ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (179) / 2011

Paweł Migdał,

PRZECIW PRZECIĘTNOŚCI, CZYLI „BRYŁY ŻYCIORYSÓW” NORMANA LETO

A A A
Sztuka wideo i sztuka nowych mediów nie są w naszym kraju szczególnie rozwinięte. Nurty te, choć niszowe, istnieją jednak i mają co najmniej kilku interesujących przedstawicieli. Jednym z nich jest artysta posługujący się pseudonimem Norman Leto, czyli Łukasz Banach.

Leto jest artystą wszechstronnym. Zajmuje się między innymi tworzeniem cyfrowych symulacji, wizualizacji (w tej dziedzinie współpracował z Krystianem Lupą przy jednym z jego spektakli), sztuki wideo, a także literatury. W niniejszym artykule to właśnie dwa ostatnie z wymienionych pól działania Normana Leto będą najistotniejsze czy – mówiąc precyzyjnie – będą pretekstem do rozważań na temat wideoinstalacji artysty zatytułowanej „Bryły życiorysów”. Inspiracją są w tym przypadku wydane przez twórcę książka i film o wspólnym tytule „Sailor”. Jak pisze Antoni Burzyński w artykule „Kolejne odsłony Normana Leto”, wydawnictwa te niejako biorą w nawias poprzednie prace artysty. Autor wplótł bowiem w narrację swoich publikacji wcześniejsze dzieła, dodając im nowego kontekstu. „Bryły życiorysów” stanowią jedynie niewielki fragment najnowszego filmu Leto, ale z pewnością są jednym z ciekawszych jego elementów. Nie powinno to dziwić, ponieważ ta właśnie praca wymieniana jest najczęściej jako flagowe dzieło twórcy.

Na czym polega jej wyjątkowość? Z pewnością na urzekającej prostocie koncepcji, połączonej z precyzyjną trafnością przesłania. W pracy artysty wyczuć można dystans do sztuki. Burzyński stwierdza wręcz, że artysta nie chce wpływać na rzeczywistość dziełami sztuki – chce na nią wpływać bezpośrednio. Jeśli przy okazji jego działania staną się sztuką, tym lepiej. Innymi słowy, Leto neguje kierowanie uwagi na sztukę samą w sobie, na autoteliczność. Być może to najlepsze z możliwych nastawienie, w końcu obecnie pojęcie sztuki jest rozmyte jak nigdy wcześniej. Zamiast dywagować nad jej istotą, artysta po prostu działa.

W instalacji wideo Normana Leto mamy do czynienia ze stylizowanym na naukowy dokument filmem, który prezentuje nam tytułowe bryły. Głos zza kadru prowadzi (nie zawsze) rzeczową narrację. Kształty, które oglądamy na ekranie, mają być jakoby przestrzennym przedstawieniem życiorysu poszczególnych osób. Narrator twierdzi, że przetwarza ankiety wypełniane przez obrazowane osoby. Czyni to za pomocą algorytmów, choć nie precyzuje jakich. Nie o to z resztą chodzi. Każde zdarzenie w życiu przedstawianej osoby, nieszczęście czy sukces, ma swoje odzwierciedlenie w kształcie białej, nieregularnej bryły. Aby wydobyć z tej instalacji pełnię znaczeń, należy przyjrzeć się każdemu z kilku prezentowanych kształtów życiorysów.

Pierwsza bryła to, jak mówi artysta-narrator, najczęściej spotykany rodzaj, wizualizacja życia przeciętnego człowieka. Mowa jest tu o osobie z dalszej rodziny twórcy, kobiecie. Słuchając o jej życiu, począwszy od dzieciństwa i edukacji, poprzez małżeństwo, narodziny dziecka, aż po śmierć męża, alkoholizm i w końcu zgon, odnosimy wrażenie, że to rzeczywiście bardzo powszechny schemat. Każdy z nas może wskazać podobne życiowe historie. Leto ukazuje, jak stypizowane może być życie. Jednocześnie narrator chłodno konstatuje, że omawiany życiorys jest nieciekawy, schematyczny i szybko odejdzie w zapomnienie.

Kolejny egzemplarz ma odzwierciedlać życie aktorki Geraldine Chaplin, córki Charliego Chaplina. Od razu zwraca uwagę dużo większy poziom skomplikowania i rozmiar bryły. Opowieść artysty ociera się miejscami o absurd, możemy usłyszeć na przykład, że jedna z narośli, którą widzimy, to efekt romansu aktorki z Carlosem Saurą. Można pokusić się o stwierdzenie, że Leto wyszydza szczegółowość i konkretność badań nad zachowaniami człowieka, spotykane najczęściej w psychologii czy socjologii. Głównym nurtem pracy wciąż pozostaje jednak zróżnicowanie „istotności” poszczególnych żywotów. Konstatacja jest brutalna, lecz prawdziwa: życie uważane za lepsze to takie, w którym dużo się dzieje, które jest złożone i pełne doświadczeń. Życiorys przeciętnego człowieka, a więc i on sam, nie jest godny uwagi.

Najwidoczniej vanitas ujawnia się w bryle przedstawiającej życie człowieka, który od dwunastego roku życia pogrążony jest w śpiączce. Artysta porównuje kulę, bo taki kształt przybrała wizualizacja tego żywota, do bryły przedstawiającej egzystencję dużej rośliny doniczkowej. Tym samym w pseudonaukowym żargonie nawiązuje do potocznego określenia używanego wobec osób w tzw. wegetatywnym stanie. Brak funkcji społecznych, niemożność zaprezentowania swojej osoby w kontaktach z innymi to w praktyce niebyt.

Dla kontrastu oglądamy następnie odzwierciedlenie życiorysu Józefa Stalina. Artysta kpi nieco ze współczesności, mówiąc, że „milion wyszukiwań w Google na jego temat świadczy o jego silnym oddziaływaniu na otoczenie”. Nastały bowiem takie czasy, w których istniejemy tylko wtedy, gdy funkcjonujemy wirtualnie. Można to zaobserwować, śledząc na przykład reakcję, z jaką spotykają się osoby nieobecne na portalach społecznościowych. Jednak nie o krytykę Facebooka tu chodzi; praca Leto posiada dużo szerszy kontekst. Bryła Stalina jest dowodem słuszności stwierdzenia, że nieważne, jak się o kimś mówi, ważne, że w ogóle się mówi. Mimo że dyktator dokonywał masowych mordów, zostanie zapamiętany w historii, będzie mu dany ten rodzaj nieśmiertelności. Nieczyniąca nikomu krzywdy bohaterka pierwszej bryły rozpłynie się w świadomości swojej rodziny w ciągu kilku pokoleń, natomiast radziecki przywódca wciąż będzie unosił się na powierzchni rzeczywistości. Artysta używa tu sformułowania, że taka bryła „ma dużą wyporność”.

Dalej usłyszeć możemy wywód na temat wielkości brył. Ta przedstawiająca Stalina porównana jest do kortu tenisowego, podczas gdy bryła „człowieka-śpiączki”, jak nazywa go artysta, przypomina piłkę do tenisa. Uwidacznia się tu znów dysonans pomiędzy jednostkami wielkimi, nieważne czy w pozytywnym czy negatywnym sensie, a małymi, przeciętnymi i niezauważalnymi, jakich przykładem jest pogrążony w śpiączce mężczyzna.

Narrator pozujący na naukowca, aby uwiarygodnić swoje badania, prezentuje również między innymi bryły piłkarza Diego Maradony czy twórcy Google, Larry’ego Page’a. Nieprzypadkowo nie są to naukowcy czy literaci. Wspomniany jest w filmie co prawda jeden z artystów konceptualnych, Krasiński, ale raczej po to, by skontrastować jego małą rozpoznawalność z popularnością argentyńskiego sportowca czy twórcy słynnej wyszukiwarki. Dowodzi to bardzo istotnej zmiany w społecznym postrzeganiu tego, kto jest i powinien być zapamiętany.

Istotną kwestią, jaką porusza narrator, jest dziedziczenie schematów przebiegu życia. Leto mówi, że elementy brył powtarzają się w drzewach genealogicznych rodzin, co można odczytać jako wiarę w determinizm. Nieco później mowa jest o tym, że choć wzory się powtarzają, przechodzą także mutacje. Innymi słowy, istnieje możliwość zmiany losu, ale nie jest łatwo wybrnąć ze schematów przekazanych przez poprzednie pokolenia. Zmiany są najczęściej kosmetyczne, a i tak prawdopodobnie wymagają dużej determinacji. Wybitne jednostki w systematyce przedstawionej w filmie prawie zawsze pochodzą od choć trochę ponadprzeciętnych osobników.

Warto zwrócić uwagę na wtrącenie, które pojawia się w końcowej części filmu. To rozmowa poza kadrem, w której słyszymy jednak tylko głos narratora, podczas gdy wypowiedzi jego interlokutora, czy raczej interlokutorki, musimy się domyślać. Rozmowa ukazuje, z jaką powagą narrator podchodzi do prowadzonych przez siebie badań. Dodając do tego fakt, że z pewną dozą dumy wskazuje on jednostki wybitne w swoim drzewie genealogicznym, możemy domniemywać, że jego naukowy obiektywizm to tylko poza. W gruncie rzeczy ma on bardzo silną potrzebę udowodnienia stawianej przez siebie hipotezy, chce niejako dowieść wielkości swojego istnienia. W tym miejscu praca znów odchyla się w kierunku krytyki naukowych dyskursów.

Monolog narratora dobywający się zza kadru opiera się oczywiście na odegraniu pewnej roli. W żadnym razie nie możemy utożsamić osoby mówiącej z samym artystą, choć to on wymieniony jest jako autor pracy. Narracja jest po prostu jednym z elementów budujących ową pracę, którą można wręcz nazwać wideo-performansem. Stylistyka wywodu wprowadza dodatkowe znaczenia i należy ją interpretować jako jeden z elementów całego projektu.

Dominantą „Brył życiorysów” wydaje się szyderstwo. Jest ono jednak gorzkie, ponieważ dużo w nim prawdy. Norman Leto wydaje się nie pochwalać mechanizmów rządzących ludzkim zachowaniem i świadomością, a także światem nauki i poprzez ironizowanie usiłuje wpłynąć na te dziedziny naszego życia. Jak pisał Jean Genet: „Cynizm jest to udana próba zobaczenia świata, jakim jest on w rzeczywistości”. Aforyzm ten znajduje swoje potwierdzenie w „Bryłach życiorysów”. Biorąc jednak pod uwagę nastawienie, z jakim artysta podchodzi do swojej twórczości, nie można tu mówić o nihilizmie. Do głosu dochodzi w jego przypadku raczej rozpaczliwy śmiech, który ma nadzieję wpłynąć na otoczenie.
„Bryły życiorysów”. Scen. i reż.: Norman Leto. Produkcja: Polska 2010, 15 min.