ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (172) / 2011

Łukasz Karkoszka,

KRÓTKO

A A A
Wyzwoleni z konwenansów

„Because” w choreografii Idana Cohena, to najnowszy spektakl Śląskiego Teatru Tańca, którym zespół zainaugurował obchody dwudziestolecia istnienia. Tym razem motywem przewodnim tanecznej opowieści stała się nihilistyczna filozofia Nietzschego. I choć brzmi groźnie, to na scenie dominuje lekkość i naturalność. Nie brakuje też elementów humorystycznych.

Historia, której jesteśmy świadkami na pierwszy rzut oka może wydawać się banalna. Oto na uroczystej kolacji zjawiają się goście. Uczestnicy nie mogą jednak zasiąść do stołu, ponieważ brakuje jeszcze jednej osoby. Wyczekując na przybycie spóźnialskiego, goście powoli opuszczają jednak świat konwenansów, przechodząc do sfery, gdzie wszystko staje się dozwolone. Ich zachowania, pod wpływem lejącego się strumieniami wina, stają się coraz bardziej dekadenckie. Przełamując w sobie bariery wstydu, oddają się ochoczo cielesnym uciechom. Tancerze jeden po drugim przechodzą z sztywnych, a przez to nienaturalnych gestów w frywolny i żywiołowy taniec (co najlepiej obrazują akrobatyczne wręcz sceny tańca z kieliszkami wina). Procesowi „wyzwalania się” towarzyszą dwa motywy muzyczne – powtarzający się jak mantra refren z piosenki Beatlesów i finałowa kompozycja z repertuaru Leonarda Cohena. Taniec, ruch i muzyka obudzić mają w nich drzemiące pokłady energii, spontaniczności i szaleństwa.

W choreografii spektaklu, Idan Cohen, odwołuje się do mowy ciała. Interesuje go, jak zachowujemy się w konkretnych sytuacjach i jakie wtedy wykonujemy gesty. Następnie wiedzę tę przekłada na ruch sceniczny. I sądząc po entuzjastycznej reakcji publiczności, można śmiało powiedzieć, że widzom też udało wyzwolić się z wszechwładnych konwenansów.

„Because”. Choreografia: Idan Cohen (Izrael). Tancerze: Agnieszka Doberska, Sylwia Hefczyńska-Lewandowska, Korina Kordova, Michał Czyż, Daniel Galaska, Aleksander Kopański. Śląski Teatr Tańca. Premiera: 21 stycznia 2011.



Jak na ziemi, tak i w niebie

Trzy przyjaciółki, parające się zawodowo striptizem nie chcąc zabić przebiegającego przez jezdnię psa, uderzają w latarnię i... przenoszą się w zaświaty, gdzie oczekują „procesu” przed Sądem Najwyższego. Zanim jednak to nastąpi, prowadzić będą zabarwione czarnym humorem rozmowy o życiu i śmierci. W „poczekalni” pełnej krzeseł spotkają też anioła służbistę i... psa (w tej roli rozczulający pies Karol). Tak w skrócie przedstawia się kanwa sztuki „Zaświaty, czyli czy pies ma duszę” Jerzego Andrzeja Masłowskiego, którą na scenę warszawskiego Och – Teatru przeniosła, debiutująca w roli reżyserki, Maria Seweryn.

Widzowi przez blisko sto minut serwowana jest nie tyle tragikomiczna historia o dawnym życiu bohaterek, ile zabarwiona czarnym humorem i oparami absurdu opowieść o tym, co czeka nas po śmierci. Jest raj, czy go nie ma? Kogo do niego dopuszczą – wybranych, czy tych „Innych” też? Śledząc poczynania bohaterek dowiemy się na przykład, że w niebie jest wiele opcji – znajdzie się coś dla katolików, ale także dla muzułmanów, innowierców, gejów, lesbijek, artystów. Co więcej okaże się, że nawet w niebiosach trzeba zadbać o formalności - wypełnić formularz, podać numer PESEL... I żeby była jasność – psy wstępu nie mają! Dlatego też dzielne bohaterki (w role striptizerek wcielają się, ujawniające swoją vis comica, Viola Arlak, Małgorzata Bogdańska i Paulina Holtz), powołując się na świętego Franciszka rozpoczynają walkę o psią duszę.

W spektaklu bawiąc się słowem, o śmierci i życiu po życiu rozmawia się bez patosu i płaczliwości, co w Polsce (szczególnie ostatnimi czasy) nie jest wcale zbyt częstą praktyką. Także i Bóg nie jest tutaj tematem tabu i dysputuje się o nim z ironicznym dystansem i humorem. Energicznie prowadzona akcja, minimalistyczna scenografia, barwne kostiumy Zofii de Ines to dodatkowe atuty przedstawienia, które jest doskonałą propozycją dla wszystkich znużonych już pełną powagi debatą publiczną prowadzoną na wysokim „C”. W zaświatach Och – Teatru jest znacznie weselej...

„Zaświaty czyli czy pies ma duszę”. Reżyseria: Maria Seweryn. Obsada: Viola Arlak, Małgorzata Bogdańska, Paulina Holtz, Krzysztof Pluskota oraz Lulu/Karol. Och- Teatr. Premiera: 28 czerwca 2010.



Ku samozagładzie w eleganckiej oprawie

Czym jest zło? Gdzie szukać jego źródeł? Kiedy przychodzi ten moment, że uśpione nagle ujawnia się z całą mocą? Próby znalezienia odpowiedzi na pytania były motywem przewodnim dwóch spektakli Mai Kleczewskiej – „Makbeta” i „Opowieści lasku wiedeńskiego” wystawionych na deskach Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu. W swoim najnowszym opolskim przedstawieniu, będącym adaptacją dzieła Luchina Viscontiego „Zmierzch bogów”, reżyserka znów powraca do pytania o źródła zła. Tym razem ostrą wiwisekcję prowadzi na rodzinie von Essenbecków, w której po śmierci nestora rodu rozpoczyna się bezpardonowa walka o rodzinny majątek. A wszystko to dziać się będzie w eleganckich wnętrzach, przy dźwiękach patetycznej muzyki.

Spektakl otwiera pełna majestatu scena kolacji. Goście ubrani w wykwintne stroje, czekają na posiłek. Nad stołem wisi ogromny żyrandol, symbolizujący bogactwo i barokowy przepych. Przez kilka minut obracająca się scena umożliwia nam dokładniejsze przyjrzenie się bohaterom. Ich skupione i wygładzone twarze nie zdradzają toczącego się w ich wnętrzach nowotworu zła. Jednak kolejne sceny nie pozostawiają złudzeń. Główny spadkobierca rodzinnej fortuny Martin (wyróżniający się Maciej Namysło) ukrywa gdzieś w zapyziałym mieszkaniu niezrównoważoną psychicznie kobietę (fenomenalna Aleksandra Cwen), nad którą znęca się, czerpiąc przy tym seksualną rozkosz. Nie będzie miał też skrupułów, by wykorzystać jej nieletnią córkę (szokująca scena zabawy w „twistera”, będąca prologiem tego, czego widz ma się domyślić, słysząc przeraźliwy krzyk dziecka). Z kolei Elizabeth (Arleta Los-Pławszewska), żona jednego z uciekinierów, choć wcześniej przyjmowana na salonach, później poddana zostanie bolesnym torturom, o gwałtach nie wspominając. Zło dosięgnie wreszcie i matkę Martina (w roli rozerotyzowanej, cynicznej i oziębłej Sofii von Essenback Judyta Paradzińska, nie potrafiąca wyzwolić się z emploi Lady Makbet) - scena kazirodczego gwałtu jest jedną z najmocniejszych w całym przedstawieniu.

Kleczewska serwuje widzowi brutalną opowieść o świecie zgniłej arystokracji. Zło, sugeruje spektaklem, rodzi się w już w rodzinie. Niezaspokojenie seksualne, brak matczynego ciepła, dobrych wzorców, zaburzenia osobowościowe – to wszystko ma być przyczyną zła, które objawia się w aktach pedofilii, kazirodztwa, gwałtów i przemocy fizycznej. Jednak, czy nie jest to zbyt łatwa i banalna odpowiedź? W swojej wersji całkowicie pomija wątki polityczne i ekonomiczne, obecne w filmie Viscontiego i będące jedną z ważniejszych przyczyn zepsucia. I choć niektóre sceny, niczym obrazy, mocno zapadają w pamięć, to jednak całość jest zbyt rozwlekła i przegadana, by widz wyszedł z poczuciem pełnego zrozumienia wizji reżyserki.

„Zmierzch Bogów”. Adaptacja i reżyseria: Maja Kleczewska. Obsada: Zofia Bielewicz, Aleksandra Cwen, Arleta Los-Pławszewska, Judyta Paradzińska, Ewa Wyszomirska, Adam Ciołek, Michał Czernecki – gościnnie, Andrzej Czernik, Przemysław Czernik (adept), Bartosz Dziedzic, Jarosław Dziedzic, Andrzej Jakubczyk, Leszek Malec, Grzegorz Minkiewicz, Maciej Namysło, Michał Świtała, Łukasz Schmidt, Krzysztof Wrona. Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu. Premiera: 6 listopada 2010.