ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (178) / 2011

Karolina Pospiszil-Hofmańska,

CZŁOWIEK Z MAŁEGO KRAJU PATRZY NA ŚWIAT

A A A
„Chcąc poznać dalekie kraje, musisz się z nimi objeść i opić, a im te kraje są dalsze, niech Bóg ma je w opiece, tym więcej musisz zjeść i wypić”. To zdanie mogłoby być mottem do książki Karela Čapka „Listy z podróży”. Dzięki świetnemu przekładowi Piotra Godlewskiego polski czytelnik ma szansę poznać dziennikarską twórczość tego pisarza. Albo nawet zetknąć się z nim po raz pierwszy, bo choć Čapek jest jednym z największych i najbardziej płodnych czeskich twórców, w Polsce kojarzy się go przede wszystkim z jedną książką – „Inwazją jaszczurów” i z tym, że pierwszy użył słowa „robot” w jednej ze swoich sztuk („Roboty Uniwersalne Rossuma”). „Listy z podróży” są dobrą lekturą „zapoznawczą” – iskrzą się (miejscami ironicznym) humorem, pełne są zaskakujących i celnych spostrzeżeń, pozwalają też współczesnemu podróżnikowi czy turyście skonfrontować nie tylko doznania z wojaży po opisywanych przez Čapka krajach, ale przede wszystkim zastanowić się nad istotą i celem podróżowania.

Karel Čapek, ten niezwykły obywatel małego, środkowoeuropejskiego państewka zwanego Czechosłowacją, podróżuje bez planu i przewodnika, najczęściej dlatego, że – jak sam zaznacza – nie wymyślił dobrej wymówki, by się od wyprawy wymigać. Pisze więc przy okazji felietony do „Lidových Novin”, opisując zwiedzane przez siebie państwa. Polski czytelnik dostaje do ręki zbiór „korespondencyjnych relacji” z wypraw do Włoch, Anglii, Hiszpanii, Holandii i Skandynawii. Trzeba dodać – relacji swojego czasu bardzo popularnych w Czechach, a nawet w Anglii i w Niemczech (zob. posłowie L. Engelkinga). Poszczególne podróże bardzo się różniły, miały jednak wspólny mianownik: dziwiącego się światu i czerpiącego z tego radość narratora. Sam fakt, że Anglia jest angielska, w Hiszpanii naprawdę odbywają się corridy, a w Holandii i Danii każdy jeździ na rowerze, jest powodem do dziecięcego niemal zdumienia. Trzeba przyznać, że rowery wzbudziły najmniejszy entuzjazm autora, czego zresztą czytelnik dowiaduje się bardzo szybko. Zwykle te nieszkodliwe – i obecne niemal wszędzie – pojazdy opisywane są jako „wstrętne”. Owszem, tłum rowerzystów imponuje Čapkowi, jednak mimo wszystko niezbyt mu się podoba, co kwituje takim oto zdaniem: „oświadczam publicznie, że ich [rowerów] nie lubię, bo uważam za trochę nienaturalne, żeby człowiek zarazem siedział i szedł” (s. 305).

Przepis autora „Listów…” na udaną podróż jest prosty, ale jednocześnie bardzo trudny. Otóż trzeba pozbyć się swoich uprzedzeń i przyzwyczajeń, otworzyć na nowe doświadczenia, pokochać różnorodność i różnicę. Dotykać wszystkiego, dokładnie się przyglądać, wąchać i kosztować: „Wszystkiego dotknąć choćby palcem. Cały świat przesunąć dłonią. To ci dopiero radość, człowieku, gdy widzisz lub dotykasz coś, czegoś dotychczas nie znał” (s. 293). Nie należy więc się spieszyć, skupiać jedynie na muzeach, katedrach, kościołach i innych przewodnikowych atrakcjach, bo „najlepszym muzeum jest ulica żywych ludzi”. Za to powinno się jeść miejscowe potrawy i pić wino, tudzież inne alkohole robione przez mieszkańców, obserwować miejscowych ludzi i zwierzęta, upajać się kolorami, krajobrazem, zapachami i sztuką. Różni się więc Čapkowska podróż od tak dzisiaj popularnych zorganizowanych wycieczek. Poznawanie nowych miejsc, lądów i kultur według jego zasad i rad dzisiaj jest może jeszcze trudniejsze niż osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt lat temu. Wszak czeski pisarz już wtedy narzekał na nastawienie wielu odwiedzanych przez siebie miast i miasteczek na turystykę rozumianą jako sprzedaż samych siebie (swoich tradycji, kultury, sztuki itp.) – ale siebie nieprawdziwych, zafałszowanych, w sztucznych strojach, siebie na zdjęciach i pocztówkach.

Autentyczna – przynajmniej w pewnym stopniu – pozostaje sztuka. I to przez nią, poprzez nią Čapek często patrzy na otaczający go świat. To w niej upatruje nie tylko wyrazu charakteru danej ziemi, ale też jego korzeni. Można powiedzieć, że sztuka danego kraju i usposobienie jego mieszkańców żyją w odwiecznej symbiozie i trudno ocenić, co było pierwsze. Czym byłyby Włochy bez Giotta, czym Giotto bez Włoch? Czym Hiszpania bez Goi? A czym wiele europejskich państw bez baroku? Poznawanie sztuki danego rejonu jest także podróżą – zapoznawczą, zwiadowczą – jak w przypadku wojaży Čapka po Północy: „Druga podróż na Północ trwała dłużej i chyba nigdy nie będzie mieć dla mnie końca; jej porty i stacje nazywają się Kierkegaard i Jacobsen, Strindberg, Hamsun i tak dalej; musiałbym zapisać mapę całej Skandynawii samymi nazwiskami […]” (s. 349).

Czytając felietony Čapka, odnosi się nieraz wrażenie, że pisze je „naiwny erudyta”. Z jednej strony ciekawie i ze znawstwem wypowiada się o malarstwie i architekturze, z drugiej zachwyca się możliwością swobodnego chodzenia po angielskich trawnikach czy wielością granitowych skał i głazów w Szwecji. Jednak przy uważniejszej lekturze owa „naiwność” znika, okazuje się maską, a czytelnik odkrywa pod warstwą fałszywej skromności (ileż razy autor pisze, że pewnie się myli czy że się na czymś nie zna – proszę w to nie wierzyć!) i pierwszorzędnego humoru analizę europejskiej kultury oraz zachodzących w niej przemian. I tak na przykład okazuje się, że angielskie parki, w których każdy może głosić, co mu się podoba, trawniki podobne do łąk, po których swobodnie można się przechadzać i biegać, owce wolno pasące się na rozległych pastwiskach czy niewielka ilość pól uprawnych są ściśle związane z brytyjską kulturą, sposobem życia i… potęgą kolonialną. Są częścią narodowego charakteru i specyfiki Anglii. Z kolei zainteresowanie hiszpańskiej sztuki człowiekiem swoje korzenie ma w reakcji na ornamenty Maurów i muzułmański zakaz przedstawiania postaci ludzkich, a holenderskie malarstwo nie powstałoby bez „czystego i przejrzystego” tamtejszego światła oraz wąskich domów z wielkimi oknami.

Rejestruje też Čapek nieubłagane zmiany, odchodzenie w zapomnienie i niebyt starego świata – mowa tu nie tylko o agresji nowej, przemysłowej cywilizacji (widocznej przede wszystkim w Anglii), ale także o zaniku folkloru. To ostatnie zjawisko szczególnie boli autora. Zauważa on, że ów znany mu malowniczy folklor jest już tylko „oznaką albo przemysłu turystycznego, albo usługiwania ludziom znacznie mniej malowniczym i wyraźnie lepiej sytuowanym”. Ale nie tylko tutaj dochodzi do głosu wiek dwudziesty. W niektórych felietonach pojawiają się delikatne, niezbyt rzucające się w oczy aluzje do rosnącej popularności narodowego socjalizmu i teorii o wyższości rasy germańskiej, wnikliwy czytelnik zauważy też podskórne, ale przybierające na sile napięcie widoczne w opisach Hiszpanii, choć czeski pisarz był tam na długo przed wybuchem wojny domowej. Kila lat po zakończeniu Čapkowskich podróży (w Norwegii był w 1936 r.) świat, który opisywał, pogrążył się w chaosie i tragedii drugiej wojny światowej.

Jednak to tylko echa rodzących się wtedy konfliktów. One same nie są w tej książce obecne. „Listy z podróży” są wyrazem miłości do świata, zachwytu nim – jakikolwiek by nie był. Powstały być może – jak nieraz podkreśla autor – przez przypadek, jednak trudno w te zapewnienia Čapka uwierzyć. Wszystkie odwiedzane przez siebie krainy opisuje żywo i dokładnie, zwraca uwagę na szczegóły niewidoczne dla przeciętnego podróżnika. Daje świadectwo swojemu umiłowaniu różnicy i różnorodności – jakby sprzeciwiając się ówczesnym trendom: „Są ludzie, którzy kochają cały świat, póki ten świat chce mieć asfaltowe szosy albo wierzyć w jednego Boga, albo pozamykać bodegi i restauracje. […] Ale ponieważ mimo to nie zaszliśmy dotychczas z miłością zbyt daleko, spróbujmy osiągnąć ją w inny sposób. Znacznie radośniej jest kochać cały świat, ponieważ ma tysiące twarzy i wszędy jest inny […]; bo każda różnica jest godna miłości już chociażby dlatego, że pomnaża życie. Niechaj łączy nas wszystko, co nas dzieli!”.
Karel Čapek: „Listy z podróży”. Przeł. Piotr Godlewski. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2011 [seria: Terra incognita].