ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (178) / 2011

Łukasz Milenkowicz,

POCHWAŁA IGNORANCJI

A A A
Emancypacyjne praktyki nowoczesności, w ten czy w inny sposób kontynuujące projekt oświeceniowy, tylko pozornie uniknęły pułapki ukrytych antynomii. Jedną z takich aporii, niestrudzenie egzorcyzmowanych przez kolejne szkoły krytyczne (od Frankfurckiej po Althusserowską), jest nieustannie powracająca logika panowania i władzy zawarta w strukturze wiedzy. Zmistyfikowane przez mitologię nowoczesności formy panowania powracają, bądź to jako metafizyka (w sensie, w jakim legitymizują suwerenną moc decyzyjną), bądź jako kolejne upadki nowoczesnego mitu działania. Pełną świadomość tego stanu rzeczy miał Jacques Rancière, co wyraźnie pokazuje to jego wczesna intelektualna historia: z jednej strony historia zrywania ze szkołą marksizmu strukturalnego Louisa Althussera, a z drugiej krytyka socjologii Pierre`a Bourdieu. W dużym i pewnie niesprawiedliwym skrócie obaj myśliciele spotkają się z tym samym zarzutem: nie przemyśleli emancypacji do końca.

Bourdieu, w momencie, w którym najostrzej nie zgadza się z nim Rancière, definiuje socjologię jako naukę o tym, co ukryte. Formułuje on następującą obserwację: trudność, z jaką boryka się socjologia, polega na tym, iż mówi ona o rzeczach, o których wszyscy w jakiś sposób wiemy, ale nie w pełni, gdyż celem systemu bądź prawa, któremu podlegamy jest to przed nami ukryć. Wszędzie zaś tam, gdzie pojawia się jakaś głębia do odkrycia, pojawia się również wola panowania. Również opisane przez Bourdieu, mające miejsce w szkole, wykluczenie budzi zastrzeżenie Rancière`a. Dla Bourdieu szkoła wyklucza, ponieważ tworzy wrażenie, że nie wyklucza nikogo – zmuszając tym samym wykluczonych do zaakceptowania swojej sytuacji. Klasa pracująca jest zatem wykluczona z uniwersytetu, ponieważ nie zna prawdziwej przyczyny swojego wykluczenia, zaś błędne rozpoznanie przyczyny swojego wykluczenia jest efektem struktury, która wyklucza. Według Rancière`a, każde z tych sformułowań ukrywa tylko drugie i całe to rozpoznanie – nie dające ani satysfakcjonującego opisu mechanizmu społecznego, ani nie dające się wyzyskać w konkretnych politycznych postulatach – służy jedynie uprzywilejowaniu epistemologicznego stanowiska małej grupki wybranych socjologów. Według Rancière’a, idealnie wpisało się ono w krajobraz klęski radykalnych projektów politycznych, bezpośrednio po maju 68 roku.

Z podobnym zarzutem spotyka się Althusser. Jednym z najbardziej podejrzanych elementów jego „lekcji” było według Rancière`a ostre rozróżnienie pomiędzy nauką i ideologią. Zasady burżuazyjnego świata, całkowicie zdominowanego przez ideologiczne konstrukty, w założeniu Althussera mogły zostać przeniknięte przez myślicieli marksistowskich. Fakt poznania przez nich naukowych praw rządzących historią i społeczeństwem pozwala im na zerwanie ideologicznej zasłony i skonstruowanie „autentycznej” rewolucyjnej praktyki. W efekcie, nie tylko prawdziwa rewolucja staje się uzależniona od tej na papierze, ale także sam podmiot emancypacji, czyli masy, będące ofiarami ideologicznego zaciemnienia, zostają pozbawione władzy myślenia i uzależnione są od intelektualistów czy też tworzonych przez nich partii. Ich spontaniczny opór tak naprawdę nie ma znaczenia i jest tylko wyrazem pewnych struktur władzy. Rancière w pełni rozpoznaje w takim myśleniu groźny dla egalitarnej polityki protekcjonalizm. Troska intelektualistów i edukatorów skutkuje według niego zahamowaniem osobistego wysiłku emancypacyjnego jednostek, zaś w relacji emancypatora i emancypanta – pojawieniem się figury zależności tego drugiego wobec prawdy objawionej przez tego pierwszego.

Zatem zasadniczym pytaniem, jakie zadaje Rancière jest: „jak pomyśleć myślenie ludzi którym odmawia się zdolności do myślenia?”. Na pewno nie poprzez nadanie im konwencjonalnie rozumianej podmiotowości – co stanowi akt siłą rzeczy pozostający w obrębie logiki panowania i odbywający się wobec określonych przez tą logikę zasad. Rozwiązaniem, które proponuje Rancière, jest próba pomyślenia idei radykalnej równości. Równości wszystkich ludzkich istot posługujących się mową – ale równości specyficznie rozumianej: nie bowiem jako nadanej lub zdobytej, ale założonej z góry. Nie tylko jako punkt wyjścia (a nie rezultat) polityki, ale też (co za tym idzie) jako coś będącego w stanie nieustannej weryfikacji.

Innymi słowy, to co próbuje zrobić Rancière, to opowiedzieć na nowo oświeceniowy mit emancypacji, tym razem jednak opierając go na radykalniej pojętej równości. W tym celu sięga po figurę Josepha Jacotota, dziewiętnastowiecznego twórcy edukacyjnego eksperymentu, opartego na dwóch pewnikach: że wszyscy ludzie są równej inteligencji oraz że „wszystko jest we wszystkim” (tout est dans tout).

Jacotot był nauczycielem literatury francuskiej na uniwersytecie w Louvain. W 1818 w wyniku restauracji – a brał czynny udział w rewolucji francuskiej jako żołnierz Republiki – zostaje zesłany do Holandii, gdzie dostaje posadę nauczyciela. Nie znając ani słowa po holendersku (podczas, gdy jego studenci nie mówią po francusku), wymyśla dość oryginalną formułę nauczania. Organizuje on zajęcia wokół dwujęzycznego wydania „Telemacha” Fénelona (dydaktycznej opowieści z 1699 roku, bardzo popularnej wśród osiemnastowiecznych filozofów oświeceniowych). Każe swoim studentom nauczyć się francuskiego poprzez powolne studiowanie i powtarzanie, słowo po słowie, dwujęzycznego tekstu. Był to dla niego początek intelektualnej rewolucji. Ku jego zaskoczeniu bowiem studenci opanowali język Fénelona na tyle, by pisać o jego tekście eseje na całkiem przyzwoitym poziomie językowym. To kapitalne odkrycie – że człowiek nie potrzebuje nikogo posiadającego wiedzę, by się czegoś nauczyć – prowadzi Jacotota do sformułowania programu nauczania powszechnego (enseignement universel). Tak jak dziecko jest się w stanie nauczyć matczynego języka – poprzez metodę prób i błędów, a także tworzenie prostych skojarzeń – tak Jacotot dochodzi do wniosku, że każdy jest się w stanie nauczyć wszystkiego: jeżeli tylko odwróci się logikę nauczania. Eksplikacja, objaśnianie, o których zawsze myślał jako o podstawach edukacji, nie tylko okazują się czymś niepotrzebnym: represyjność ich pustej formy robi z każdego ucznia idiotę. Wytłumaczyć coś, dla Jacotota/ Rancière’a (bo dzięki literackości książki granica obu tych głosów całkowicie się rozmywa) to przede wszystkim pokazać komuś, że nie jest w stanie zrozumieć tego sam. Sama wiedza przyjmuje formę wiecznego opóźnienia. Logika objaśniania przywołuje bowiem zasadę regresu ad infinitum: nie ma żadnego powodu, oprócz arbitralnego sądu nauczyciela, by zakończyć akt nauczania. Tłumaczenie to wielka mistyfikacja pedagogiki, mit, dzielący ludzi na posiadających i nie posiadających wiedzy. Z perspektywy tego podziału, tłumaczenie staje się „ogłupieniem” (abrutissement), którego echa można by usłyszeć w Gombrowiczowskim „upupieniu”.

Jacotot odrzuca zatem procedurę objaśniania. Metodą jego nauki staje się ignorancja. W jaki sposób był on w stanie uczyć innych ludzi języków, których nigdy nie znał, gry na instrumentach czy rzemiosła, którym nigdy się nie zajmował? Zasadą staje się zrównanie emancypacji i edukacji. Zarzucenie represyjnej relacji mistrza i ucznia potrzebującego objaśnień stwarza okazję do objawienia się równości inteligencji. Celem Jacotota nie jest więc transmisja wiedzy, lecz emancypacja. Tak jak w opowieści o synu drukarza Jacotota. Miał on zacofanego syna, którego Jacotot postanowił nauczyć hebrajskiego. Po tym syn przejął drukarnie i został genialnym litografem. Nie wiadomo jednak czy hebrajski do czegokolwiek mu się przydał. Nie jest to w żadnym razie przyjęcie relatywistycznego stanowiska wobec wiedzy. To, z czym mamy tutaj do czynienia, to wizja edukacji, w której autorytet i władza związana z wiedzą nie wiążą się dłużej z figurą nauczyciela. Edukacja mająca w perspektywie radykalną równość zaczyna się od pierwszego z pewników Jacotota: „Wszyscy ludzie są równie inteligentni”. Nieważne jest, czy jesteśmy w stanie zaobserwować ten fakt empirycznie, czy nie. Zdanie to jest performatywem. Nie chodzi bowiem o to, by udowodnić równość inteligencji wszystkich ludzi. Chodzi o to, ile zdziałać można w konsekwencji takiego założenia.

Rancière wymienia kolejne instancje, budujące hierarchie intelektów przeciw założeniu równości: frenologia, neurobiologia, testy IQ… Każda konformacja ideologiczna znajdzie sposób na podzielenie ludzkich możliwości intelektualnych według własnych potrzeb. Prowadzi to do uznania równości jako celu do osiągnięcia – przykładowo przez oświeceniowe nauczanie czy postępowe projekty polityczne. Kapitalne filozoficzne odwrócenie, którego dokonał Rancière polega na ustanowieniu równości jako punktu wyjścia. Tak pojmowana równość, nie będąca nawet projektem – bo wtedy jej realizacja musiałaby być odłożona w przyszłość – staje się „roboczą hipotezą”, wobec której wierność musimy zachować. Założeniem, które musimy utrzymać. Polityka w Rancière’owskim pojmowaniu to ciągłe weryfikowanie tego podstawowego założenia.

„Wszystko jest we wszystkim” – pisze Jacotot. Siłą tautologii jest siła równości. Każde dziecko jest zdolne nauczyć się języka matki bez żadnej pomocy nauczyciela. Każdy może nauczyć się języka, porównując ze sobą fragmenty obcojęzycznego tekstu. Rozumienie nigdy nie jest niczym więcej niż przekładem. Zasadą ekwiwalencji dwóch tekstów, spośród których jeden jest nam znany. Nie ma niczego tajemniczego, żadnego drugiego dna wymagającego inteligencji innej osoby. Holenderscy studenci Jacotota opowiadali mu o „Telemachu” językiem samego „Telemacha”. W tej logicznej rewolcie, przeciw niezadowoleniu geniuszy, formułą inteligencji jest powtórzenie. A emancypacji – ignorancja.
Jacques Rancière: „Le mâitre ignorant”. Fayard, Paris 1987.