ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (175) / 2011

Michał Paweł Urbaniak,

HOMOLITERATURA - EWOLUCJA, TRADYCJA A KANON

A A A
Wydaje się, że literatura mniejszości seksualnych od zawsze była czymś kłopotliwym i zazwyczaj omijanym na gruncie polskim. Wystarczy wspomnieć, że jej analizę rozpoczął szwajcarski badacz German Ritz, a pierwsza antologia polskiej prozy homoerotycznej ukazała się pierwotnie w Niemczech („Diskrete Leidenschafften: homosexuelle Prosa aus Polen” w opracowaniu Wolfganga Johlinga), aby „powrócić” w polskim wydaniu cztery lata później. Te paradoksy dobrze obrazują pozycję polskiej literatury podejmującej tematykę „innej” miłości. Dodajmy jeszcze, że refleksja teoretyczna nad twórczością podejmującą problematykę mniejszości seksualnych w innych krajach jest naprawdę imponująca. Na polskim gruncie teoretycznym – obok pojedynczych szkiców krytycznych czy recenzji z ostatnich lat - można by wymienić jedynie „Homo niewiadomo. Polska proza wobec odmienności” Błażeja Warkockiego (poznański badacz przede wszystkim tropi wątki homoerotyczne w twórczości Grzegorza Musiała, Izabeli Filipiak i Andrzeja Stasiuka) i ewentualnie „Homobiografie” Krzysztofa Tomasika, który przedstawiając uznanych polskich pisarzy od strony alkowy, niejako pośmiertnie wypuszcza ich z „homoseksualnej szafy”. Niedawno opublikowana „Literatura, której nie ma” Wojciecha Śmieji jest zatem dopiero trzecią tego rodzaju pozycją na polskim rynku.

Wojciech Śmieja w tytule zbioru swoich tekstów określa polską literaturę homoseksualną mianem tej, której nie ma, co należy traktować oczywiście z przymrużeniem oka, ale pamiętając, że takie stwierdzenie nie jest pozbawione solidnych podstaw. Można bowiem odnieść wrażenie, że rodzimej literatury mniejszości seksualnych w Polsce do niedawna jeszcze nie było – a przynajmniej nie była ona dostępna dla masowego czytelnika. Tytuł zbioru szkiców Śmieji właściwie nawiązuje do kolejnego już paradoksu – wątki homoseksualne znajdują się w samym centrum uznanego kanonu (wystarczy przywołać twórczość Iwaszkiewicza, Andrzejewskiego czy Gombrowicza), a jednocześnie są tak zawoalowane, że prawie nieczytelne. Działa tu mechanizm marginalizacji zjawiska miłości jednopłciowej, a także jej sublimacji. Ten sposób ujęcia często stawia pod znakiem zapytania klasyfikację danego utworu w obręb literatury homoseksualnej (najlepszym przykładem są tu chyba „Panny z Wilka” Iwaszkiewicza, w których autobiograficzne – i homoerotyczne - konteksty uległy tak daleko idącej sublimacji, że są trudne do wychwycenia dla przeciętnego czytelnika). Śmieja słusznie twierdzi, że na gruncie polskim kanon (rozumiany w ujęciu historycznoliterackim) i homoseksualizm nie idą ze sobą w parze, a więc innymi słowy polska literatura homoseksualna nie istnieje w zetknięciu z kanonem. Nie wytworzono nawet siatki aksjologicznej, która pozwalałaby na wartościowanie dzieł danego nurtu (choć ta sytuacja w dobie zainteresowania genderem i teorią queer ulega powoli zmianie).

Właściwie niemal wszystkie eseje z tego zbioru ogniskują się wokół pytania o istnienie i nieistnienie polskiej homoliteratury, czy też może opisują walkę o jej równorzędne zaistnienie na rodzimym gruncie. Śmieja między innymi przeprowadza swoisty przegląd polskiej literatury homoseksualnej (dość pobieżny niestety), wskazując na zmiany w sposobie ujęcia tematu – od sublimacji (charakterystycznej dla Iwaszkiewicza, Andrzejewskiego czy Gombrowicza), poprzez względnie otwarte zobrazowanie problematyki, wobec którego podwójna lektura traci funkcjonalność (w twórczości Musiała, Jabłońskiego, Pankowskiego czy Krzeszowca), aż po najnowszą – bardzo odważną - literaturę gejowską, interesującą dla masowego czytelnika (powieści Witkowskiego, Żurawieckiego Szczygielskiego, Pasewicza). Ponadto Śmieja przedstawia interesującą propozycję nowego podziału polskiej literatury homoseksualnej – zamiast faz przedemancypacyjnej, emancypacyjnej i postemancypacyjnej, sugeruje ujęcie poprzez „zewnętrzne-wewnętrzne”, gdzie „zewnętrzne” polega na aktywności czytelnika-interpretatora w procesie odczytywania ukrytych homoseksualnych znaczeń (tak byłoby w przypadku interpretowania dzieł podlegających sublimacji), a „wewnętrzne” na homoseksualnej otwartości podmiotu piszącego (czyli bezpośredniej tematyzacji homoseksualizmu), co wyklucza konieczność dociekań ze strony czytelnika.

W kolejnych tekstach badacz pokazuje, jak wykształciła się tradycja takiej literatury na gruncie polskim (przypomnijmy – literatury, która była pomijana przez krytykę!) oraz gdzie znajdują się punkty odniesienia dla późniejszych jej twórców. Pisze o konflikcie między tożsamością narodową a seksualną, który w swojej twórczości z lat 80. przejmowali pisarze podejmujący tematykę homoseksualną (nie podlegającą już sublimacji). Okazuje się, że jest to nic innego, jak znana z „Trans-Atlantyku” Gombrowicza walka Ojczyzny z Synczyzną – Musiał, Jabłoński czy Krzeszowiec kontynuują tę optykę. W ich powieściach owa Synczyzna zazwyczaj wiąże się z próbą stworzenia fantazmatu lepszego świata, alternatywnej rzeczywistości, w której outsiderzy staną się „jednymi ze wszystkich”. To wiąże niejako polską homoliteraturę z romantyzmem i jego mesjanizmem czy też potrzebą rewolucji, zburzenia tradycyjnego porządku. Obecność fantazmatu „Synczyzny” spełnia również funkcje terapeutyczne – staje się odpowiedzią na ponurą codzienność, w której homoseksualista zawsze pozostaje kimś niechcianym. Tę taktykę przejęli również niektórzy współcześni twórcy nurtu gejowskiego (Michał Zygmunt w „New Romantic”, Bartosz Żurawiecki w „Ja, czyli 66 moich miłości”).

Kreowanie rzeczywistości alternatywnych wiąże się z potrzebą posiadania własnej historii przez środowiska mniejszości seksualnych. Śmieja zwraca uwagę, że w czasach peerelowskich skupiony na sobie bohater homoseksualny pozostaje na marginesie – nie może być zaakceptowany ani przez władzę, ani przez opozycję (ten konflikt chyba najbardziej wyraziście ukazuje „Zatoka Ostów” Olszewskiego). Skazany zostaje na alienację, samodzielne określenie swojego miejsca w otaczającym go hetero-świecie. Wobec tego buduje swoją historię – przede wszystkim poprzez literaturę, która nie tylko zbiera, ale i przekształca przynależne homoseksualizmowi znaki czy postaci - zresztą często usytuowane w dorobku kultury ogólnoludzkiej. Takim homoseksualnym artefaktem będzie na przykład starożytna Grecja z jej motywami pasterskimi i uhonorowaniem męsko-męskiej miłości, zaś w obręb „wielkich przodków” homoseksualistów można wpisać na pewno Prousta, Wilde’a, Szymanowskiego czy Iwaszkiewicza. Według Śmieji pojawienie się takich konstrukcji czy kreacji historii stanowi „efekt istnienia bardzo swoistej struktury społecznej sytuującej/wytwarzającej homoseksualistę poza swoim uniwersum i zmuszających go do tworzenia przekornych strategii tożsamościowych. Każda grupa i każda jednostka tworzy swoją historię (i swoje mity), by się odróżnić, ufundować swój indywidualizm. (…) Tak też jest z tożsamością homoseksualną, w której doświadczenia życiowe jednostek hit et nunc domagają się podbudowania i uprawomocnienia poprzez ich dokonywaną na różne sposoby historyzację, która dla monologicznego dyskursu pamięci społecznej jest niebezpieczna. Jej zadaniem jest wywalczenie sobie miejsca w szeroko rozumianej historii narodowej, stawką w tej grze jest natomiast zdobycie przez homoseksualnego bohatera prawa do istnienia w teraźniejszości”.

Okazuje się, że podobna walka spod znaku „być albo nie być” rozgrywała się na płaszczyźnie recepcji tej literatury w latach 80. Śmieja zapożycza angielski termin cross-reading, aby opisać procesy odczytywania homoseksualnych kontekstów przez niehomoseksualnych recenzentów. Na przykładzie twórczości Pankowskiego, Andrzejewskiego, Musiała oraz Stryjkowskiego badacz pokazuje, jak temat homoseksualny (często niepodważalnie obecny) był albo przemilczany, albo ujmowany przy pomocy mowy ezopowej względnie umiejętnie bagatelizowany (na zasadzie uniwersalizacji problematyki bądź jej marginalizacji) czy po prostu sprowadzany do taniego skandalu.

Obok szkiców ujmujących tematykę homoliteratury bardziej ogólnie znajdują się w tej książce teksty poświęcone konkretnym osobom i ich dziełom. Najwięcej miejsca zajmuje Iwaszkiewicz. Śmieja omawia recepcję „Panien z Wilka”, a także proponuje nowe odczytanie „Zmowy mężczyzn” oraz „Psyche”. Osobny esej jest poświęcony Tadeuszowi Żeleńskiemu i jego dwóm słynnym felietonom dotykającym kwestii homoseksualnej („Przedwiośnie”, „Literatura mniejszości seksualnych”). Śmieja wskazuje sprzeczności w poglądach Boya, wytyka mu współczucie wobec homoerotów zmieszane z ironią, a niechęć z akceptacją. Śmieji nie udaje się niestety uniknąć – wbrew własnym intencjom – sporej dawki chyba nie do końca zasłużonego sarkazmu (żeby nie powiedzieć: jadu) wobec tłumacza „W poszukiwaniu straconego czasu”. Ponadto w szkicach wyeksponowana zostaje przede wszystkim twórczość Musiała, Tkaczyszyna-Dyckiego i Pankowskiego.

„Literatura, której nie ma” jest publikacją niewątpliwie istotną i potrzebną, co niestety nie znaczy, że pozbawioną wad. Już sam tytuł wprowadza w błąd. Szkice dotyczą tylko polskiej literatury homoseksualnej ubiegłego stulecia, w dodatku właściwie literatury gejowskiej. Jedno zdanie określające ramy pracy w odautorskim wstępie to za mało (zwłaszcza że tytuł można było łatwo ukonkretnić). Brakuje tu mimo wszystko dopełniającego rozdziału, który uwzględniałby „Lubiewo” Witkowskiego, a także pozycje z „gejowskiej jesieni 2007” (powieści Szczygielskiego, Żurawieckiego, Pasewicza i Zygmunta), bo bez ich uwzględnienia po prostu nie sposób dziś pisać o polskiej literaturze homoseksualnej. Pojawienie się w jednym czasie kilku książek tak różnie ujmujących temat miłości jednopłciowej i udostępnienie ich masowemu czytelnikowi to sprawa bez precedensu w polskiej literaturze (swoisty homoseksualny przewrót). Śmieja o tym nie wspomina, zatem obraz, który przedstawia, jest po prostu niepełny – a szkoda, bo powieści współczesnych twórców często świetnie wpisywały się w jego teorie. Ponadto badacz skupia się na konkretnych pisarzach, a innych niemal zupełnie pomija. Na przykład powieści Romanowicza czy Gorgola nadal nie doczekały się rzetelnej analizy – a uznanie ich za grafomańskie nie wydaje się wystarczającym usprawiedliwieniem. Szkoda, bo Śmieja jako zdolny i błyskotliwy interpretator (jak widać po jego szkicach) na pewno miałby i w tym przypadku coś do powiedzenia.

Głównym zagadnieniem, które porusza Śmieja, jest status polskiej literatury homoseksualnej wobec kanonu. Upraszczając nieco jego wywody, można stwierdzić, że najpierw w nurcie homoseksualnym dominowała dyskrecja i sublimacja połączona z marginalizacją, a później w latach 80. (według Warkockiego ta cezura przypada na początek lat 90.), kiedy zaczęto mówić o miłości jednopłciowej z ograniczoną otwartością, utwory tego nurtu nadal nie wpisywały się w kanon ogólny (właściwie nie tyle poprzez niską wartość artystyczną – co rzeczywiście można było niektórym zarzucić – ale przez niejako automatyczne odrzucanie takich dzieł). Wreszcie u progu XXI wieku literatura ta doszła do głosu na szeroką skalę, co więcej, wciąż obserwuje się zapotrzebowanie czytelnicze na książki z tego nurtu. Zatem wobec współczesnej homoliteratury nie można już przejść obojętnie, a odczytanie kanonicznych dzieł poprzez homoseksualną kodę wzbogaca je, otwierając nowe ścieżki interpretacyjne (dobrym przykładem są tu „Panny z Wilka”). W końcu wykształca się partykularny kanon literatury homoseksualnej, co jak twierdzi Śmieja: „nie jest niczym więcej jak tylko etapem włączania tekstów reprezentujących doświadczenie homoseksualne do głównego nurtu literatury (a w perspektywie do kanonu ogólnego)”.

Wojciech Śmieja poprzez tytuł swojej książki prowokuje pytanie – czy możemy w ogóle mówić o polskiej literaturze homoseksualnej? Sam ostatecznie stwierdza, że jak najbardziej - jeśli ulokuje się ten termin po stronie czytelnika, któremu daje się prawo do swobodnego odczytywania znaków, hierarchizowania znaczeń dzieła, wyróżniania tego, co w intencji autorskiej było marginalizowane bądź skrywane. Inaczej mówiąc, badacz potwierdza obecność takiego nurtu literatury na gruncie polskim. Zresztą nawet pomijając jednoznaczną deklarację Śmieji, po lekturze jego książki na zadane pytanie można odpowiedzieć twierdząco. Nurt homoseksualny w polskim pisarstwie ma swoją bogatą tradycję, historię, co więcej ewoluuje, prowokuje spory na płaszczyźnie historycznoliterackiej – a zatem po prostu istnieje.
Wojciech Śmieja: „Literatura, której nie ma. Szkice o polskiej »literaturze homoseksualnej«”. Wydawnictwo „Universitas”. Kraków 2010.