ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (171) / 2011

Dariusz Szymanowski, Jan Aleksander Szarłot,

„CZARNY ŁABĘDŹ”: SZTUKA PRZEKŁADU

A A A
Jest ich niewielu – dwóch, może trzech: Parker, Polański, Aronofsky. Tłumaczy obsesji na język doświadczenia. Nowy film tego ostatniego stał się okazją do mojej rozmowy z Jankiem, który widział „Czarnego łabędzia” jeszcze w poprzednim roku, w Lincoln Plaza na Broadwayu, podczas gdy ja zobaczyłem go w dzień po jego polskiej premierze. Wielu recenzentów wskazuje na wizualną stronę filmu: zacierające granicę snu i jawy zdjęcia Matthew Libatique’a, genialne role Natalie Portman i Mili Kunis. Tymczasem ja chciałem porozmawiać o pragnieniach i śmierci.

Dariusz Szymanowski: Janku, na początek – jeśli pozwolisz – krótki kwestionariusz Prousta. Jak myślisz, co jest dla artysty największym nieszczęściem?

Jan Aleksander Szarłot: O to trzeba by zapytać statystycznego artystę. Nieszczęść w życiu osoby parającej się sztuką jest zapewne wiele. Żeby nie powiedzieć, że sama sztuka jest już wynikiem pewnego nieszczęścia: niewiedzy, nieodkrywalności rzeczy, o których artysta do nas mówi, o których chce nam powiedzieć. Są zatem nieszczęścia metafizyczne, ale równolegle do nich biegną te przyziemne, takie jak niezapłacone rachunki.

D.Sz.: A największe nieszczęście, twoim zdaniem?

J.A.Sz.: Widzę, że mi nie odpuścisz (śmiech). Brak obecności w świadomości odbiorcy.

D.Sz.: Na czym polega doskonałość?

J.A.Sz.: Według Aronofsky’ego, to punkt krytyczny, w którym perfekcja spotyka się z wrodzoną ułomnością (przyznaniem się do niej przed samym sobą i przyzwoleniem na nią), godziny, dni poświęcone ćwiczeniom i czas rozprężenia, poświęcenie i poświęcanie, czystość i duszny erotyzm, pokora i bezgraniczne pragnienie posiadania wszystkiego na własność: podziwu, uwielbienia, gadających głów.

D.Sz.: Jakie cechy najbardziej ceni się u artysty?

J.A.Sz.: Wszystkie wyżej wymienione. Naraz.

D.Sz.: Artysty sen o szczęściu?

J.A.Sz.: Gdy baletnica śni o tym, że oto właśnie tańczy jako primabalerina. Gdy malarz, porządkując pędzle po długiej pracy, po raz ostatni kieruje swój wzrok w stronę płótna i widzi za sobą kolejną granicę, którą właśnie przekroczył. Gdy pisarz „widzi na śniegu za oknem zieloną żabkę, ona mruga jednym okiem, drugie, nieporuszone, szeroko otwarte wpatruje się w niego. A on, wie, że to Bóg”. Tak jak Xingjian.

D.Sz.: Śmierć doskonała?

J.A.Sz.: Aktorzy twierdzą, że na deskach. Bokserzy mają jednak na ten temat inne zdanie.

D.Sz.: Dziękuję. Mam nadzieję, że ten krótki kwestionariusz posłuży nam jako streszczenie naszej rozmowy na temat „Czarnego łabędzia” (na wypadek, gdyby znudzony czytelnik postanowił pozostawić nas w tym właśnie miejscu). Najnowszy film Darrena Aronofsky’ego okazał się dla mnie, człowieka, który wie o balecie mniej więcej tyle, co o życiu pustułki, odkryciem nowego, nieznanego dotąd świata. To taka krótka teoria baletu z napisami.

J.A.Sz.: Pewnie wiele osób, które zobaczą film Aronofsky’ego, wyjdzie z kina z takim samym wrażeniem. „Czarnego łabędzia” można bowiem odczytywać, tak sądzę, na co najmniej dwóch płaszczyznach. Z jednej strony właśnie jako zręczny przekład języka baletu na język filmu. Sama historia Niny (Natalie Portman) pokrywa się z historią Odetty (Królowej Łabędzi). I choć filmowa fabuła składa się jedynie z fragmentów zaczerpniętych z baletu Czajkowskiego, to głównie za sprawą Thomasa (Vincent Cassel), który jako reżyser odkrywa przed Niną znaczenie każdego gestu, ruchu, każdego słowa wypowiadanego przez jej ciało, także i my, widzowie, w większości nieznający języka baletu, poznajemy i zaczynamy rozumieć dramatyczną historię Królowej Łabędzi.

D.Sz.: A druga płaszczyzna, o której wspomniałeś?

J.A.Sz.: To pytanie: ile można poświęcić, aby stać się doskonałym? I jest to pytanie uniwersalne, które stawiają przed sobą nie tylko primabalerina, aktor czy reżyser, ale także ty, ja i ci wszyscy ludzie, którzy idą teraz ulicą. Ale wracając do filmu: Aronofsky’emu chodzi rzecz jasna o bycie artystą doskonałym. A Nina, po latach wyrzeczeń i morderczych treningów jest w stanie – jak się okazuje – poświęcić wszystko. Nie tylko reputację, nie tylko prywatność, ale przede wszystkim własne życie.

D.Sz.: W stu procentach wciela się w rolę Odetty, to prawda. A niejasna relacja na granicach Thomas – Lily – Nina?

J.A.Sz.: Tylko potęguje poczucie osaczenia. Dla Niny cały rok, w którym jej życie ogranicza się do klaustrofobicznego mieszkania, metra i budynku opery, jest jej „Jeziorem łabędzim”. Bohaterka powoli obrasta w zło, które drzemie przecież w każdym z nas. Z niewinnej, uwodzonej dziewczyny staje się kusicielką, z ofiary zamienia się w kata.

D.Sz.: Sięgając do teoretyków kultury, natrafiamy na Bachelarda, według którego łabędź nosi znamiona hermafrodytyzmu. Z jednej strony to symbol męski, głównie przez długą szyję o charakterze bez wątpienia fallicznym. Z drugiej: symbol żeński, dzięki krągłości i miękkości ciała. W tym świetle dążenie Niny do wyzwolenia, odkrycia własnej seksualności, nabiera dodatkowego sensu.

J.A.Sz.: Dodatkowego sensu nabierają sceny, w których Nina oddaje się masturbacji. Intencje Thomasa nie są dla mnie do końca jasne… Raz wydaje mi się, że z premedytacją chce wykorzystać wielkie pragnienie Niny o zagraniu roli Odetty (pamiętam scenę, w której „odstawiona” Nina przychodzi prosić go o główną partię), a innym razem myślę, że cały ten erotyczny podtekst jest czysto zawodowy. To nic więcej niż wyrachowany profesjonalizm (jak w scenie indywidualnego ćwiczenia), a głównym celem jest obudzenie w Ninie pożądania, demonicznej strony.

D.Sz.: Czarnego Łabędzia.

J.A.Sz.: Dokładnie. Nie zapominajmy także, że wizerunek łabędzia jest symbolem ostatecznej realizacji jakiegoś pragnienia. Mam tu na myśli łabędzi śpiew przed śmiercią. A przy tym łabędź jest również mistycznym centrum i pojednaniem przeciwieństw (męskiego i żeńskiego, dobrego i złego). Z pewnością Vasilij Gelcer i Władimir Biegiczew, autorzy libretta do „Jeziora łabędziego”, mieli tego pełną świadomość.

D.Sz.: Pozostaje na koniec jeszcze jedno pytanie: czy Nina miała inne wyjście? Czy pełne przeobrażenie w Odettę i śmierć była z góry przesądzona? To pytanie o wybór.

J.A.Sz.: Wydaje mi się, że był to warunek konieczny.

D.Sz.: Aby osiągnąć doskonałość?

J.A.Sz.: Aby odnaleźć siebie.

D.Sz.: Dziękuję ci za rozmowę.
„Czarny łabędź” („The Black Swan”). Reż. Darren Aronofsky. Scen.: Mark Heyman, John J. McLaughlin, Andres Heinz. Obsada: Natalie Portman, Vincent Cassel, Mila Cunis, Barbara Hershey, Winona Ryder. Gatunek: dramat / thriller psychologiczny. Produkcja: USA 2010, 110 min.