ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (59) / 2006

Marta Raczek,

KWIATY JEJ SEKRETU

A A A
O rzymskim pokazie “Kwiatów” Małgorzaty Markiewicz
Mur wiezienny przy Via delle Mantellate w Rzymie nadaje tej niewielkiej ulicy na Trastevere zupełnie wyjątkowy charakter. Zamknięta perspektywą schodów, na których zwykle można spotkać kilku uzbrojonych po zęby mężczyzn, sprawia wrażenie przeniesionej z innego wymiaru rzeczywistości. W tej surrealistycznej scenerii znalazła swoje miejsce jedna z bardziej interesujących rzymskich galerii sztuki współczesnej – Studio Stefania Miscetti, przed którą w ciepły piątkowy wieczór 5 maja, pod czujnym okiem strażników więziennych, zgromadziła się publiczność chcąca zobaczyć pierwszą indywidualną włoską prezentację prac Małgorzaty Markiewicz. Od wejścia do głównej przestrzeni wystawienniczej prowadzi korytarz, na którego ścianach zawieszono część zdjęć wchodzących w skład projektu “Flowers / Kwiaty”. Po jego przejściu widz wkraczał w olbrzymią, jak na rzymskie standardy, przestrzeń galerii – każde miejsce w Wiecznym Mieście, poświęcone sztuce współczesnej, którego powierzchnia przekracza 40 m² uznawana jest za ewenement – w której bardzo ascetycznie zaaranżowano pozostałe fotografie i przedziwne formy rzeźbiarskie. Dominującym wrażeniem było poczucie amor vacui, pokaz działał bardziej brakiem niż nadmiarem. Ten minimalizm doskonale odpowiadał samym pracom: miękkim rzeźbom zbudowanym z kobiecych ubrań i wysoce estetycznym fotografiom przedstawiającym podobne kompozycje, umieszczone na tle soczysto zielonej trawy. Pierwszym odczuciem, które nasuwało się podczas spaceru pomiędzy poszczególnymi “kwiatami” było wrażenie nagłego, lecz bardzo cichego, niezauważonego zniknięcia. Zwykle ubrania porzucone na trawie, w bramie czy koło osiedlowej ławki wywołują niepokój. Kojarzą się z pośpiesznym zdzieraniem ich z ciała, często przywodzą na myśl gwałt, rzadziej realizację za obopólną zgodą fantazji erotycznych. Jednak aby wywoływały negatywne skojarzenia, ubrania muszą być porzucone, tymczasem te, ktore “napotykamy” na wystawie są starannie poukładane.

Pozostając w zapełnionej kwiatami-ubraniami przestrzeni można się poczuć jak intruz, ktory bez zapowiedzi wkroczył w najintymniejszy świat artystki. Każde z ubrań jeszcze niedawno przylegało do jej ciała. Podczas samotnego performance, niewidocznego dla zwiedzających, artystka powoli zdejmuje z siebie kolejne warstwy: spódnice, spodnie, koszule, swetry, bieliznę. Przyglądając się uważnie poszczególnym kompozycjom, możemy odtworzyć kolejność rozbierania. Ile w tym działaniu skupienia na formie, istotna jest przecież nie tyle kolejność rozbierania, ale ubierania poszczególnych części garderoby, żeby potem, w czasie zdejmowania kolejnych jej warstw powstały tak niezwykle estetyczne kompozycje.

Jednocześnie artystka prowadzi z widzem grę opartą na tym, co niewidzialne, niedopowiedziane. Zarówno zdjęcia, jak i obiekty, przypominają nie tylko kwiaty, ale także intymne części kobiecego ciała, nie ma tu jednak miejsca na dosłowność, wszystkiego możemy się jedynie domyślać. Zamiast kobiety, widzimy ślady jej obecności, przepojone wspomnieniem delikatnych gestów, ponad którymi unosi się aura tajemniczości. Prace Małgorzaty Markiewicz są jak zapis rytuałów, intymnej obrzędowości, do której widz nie ma bezpośredniego dostępu. Markiewicz zamiast przełamywać bariery zwiazane z obecnością ciała poprzez bezpośrednie uciekanie się do własnej intymności – jak czyni to dziś wielu artystów – chroni to, co najbardziej osobiste, snując jednocześnie opowieść o kobiecości.

Małgorzata Markiewicz od początku swojej twórczości zajmowała się kwestiami stosunków międzyludzkich: dialogiem, sposobami ustanawiania i rozwijania relacji, także nieporozumieniami. Wystarczy przypomnieć projekt “Motyw Żółtego” czy tworzone przez nią ubrania o wydłużonych rękawach, skłaniające do łączenia się ze sobą widzów odwiedzających galerie, jak to miało miejsce na pokazie w ramach Sezonu Polskiego w Lille czy w czasie wystawy “Nature and/of Art” w krakowskim Bunkrze Sztuki, gdy artystka prezentowała swój dyplom. Sytuacja komunikacyjna była zwykle inicjowana przez artystkę, po to, aby sprowokować interakcję w obrębie publiczności. Tym razem interakcja odbywa się pomiędzy każdym z widzów z osobna, a nieobecną artystką. Medium tego kontaktu są porzucone przez nią ślady. Jednak ta nieobecność jest paradoksalnie wypełniona obecnością, ma w sobie coś z mistycznego dotknięcia.

Emocjonalne balansowanie pomiędzy gwałtowną brutalnością porzuconych ubrań, a finezyjną kompozycją poukładanych strojów, pomiędzy ewokowaną przez nie seksualną żądzą, a powolnym odkrywaniem kolejnych warstw kobiecości, odsłanianiem ich niczym w tajemnym teatrze intymnej obrzędowości artystki-kobiety, nieodłącznie towarzyszy przechadzce po tej przedziwnej, nieco surrealnej łące pełnej kwiatów. Wartość tej prezentacji szczególnie docenili Włosi, epatowani co i rusz rozbuchaną seksualnością, ocierającą się niemal o pronografię. Byli zachwyceni tym, że można dziś jeszcze w taki sposób opowiadać zarówno o pięknych jak i brutalnych aspektach seksualności.
Małgorzata Markiewicz “Flowers”. Studio Stefania Miscetti. Rzym 5 maja – 3 czerwca 2006.