet być przekonanym, że się tworzy!) we współczesnym profanum. Kass przywraca życiu świętość, pokazuje nam sacrum rozpięte między rzeczami małymi, a nieboskłonem, jak w wierszu “Szmery” z tomu “Przepływ cieni”: “Słyszysz: / to upadła obrzynka / z temperowanego ołówka /i łepek zapałki. / Albo Ikar.” Potrafiąc wykorzystać ład języka — powiedziałbym nawet: łaciński ład, gdyby nie szczęk nożyczek Widzimisię — nie musi tego języka rozmontowywać, by być oryginalnym w dawaniu odpowiedniego słowa rzeczom i myślom.”
Za rok 2009 przyznałem Otoczaka Maciejowi Meleckiemu. Tu mogę zdradzić, że wyczekałem się na jego “Przester” prawie 3 lata! A “Czytam poezję Macieja Meleckiego od piętnastu przeszło lat, coraz to odkrywając w niej warstwy, które wcześniej zakrywały się przede mną same, bądź zostały zalepione przez mylące etykietki. Kiedyś odnajdywałem w wierszach Autora „Tych spraw” diagnozę egzystencjalnego zastoju, nie dostrzegając, że próbuje się On zmierzyć z miałkością “bycia dla bycia”, czy raczej “bycia dla samego bycia”, trwania dla przetrwania, które to zastąpiło opozycję ”być czy mieć” w naszej epoce nadprodukcji i reprodukcji, amputując z hamletowskiego pytania “nie być”. Nastąpiło to bynajmniej nie z nakazu ideologii poprawności politycznej, więc niejako cenzorskiego, ale z nieuzasadnionego i konsumpcjonistycznego uznania, że “nie być” jest już zbędne, więc nawet nie wymaga redefinicji. “Nie być” odsunięto w głąb historii i zredukowano do skali masowej – upchnięto je na przykład na regałach z dwudziestowiecznymi totalitaryzmami, które ekspediowały w “nie być” całe narody i grupy społeczne. W efekcie “być” napęczniało, wypełniło całą dostępną przestrzeń. By jednak to dostrzec, trzeba było znaleźć narzędzie do rejestracji tego rozbuchanego, supersymetrycznego (bo przeglądającego się tylko w sobie) “być”. Narzędziem równie egocentrycznym mógł być tylko język poetycki, nadmiarowy w swej istocie nawet wobec tak pleniącego się “bycia dla samego bycia”, bo potrafiący je opleść wnikliwą grzybnią środków wyrazu; będący samodzielnym chaosmosem, czyli grzybnią kosmiczną, jak w jednym z wywiadów określił go Autor „Bermudzkich historii”.
Nagrodą Otoczaka dziękuję Maciejowi Meleckiemu za intelektualną diagnozę i emocjonalne zmierzenie się z napęczniałym “byciem dla bycia”, za swoiste przypomnienie, że przecież “nie być” – czy się chce, czy nie – następuje po “być”, ale też to “być” poprzedza, o czym poeta przypomina w całej swojej twórczości, a szczególnie w wydanym w ubiegłym roku tomie „Przester” – na przykład w wierszu „Przekazy oddalają treści”: “[...] Żyło się kiedyś połowicznie / Sobą, w przybranym pseudonimie pustki, i żyć będzie się dalej / W zaniechaniu wszelkich następstw, nadmiarze zetlałych / Oczekiwań, wyciąganych z kapelusza niewiedzy jak pusty los.”
Pozostając nagrodą bardzo osobistą, Otoczak jednak toczy się dalej, niż jestem w stanie go dorzucić. Jakby to nieskromnie brzmiało. Ale swój splendor ta nagroda zawdzięcza tym, którzy umożliwili jej wręczenie na organizowanych przez siebie imprezach: śp. Pawłowi Targielowi, dyrektorowi Instytutu Mikołowskiego (promocja Pisma Katastroficznego “Arkadia” – 2007), Arturowi Fryzowi oraz Aleksandrze Rzadkiewicz i organizowanemu przez nich Festiwalowi “Złoty Środek Poezji” w Kutnie (2008), Krzysztofowi Kuczkowskiemu i jego V Festiwalowi Poezji w Sopocie (2009), Pawłowi Szydłowi oraz Adamowi Ostrowskiemu i VII Międzynarodowym Spotkaniom Poetyckim “Pobocza” w Więcborku (2010). Nie mogę tutaj pominąć podziękowań dla Agnieszki Sitko, plastyczki, za pomysł skojarzenia piaskowca ze szkłem, a także do Marcina Marczaka i jego firmy Marczak Crystal (dostarczającej wygrawerowaną kostkę krzyształową) oraz do Jacka Bilińskiego – za troskliwe wykonywanie statuetek Nagrody. Zaś rzece Sole – także w imieniu Laureatów – dziękuję za dar otoczaka.
I wspólnie z Widzimisię ułożyłem regulamin Nagrody Otoczaka, który jednak nie jest żadnym dokumentem w rozumieniu prawnym, lecz utworem literackim. Zainteresowani mogą się z nim zapoznać w mojej książce pt. “Widzimisię” (Gdańsk 2008).”
A przy tym u części pytających dostrzegam cos w rodzaju (nerwowego?) tiku. Ma on swe źródło, jak przypuszczam, bądź to w lekturze wspomnianego “Widzimisię Regulaminu Nagrody Otoczaka”, bądź w jego zupełnej nieznajomości, choć przecież można go było przeczytać również w Piśmie Katastroficznym “Arkadia”... Ale przecież lepiej oglądać telewizję – od czytania książek i oczy łzawią i głowa może rozboleć... Powtarzam to już po raz kolejny, nb. ulegając presji mojego Widzimisię, by móc jednoznacznie oświadczyć, że ów regulamin obśmiewa (mam nadzieję, że wystarczająco perfidnie) instytucję wielu “oficjalnych” nagród, najczęściej przyznawanych “po linii i po bazie” ideologii poprawności politycznej. Ostrzegając przed łzawieniem oczu i bólem głowy, zainteresowanych lepszym rozeznaniem się, co ten popularny termin tak naprawdę znaczy, co opisuje, pozwalam sobie odesłać do łatwo dostępnego w internecie wykładu Williama S. Linda “Jak powstała polityczna poprawność”.
Cóż, sądzę, że jak najbardziej na miejscu będzie tutaj moje oświadczenie. Nie dzielę poetów na niebezpiecznych i bezpiecznych – jak ostentacyjnie zapowiadająca swą emigrację do Anglii ze strachu przed “niebezpiecznymi poetami” filozofka (por. “Cholernie niebezpieczni poeci. Z Agatą Bielik-Robson, filozofką i eseistką, rozmawia Piotr Skwieciński”, “Rzeczpospolita”, 23-24 października 2010). Jednak podejrzewam, że wystraszona filozofka byłaby jeszcze bardziej przerażona, gdyby poznała twórczość innych poetów poza tymi, których wymienia z imienia i nazwiska.
Oczywiście, nie jest możliwe, by Nagroda Otoczaka była całkiem neutralna – jak każda inna (choć przecież nie jest każdą inną!) w jakiś sposób Laureata stygmatyzuje... Skoro, jak celnie zauważył Oskar Wilde: „W rzeczywistości sztuka odzwierciedla widza, nie życie.” Dopowiadając: twórczość nagrodzonych przez mnie poetów odzwierciedla mnie samego. W sposób za każdym razem inny i – przyznam się bez bicia – mnie samego zaskakujący. A przecież “moi” poeci mogliby powtórzyć to, co kiedyś napisałem o sobie: “Nożem, którym rano kroję chleb, / piszę wszystko, czego nie mogę wam powiedzieć”.
I tak Wojciecha Brzoskę (pierwszego laureata) nagrodziłem za – po pierwsze (wszystkie cytaty z kolejnych laudacji) “odrębność intelektualną i samodzielność estetyczną, po drugie – wolność od niszczących wartości dogmatów oraz po trzecie – niepoprawność polityczną, jak to współcześnie eufemistycznie określa się niewygodną godność. Dodam jeszcze, niejako uzupełniając, że tom „Sacro casco” jest wyraźnie zaadresowaną w wierszu tytułowym polemiką światopoglądową poety Wojciecha Brzoski z poetą Wojciechem Wenclem. A przecież to dzięki takim istotnym polemikom literatura nie traci wigoru, a życie literackie – życia.”
Rok później, w laudacji dla Piotra Cielesza, napisałem: “Wyjątkowa jest w poezji Cielesza brutalna konwersja bohatera lirycznego: od pozornego, bo jedynie deklaratywnego, ateizmu do pozbawionej istotnych intelektualnych zastrzeżeń wiary w Boga; wiary, która szybko staje się czymś więcej, niż antydepresyjną terapią. Wyjątkowe jest to, jak bohater liryczny Cielesza przekracza rozcięcie naszego świata, którego dokonały dwudziestowieczne totalitaryzmy przy aprobacie i aplauzie atlantyckich demokracji. I wreszcie wyjątkowe jest też to, że Cielesz potrafi z sarkastycznym dystansem pokazać, jak zachodnioeuropejski libertynizm może upostaciowić się w figurze Diabła, wprzęc wolności naturalne i wszelakie w służbę Złu.
I wyznam bardzo osobiście: poezja Piotra Cielesza pomogła mi w zrozumieniu mojej tożsamości. Może nawet granica, którą mnie oddzielono od tradycji i którą ja (oraz mnie podobni) musiałem nauczyć się przekraczać, była trudniejsza do przekroczenia niż ta, którą przekraczał podmiot liryczny Cielesza, bo całkowicie niematerialna.”
Trzecim laureatem został Wojciech Kass. Nie mogło być inaczej, bo “Poezja Kassa pielęgnuje te resztki urody świata, których jeszcze nie pochłonął śmietnik współczesnej tandety estetycznej i moralnej. Pielęgnuje szukanie naturalnej mądrości, której jedynym źródłem jest egzystencja przeżywana bezpośrednio, własnymi zmysłami i myślami, bez pośrednictwa gotowych i zwulgaryzowanych szablonów, w jakich tak łatwo i wygodnie można żyć (a nawet być przekonanym, że się tworzy!) we współczesnym profanum. Kass przywraca życiu świętość, pokazuje nam sacrum rozpięte między rzeczami małymi, a nieboskłonem, jak w wierszu “Szmery” z tomu “Przepływ cieni”: “Słyszysz: / to upadła obrzynka / z temperowanego ołówka /i łepek zapałki. / Albo Ikar.” Potrafiąc wykorzystać ład języka — powiedziałbym nawet: łaciński ład, gdyby nie szczęk nożyczek Widzimisię — nie musi tego języka rozmontowywać, by być oryginalnym w dawaniu odpowiedniego słowa rzeczom i myślom.”
Za rok 2009 przyznałem Otoczaka Maciejowi Meleckiemu. Tu mogę zdradzić, że wyczekałem się na jego “Przester” prawie 3 lata! A “Czytam poezję Macieja Meleckiego od piętnastu przeszło lat, coraz to odkrywając w niej warstwy, które wcześniej zakrywały się przede mną same, bądź zostały zalepione przez mylące etykietki. Kiedyś odnajdywałem w wierszach Autora „Tych spraw” diagnozę egzystencjalnego zastoju, nie dostrzegając, że próbuje się On zmierzyć z miałkością “bycia dla bycia”, czy raczej “bycia dla samego bycia”, trwania dla przetrwania, które to zastąpiło opozycję ”być czy mieć” w naszej epoce nadprodukcji i reprodukcji, amputując z hamletowskiego pytania “nie być”. Nastąpiło to bynajmniej nie z nakazu ideologii poprawności politycznej, więc niejako cenzorskiego, ale z nieuzasadnionego i konsumpcjonistycznego uznania, że “nie być” jest już zbędne, więc nawet nie wymaga redefinicji. “Nie być” odsunięto w głąb historii i zredukowano do skali masowej – upchnięto je na przykład na regałach z dwudziestowiecznymi totalitaryzmami, które ekspediowały w “nie być” całe narody i grupy społeczne. W efekcie “być” napęczniało, wypełniło całą dostępną przestrzeń. By jednak to dostrzec, trzeba było znaleźć narzędzie do rejestracji tego rozbuchanego, supersymetrycznego (bo przeglądającego się tylko w sobie) “być”. Narzędziem równie egocentrycznym mógł być tylko język poetycki, nadmiarowy w swej istocie nawet wobec tak pleniącego się “bycia dla samego bycia”, bo potrafiący je opleść wnikliwą grzybnią środków wyrazu; będący samodzielnym chaosmosem, czyli grzybnią kosmiczną, jak w jednym z wywiadów określił go Autor „Bermudzkich historii”.
Nagrodą Otoczaka dziękuję Maciejowi Meleckiemu za intelektualną diagnozę i emocjonalne zmierzenie się z napęczniałym “byciem dla bycia”, za swoiste przypomnienie, że przecież “nie być” – czy się chce, czy nie – następuje po “być”, ale też to “być” poprzedza, o czym poeta przypomina w całej swojej twórczości, a szczególnie w wydanym w ubiegłym roku tomie „Przester” – na przykład w wierszu „Przekazy oddalają treści”: “[...] Żyło się kiedyś połowicznie / Sobą, w przybranym pseudonimie pustki, i żyć będzie się dalej / W zaniechaniu wszelkich następstw, nadmiarze zetlałych / Oczekiwań, wyciąganych z kapelusza niewiedzy jak pusty los.”
Pozostając nagrodą bardzo osobistą, Otoczak jednak toczy się dalej, niż jestem w stanie go dorzucić. Jakby to nieskromnie brzmiało. Ale swój splendor ta nagroda zawdzięcza tym, którzy umożliwili jej wręczenie na organizowanych przez siebie imprezach: śp. Pawłowi Targielowi, dyrektorowi Instytutu Mikołowskiego (promocja Pisma Katastroficznego “Arkadia” – 2007), Arturowi Fryzowi oraz Aleksandrze Rzadkiewicz i organizowanemu przez nich Festiwalowi “Złoty Środek Poezji” w Kutnie (2008), Krzysztofowi Kuczkowskiemu i jego V Festiwalowi Poezji w Sopocie (2009), Pawłowi Szydłowi oraz Adamowi Ostrowskiemu i VII Międzynarodowym Spotkaniom Poetyckim “Pobocza” w Więcborku (2010). Nie mogę tutaj pominąć podziękowań dla Agnieszki Sitko, plastyczki, za pomysł skojarzenia piaskowca ze szkłem, a także do Marcina Marczaka i jego firmy Marczak Crystal (dostarczającej wygrawerowaną kostkę krzyształową) oraz do Jacka Bilińskiego – za troskliwe wykonywanie statuetek Nagrody. Zaś rzece Sole – także w imieniu Laureatów – dziękuję za dar otoczaka.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |