ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (169) / 2011

Martyna Markowska,

O TYM, ŻE SIĘ NIE DUBLUJEMY...

A A A
… i coraz dłużej pozostajemy singlami. Niektórzy nawet na zawsze. Nawet w Polsce, gdzie sztanca żony (choć niekoniecznie gospodyni, nad czym zastanawiał się w grudniowym felietonie „Przekroju” Michał Witkowski), częstotliwość sakramentalnego „tak” oraz waga chrztu potomków mają się całkiem dobrze. Cóż, na czterdzieści milionów mieszkańców w kraju w samym środku kontynentu (nieważne, że starego, póki wciąż dycha) musi znaleźć się kilku singli. Tak jak zawsze znajdzie się kilka feministek, gejów, lesbijek, wegetarian, poetów i naukowców. Reasumując: też mamy kilkoro frików, Europa z nas pełną gębą i to nie tylko tą wąsatą w sandałach i białych skarpetkach. Nawet radykalne katolickie figury reprezentujące nasz kraj w instytucjach międzynarodowych, figury z żonami, z sakramentalnym „tak” za sobą i z ochrzczoną dziatwą w rodzinnych Skierniewicach traktują zboczonych rodaków jako tarczę na ataki z Zachodu.

Dawid Kornaga nie pierwszym pisarzem jest, który poddał analizie współczesnych polskich singli. Nic nie szkodzi. Jego „Single+” nie rażą pretensjonalnym celowaniem w sedno literackości. Jest dobra riposta, dobra story i język singli urodzonych w późnych latach siedemdziesiątych oraz wczesnych osiemdziesiątych. Językowe tasowanie fraz nieprzekładalne na inne języki zamyka Kornadze drogę do publikacji w suahili, łotewskim i jidisz. Chociaż, z tym łotewskim to może przesadziłam, tam single mają podobne problemy i podobną przeszłość za żelazną kurtyną. Jest wartka akcja, bo czytamy o wszystkim, co fani Jamesa Bonda lubią najbardziej: bogato uposażone silikonem słowiańskie dziewoje, sztuka w powijakach, dragi, cwaniaczki. A że jesteśmy w Polsce, jest też zmora polskich żołądków, czyli nadmiar wina wyrzygany w taksówce.

Krok po kroku poznajemy kolejne poczynania singli, tych płci męskiej i tych płci żeńskiej. Mam wrażenie, że męskim singlom jest o tyle łatwiej, że singlami mogą zostać bez konsekwencji zajścia w ciążę. Single żeńskie, którym przytrafi się ta niespodzianka, jeszcze bardziej uwrażliwiają się na skutki wina, nie mówiąc o dalszych zmianach w panieńskim stylu życia. Z drugiej strony to Kwiatuszek, czyli chłopak, kończy w powieści tragicznie. Choć tak naprawdę tragiczny koniec czeka prawdopodobnie wszystkich, tych, co biorą, tych, co dilują, i tych, którym nerwica siadła na układ trawienny. A dlaczego nerwica, to już bardziej skomplikowana sprawa. Single bywają różne. Ponieważ dość już mieliśmy powieści o korporacjach, tudzież o utraty pracy w nich z różnych powodów (na przykład HIV), Kornaga skupił się na tych singlach, którzy nie wbijają się codziennie w garniaki, tyrając w nich jak bure ni-jaki. Jednak obojętne, czy rozszczepiasz singlu atom, czy ładujesz w klawiaturę w banku osiem godzin dziennie, czy może bujasz się jako wolny strzelec dla mediów. Jeden z bohaterów mówi, że „Człeki w biurach mają z drugiej strony dobrze, że kasa wpływa im na konto co miesiąc, z czym ja, ogólnie mówiąc wprost i szczerze oraz oględnie, mam poważne zaległości”. Permanentny brak kasy niekoniecznie musi charakteryzować polskiego singla, ale mówiąc wprost i oględnie, jest to poważna przeszkoda. Dzieli to rodzime single na dwie grupy: tych bawiących się w kawalerkach i tych, których karmi mama. Niestety, kiedy singiel żyjący na garnuszku zmienia stan cywilny, pod strzechę mamy nadlatuje także małżonek/małżonka. Taki lokalny koloryt Europy Wschodniej – wolny ptaszek na łasce rodziców, a potem cała okrągła para gołąbeczków.

A u mamy co dobrego? Obiadek, posprzątane, wyprane i radio do porannej kawusi. A w radiu hity polskiego popu: Kukiz, Brathanki, Halina Kunicka. Słowa piosenek towarzyszą każdemu rozdziałowi „Singli”. Na początek wątku – muzyka gra! Rozpoczyna się Dżemem i jak tylko nieświadomy niczego czytelnik zawiesi swe oko właśnie na tym, istnieje poważne zagrożenie, ze już dalej nie pociągnie. A dalej jest jeszcze lepiej (wspomniana Kunicka na przykład z pamiętnym utworem o wdzięcznym tekście: „lato lato lato czeka, razem z latem czeka rzeka…”). Kornaga lubi się pośmiać, z samego siebie trochę też.

W ostatnich kilku latach narodziła mi się przypadkowo świecka tradycja. Pod koniec kalendarzowego roku piszę recenzje z młodych polskich powieści, równie świeckich i dobrych. Rok temu o tej samej porze rozprawiałam się ze świetną „Toksymią” Małgorzaty Rejmer. Teraz „Single” Kornagi – równie pozytywny akcent na koniec roku. Tendencja, choć tendencyjna, więc z reguły do wyrzygania jak wino na polskie żołądki bez dna, to jednak przekonuje, że jest nadzieja. Singlem zostaje się z przypadku, z braku laku, z wyboru, whatever. Natomiast dobrą powieść pisze się z talentu.
Dawid Kornaga: "Single+". Wydawnictwo Filar. Warszawa 2010.