ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (173) / 2011

Waldemar Jocher,

WIERSZE

A A A
VI. Spermogeneza
wszystek plemnik skończył w ziemi
za nim byłem


?

zawiązki wewnątrz opadania, twarzy
przekrój jak dwa wiry – już bez wahań
odpowiadam: tworzą się fałdy śmierci.

tej niepamięci wezwanie - tkanki młode,
których pewnością jest dzielenie zaczątku
cierpliwym ruchem wiją się odkąd – dokąd.

kończy się podział, lecz przecież przejdzie
ręka wzdłuż języka pląsów, który rośnie
sam
dla
siebie
ziemią mnoży skórę.


XI. Identyfikacja

jak tuż przed grawitacją mogę mówić
o przeciągnięciu nikłej struny mowy,
tak bez powodu drwiąc palcem z dłoni,
staję się karmiąc chleb własną kością.

lecz tutaj, gdzie kwadrat macicy wpisany
w okrągłą połać talerza - jest tajemnicą
splątaną w krwi obieg – zbiera się, zdziera:
pętla, co jest z nieba i która ziemię spożywa

(czekam na usta, bym skazić mógł język:
odpadaniem, co moje – zużywaniem siebie).


XIV. Nawyki

związek chemii z prętem, którego wierzchołek ścinam
sposobem zapożyczonym z księgi dawek. oddechu ślad
rozpięty pomiędzy rozłożonymi w górze dłońmi widzę
i zapisuję kształtem podobnym do kraty: więziony słup
niczego składa się z czegoś, co stara Się uwolnić. zamęt.

szerzy się zewsząd otwarcie. zmienia się p o ł o ż e n i e
pytania, którego tryb zgodności odpowiada cząstce ciała.
sam rozkład, sterowany głodem oddala własną paruzję
(takie parowanie wzbrania mi spłynąć otwartą szczeliną).
trzymaj się, trzymaj mnie chłopcze na podobieństwo łoju.

którego pełno na ścianach, którego nazwano zaraz po tym
jak wykopalisko przybrało twarz nierozpoznawalnego tła.
w oczodołach zalęgła się blada dziewczynka – zaraza wie
jak pozbyć się języka: zlizuje z kartki wzór, zostawiając ja.


XVII. Łącznik

dwuplemienna transmisja i teraz
staje się padliną. czystość tego łuku
trafia w nas z odbicia, w samym środku
wielościanu wiszą ściegi rozszytego mózgu.
bywaliśmy przeszyci masą nitek. ścigamy się tylko

i tylko jeden raz przed zetknięciem z głuszą uszów.
odwracamy się dwukrotnie, stopy liżąc śladem
z oka. spaść potrzeba, by pochwycić tkanki
(a jeśli nie ma czego już odrąbać linio?)
w podwojony korpus, jednolity port.


XVIII. wieloczynnościowy narząd

bezcielesna symetria wytwarza mapę słowa.
jest bez ciebie, jest bez ciebie, jest bezpiecznie.
tymczasem wchodząc w drugie miasto nie ma
i mnie nie ma. jeszcze skóra samoistnie dyktuje
wewnętrzny zapas liter. odpada krtań z wosku,

by płonąć ktoś naciąga język do wielkości knota.
na zewnątrz rodzi się potwór o rozległym wnętrzu:
jest to dyscyplina pionu z funkcją poziomego dna.
jawi się brama rozdzierająca oba miasta, oba końce.