ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (169) / 2011

Piotr Bieroń,

KOLEJNE TRZY DNI

A A A
O tym, że w Hollywood panuje niesłabnąca moda na kręcenie remake’ów starych filmów, wiadomo nie od dziś. Zagadką pozostaje jednak, przynajmniej dla mnie, czemu powstają nowe wersje filmów wcale nie takich starych, a wręcz całkiem nowych. Dotyczy to zazwyczaj filmów nieanglojęzycznych, ostatnio na przykład szwedzkich przebojów takich jak „Pozwól mi wejść” Tomasa Alfredsona (w przeróbce Matta Reevesa, 2010) czy „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, których remake kręci obecnie David Fincher (premiera została zaplanowana na 2011 rok).

Skąd taka praktyka? Podobno Amerykanie nie lubią czytać w kinie napisów. Przerabiając zagraniczny film na swoją modłę, mogą obejrzeć tę samą historię w swoim języku, w dodatku przeniesioną na własny grunt kulturowy. Wydaje mi się jednak, że robienie od nowa tego samego filmu ma sens tylko wtedy, gdy twórca chce przedstawić własną, odmienną interpretację opowiedzianej w nim historii. W innym przypadku jest to tylko wyjątkowo drogi dubbing.

„Dla niej wszystko” Paula Haggisa opiera się na fabule francuskiego filmu pod tym samym tytułem (ale tylko w polskim tłumaczeniu – wersja amerykańska nosi tytuł „The Next Three Days”, czyli „Kolejne trzy dni”) z 2008 roku. Zaczyna się obiecująco. Oto John (Russell Crowe) i Laura (Elizabeth Banks). Mają wszystko: wspaniałego synka, dobre posady, piękny dom. Spełniony amerykański sen. Idylla kończy się, gdy pewnego dnia Laura zostaje aresztowana pod zarzutem popełnienia morderstwa. Sprawa jest beznadziejna – wszystkie dowody świadczą przeciwko niej. Bohaterka trafia do więzienia. Jednak dla Johna sprawa nie jest zakończona. Gdy giną wszelkie nadzieje na apelację, bohater – święcie przekonany o niewinności żony – opracowuje plan wyrwania jej z więzienia i ucieczki poza granice kraju.

Cenię twórczość Paula Haggisa. Moją uwagę zwrócił bardzo dobrym „Miastem gniewu”, za które zdobył Oscara. Późniejsze scenariusze do ostatnich „Bondów”: „Casino Royale” i „Quantum of Solace” ukazały go jako twórcę, który dobrze czuje się w kinie akcji, dbając jednocześnie o wiarygodność postaci i nadając im psychologiczną głębię. Dlatego też z ciekawością oczekiwałem jego nowego filmu. Russell Crowe w roli głównej, Paul Haggis jako scenarzysta i reżyser – co może pójść nie tak?

Mimo to coś poszło nie tak. Może nie na tyle, żeby uznać film za katastrofę, na pewno jednak na tyle, aby mówić o sporym rozczarowaniu. Największym problemem „Dla niej wszystko” jest to, że słabo angażuje widza w akcję. Tempo narracji jest dość wolne; jak na film o dramatycznej ucieczce z więzienia za mało tu napięcia. Najlepiej wypada pierwsza część fabuły, w której główny bohater opracowuje plan ucieczki, zdobywa niezbędne materiały, a także fałszywe dokumenty, dzięki którym on, jego żona i syn będą mogli uciec z kraju. Ale John nie jest żadnym twardzielem. To zwykły szaraczek, który porywa się na coś, o czym kompletnie nie ma pojęcia. Szukając pomocy, spotyka się z byłym więźniem-uciekinierem, który udziela mu kilku dobrych rad. Przy pierwszej próbie zdobycia lewych dokumentów John pada ofiarą oszustów, którzy okradają go oraz dotkliwie biją. To właśnie tego typu bohater – zwykły człowiek, który dla swojej ukochanej jest gotów dokonać niemożliwego – wzbudza w tym filmie największe zainteresowanie. Wcielającemu się w tę postać Russellowi Crowe nie można wiele zarzucić. Aktor już wcześniej pokazał, że potrafi grać nie tylko bohaterów przez duże B, herosów takich jak Maximus z „Gladiatora” i że dobrze się odnajduje w rolach ludzi prostych, wręcz przeciętnych.

Dużo gorzej natomiast wypada postać Laury. Elizabeth Banks z determinacją próbuje ukazać pogłębiającą się stopniowo psychiczną degradację i rozpacz przebywającej w zakładzie karnym bohaterki, niestety scenariusz nie daje jej zbyt dużego pola do popisu. Ostatecznie widzimy typową „damę w opałach”, którą główny bohater musi za wszelką cenę uratować. A przecież potencjał tej postaci był dużo większy! Przede wszystkim w historii niemal kompletnie zostaje pominięte pytanie o winę Laury. Zabiła czy nie? Pytanie to znajduje odpowiedź, ale jest ona podana na pięć minut przed końcem filmu, w dodatku od niechcenia, tak jakby scenarzysta przypomniał sobie o tym wątku tuż przed zakończeniem pracy nad scenariuszem.

Wreszcie największa wada, czyli wspomniany wcześniej brak napięcia. Wprawdzie film ogląda się z pewnym zainteresowaniem, ale nie wywołuje on zbytniego przypływu adrenaliny. Nie jest na tyle dobry, by określić go jako emocjonujący, ale też nie jest tak zły, by powiedzieć, że jest nudny. Owszem, jest tu kilka niezłych scen, takich jak aresztowanie Laury przy akompaniamencie płaczu dziecka czy scena, w której główny bohater próbuje włamać się do zamkniętej na klucz więziennej windy. To jednak za mało. „Dla niej wszystko” można zatem określić jako przeciętny film, którego najmocniejszą stroną jest dobre aktorstwo Russella Crowe, a najsłabszą – opowiadana historia, która przez dłuższy czas pozostawia widza obojętnym. Duże rozczarowanie.
„Dla niej wszystko” („The Next Three Days”). Scen. i reż.: Paul Haggis. Obsada: Russell Crowe, Elizabeth Banks, Lennie James, Liam Neeson, Olivia Wilde, Brian Dennehy. Gatunek: kryminał / dramat. Produkcja: USA 2010, 122 min.