ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (179) / 2011

Łukasz Jarosz,

WIERSZE

A A A
Matka Boska Śnieżna

W lesie cicho, puch. Mój dziecinny śnie.
W górze naga chmura, syk zapałki w mroku.
Położyłam się na cichej ścianie wąwozu, z ciepłem
modlitwy, z ciepłem modlitwy.
Z kromką chleba owiniętą w liść.

Potem wbiegłam w mróz. Na polanie
w mroku jedno kwitnące na biało
owocowe drzewo.



Objawienie

Dzień gęstniał powoli. Droga to kość
rzucona wiatrom. Budziłem się i zasypiałem,
patrząc w ogień przeplatający polana.

Bóg był tuż. Zatrzymał się przy studni,
zawiązał sandał. Przez chwilę chciał być jak inni –
wyobraził sobie, że budzi się w chropowatej
trumnie. Z krótkim oddechem przy ustach.

Potem stał wśród drzew. Milczał. Podniósł
i powąchał kamienie. Rzucił nimi w wodę,
spojrzał w ogień. W jego blask, który wolno
pracował w ciemnej żyle jeziora.



Fresk

Opada popiół i można podejść bliżej;
obejrzeć wczepiony w eternit sopel,
sześciany styropianu na ciężarówce.
Zdjęto mi gips, poczułem ulgę. Gdy spałem,
ktoś położył na pościeli pocztówkę z daleka.

Obudzili mnie Ci, którzy mnie kochają.
Myjemy ręce, zasiadamy do stołu.
Cierpliwie i uparcie odrywamy
mięso od kości.



Konstrukcja

Światło spowalnia ruch cieni, przyciąga
do siebie kłosiste zboża. Dzisiaj zajmuje
mnie życie (byłem obcy, a poczułem się swój) –
noszenie drewna, mieszanie zupy,
codzienne obrzędy: rano oskrobuję żerdzie,
zbieram w kosze ich lepkie skóry.

Światło spowalnia ruch cieni. Przy bramie
bezpańskie psy i gruby, wysterylizowany kot,
który od zabiegu nie chce łapać myszy.
Do późna szamocą się przy starych felgach,
tłuką koło garażu. Ucisza je kilka przekleństw
i uderzenie prętem w kratę furtki.