ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (175) / 2011

Petr Hruška,

WIERSZE

A A A
Tutaj

tracony czas
samochód dostawczy się wyładowuje
z czapek robionych na drutach się dymi
pomiędzy pawilonami
płynie kawał rzeki
kilka cienkich drzewek
betonowy krawężnik
stoimy razem tutaj
między samochodem dostawczym i kawałkiem rzeki
w uścisku niezgrabnym
jak torba z piwem




Rozpacz

W Kuksie, przed hospicjum, które pierwotnie przeznaczone
było dla weteranów wojen tureckich i poddanych
w podeszłym wieku, stoi (a raczej zwija się) szereg
kobiecych alegorycznych postaci, wyobrażających
cnoty i grzechy, autorstwa Mateusza Bernarda Brauna.
To jest wielkie piękno, lecz trudno ukryć – rzeźby grzechów
ogólnie bardziej mi się podobały, może przez tę
barokową ekspresyjność, która w tych żywych rozpustnicach
mogła się w pełni zrealizować... Stoi tam pomiędzy
pychą, skąpstwem, rozpustą i tak dalej, rzeźba kobiety,
która wbija sobie w pierś sztylet – alegoria rozpaczy. Rozpacz
pojęta jako grzech! Uświadomiłem sobie, że to, co
w czasach baroku uważane było za grzech, dziś niewielu
pojmowałoby jako coś niemoralnego, jako swego rodzaju
upadek. Rozpacz stała się zwyczajna i oczywista, jest
„równoprawnym” sposobem na życie, od czasu do czasu
(szczególnie w złej literaturze, szczególnie w złej poezji)
nawet modą, czymś czcigodnym.
Jakby ten, kto nie jest odpowiednio zrozpaczony, był
od razu podejrzany o naiwność, powierzchowną egzystencję,
filozoficzną niedojrzałość. Jakby rozpacz była
widzeniem, a nie ślepotą.




Plac partyzantów

Tyle zimowych butów na wietnamskim targowisku
to aż osłabia
za dużo butów nawet jak na wielkie północne miasto
butów na całą wojnę wietnamską
Co wszystko można by załatwić
kopnąć lub przejść
w tylu butach
gdzie mogliśmy już być
Wokół pijackie zagajniki
w których próżnują bandy drzew
za nimi aluminiowy blask
Dzień duży
jak ustrzelony jeleń
leży na Placu Partyzantów
Potem noc pokaże goły
księżyc
i znów widać tylko na krok
na jeden jedyny krok
gdzieś do domu
w tanich wietnamskich butach



Podczas gdy jesteśmy w kuchni

Wjechalibyśmy w ciemność
żółte gałęzie nie sadzonych klonów
sięgałyby zachłannie
na samochód
Gdzieś na skraju
byłaby tam zabazgrana kaplica
lecz nie musiałaby być
nawet ta wyrzucona blacha deszczu
nie musiałoby tam być nic
Wysiedlibyśmy
stali obok siebie
bezradnie i mocno
w swetrach i w światłach
wspaniały dym od ust
Dopiero potem
zszedłbym w dół
spytać o drogę

tłum. Franciszek Nastulczyk
Prezentowane wiersze pochodzą z tomu Petra Hruški „ Mieszkalne niepokoje - wybór wierszy“. Instytut Mikołowski, 2011). Autorem wyboru i tłumaczeń jest Franciszek Nastulczyk.