ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (185) / 2011

Marek Doskocz, Dariusz Domagalski,

NIE CHCĘ ZOSTAĆ ZASZUFLADKOWANY

A A A
Z Dariuszem Domagalskim rozmawia Marek Doskocz.
Marek Doskocz: Nie przesadzasz? (śmiech). Dopiero co zakończyłeś „Cykl krzyżacki”, a już na rynku pojawiła się Twoja kolejna powieść - „Cherem”.

Dariusz Domagalski: No cóż, jakoś na życie trzeba zarabiać (śmiech). A tak na poważnie: trylogię krzyżacką skończyłem pisać dwa lata temu. Zbiór opowiadań „I niechaj cisza wznieci wojnę”, który był dopełnieniem cyklu, powstawał wraz z trylogią i część opowiadań była już napisana. Ponadto wykorzystałem materiał, który nie znalazł się w trylogii i nagle okazało się, że wyszedł całkiem sympatyczny zbiór. W tym czasie pracowałem już nad „Cherem”.

M.D.: Skąd wziąłeś pomysł na tę powieść?

D.D.: Zalążki powieści powstały niemal dziesięć lat temu. Najpierw napisałem opowiadanie, które trzymałem w przysłowiowej szufladzie, zastanawiając się, czy je gdzieś opublikować. Zdecydowałem jednak poczekać, aż będę mentalnie i warsztatowo gotowy, żeby zrobić z tego powieść. Z perspektywy czasu uważam, że to była słuszna decyzja. Sam pomysł narodził się podczas czytania Biblii, gdy nagle dotarło do mnie, że to, co słyszałem na lekcjach religii, nijak ma się do tego, co znalazłem w Starym Testamencie. Zacząłem badać sprawę pod kątem historycznym i kulturowym. Pomogły mi w tym rewelacyjne książki Zenona Kosidowskiego: „Opowieści biblijne” i „Gdy słońce było bogiem”. Analizując Biblię, często zapomina się o dziedzictwie Sumerów i innych ludów żyjących na tych ziemiach przed nadejściem Hebrajczyków. Nie mówi się o tym, że większość sztandarowych biblijnych przypowieści to zapomniane już mity mezopotamskie. Ja to wszystko ożywiłem, połączyłem w logiczną całość, dodałem do tego wątek kryminalny, sensacyjny, fantastyczny, starając się, żeby wyszło z tego połączenie Dana Browna („Kod Leonarda”), Stiega Larssona („Milenium”) i Dariusza Domagalskiego. Tak właśnie powstał „Cherem”.

M.D.: Zapytam wprost – jak patrzysz na sprawy wiary? Czy „Cherem” to książka z pewnym konceptem bez drugiego dna, czy też wyrażasz także swoje poglądy na religie monoteistyczne?

D.D.: Wychowany zostałem zgodnie z kanonem wiary katolickiej, jednak na pewnym etapie życia zacząłem zadawać pytania, badać, szukać. Po młodzieńczym okresie buntu, gdy słuchałem nawet satanistycznego metalu (śmiech), wgłębiłem się w zagadnienia religii, poznałem mistycyzm Wschodu, buddyzm, koncepcje taoistyczne. Uważam, że istnieje jakiś Absolut, byt, który wprawił nasz świat w ruch, wierzę w Boga osobowego, choć przez jakiś czas bliski mi był panteizm, wierzę w boski plan, ale niekoniecznie w jego interpretacje głoszoną przez kapłanów różnych religii. Czasami czytelnicy uważają, że autor w tekście wyraża swoje poglądy. Czasami rzeczywiście tak jest, ale wówczas jest to raczej propagandówka. Pisarz musi obserwować otaczający go świat, posiadać empatię, która pozwoli mu się wczuć w bohaterów, ich poglądy i odpowiednio to zobrazować. W „Cherem” przedstawiłem wizję Jahwe, takiego, jaki nam się wyłania z tekstów źródłowych, bez interpretacji – bo te tworzą ludzie, którzy dopasowują tekst do swoich idei. Stary Testament to zlepek mitów mezopotamskich, imię Jahwe pojawia się tam w kontekście demona, Baal przedstawiany jest jako dobre bóstwo płodności. Kto zatem miał rację: Hebrajczycy czy Kananejczycy? Nieważne jednak, jak nazwiemy Boga, czy będzie to Jahwe, Allach, Baal – ważniejsze jest, jakie idee reprezentuje. Może właśnie to chciałem powiedzieć poprzez „Cherem”?

M.D.: Która z tych koncepcji jest Ci najbliższa? W „Cherem” nie patyczkujesz się z chrześcijaństwem, pokazując jego źródła.

D.D.: Trudno mi powiedzieć, jaka koncepcja jest mi najbliższa. Na przykład buddyzm, taoizm, chrześcijaństwo tak naprawdę są do siebie podobne i w wielu przypadkach cel jest taki sam – doskonalenie człowieka. Inne są tylko założenia wyjściowe. Najlepiej czerpać z każdego systemu to, co aktualnie jest człowiekowi najbardziej potrzebne. Nie było moim zamiarem atakować chrześcijaństwa czy postać Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela, podważać dogmaty wiary. Ja odwołuję się do judaizmu, do korzeni chrześcijaństwa. Okazuje się, że pomimo, że jest to religia monoteistyczna, co i rusz w Biblii oraz apokryfach natrafiamy na przebitki mitów innych kultur, o podłożu politeistycznym. Myślę, że warto, żeby ludzie o tym wiedzieli, bo jest to bardzo często przemilczane.

M.D.: Myślę, że niektórych może bulwersować Twoja książka. Nie boisz się, że zostaniesz wyklęty i odsądzony od czci, postawiony w jednym szeregu z Danem Brownem? (śmiech)

D.D.: Dla człowieka naprawdę wierzącego i postępującego zgodnie z własnym sumieniem, nakazami wiary, nie powinno mieć żadnego znaczenia imię boga, jego geneza (czy pozytywne bóstwo jest pochodzenia hebrajskiego czy kananejskiego), bo tak naprawdę nie wyznaje się imienia boga, tylko to, co sobą reprezentuje. Niestety, wielu o tym nie pamięta i stąd mamy kurczowe trzymanie się symboli, powiewające sztandary, fanatyczne obrony krzyża. Wiara człowieka jest w nim samym i jeśli jest wystarczająco silna, żadna książka, jak choćby Dana Browna czy moja, tego nie zmieni. A jeśli to godzi w Boga... no cóż, wówczas okaże się, że nie jest bytem doskonały, działającym poza czasem i przestrzenią, a zwykłym małostkowym demiurgiem, któremu nie należy się boska cześć. Z drugiej jednak strony gdyby „Cherem” został potępiony przez środowiska kościelne – myślę tutaj o ekstremistach w stylu ks. Natanka – wówczas jestem przekonany, że zaraz trafiłaby na listy bestsellerów, jak miało to miejsce w przypadku „Kodu Leonarda”. Byłoby fajnie (śmiech).

M.D.: Nie miałeś obaw, iż umieszczając akcję w czasach współczesnych, w Trójmieście, spowodujesz niechęć u czytelnika przyzwyczajonego do akcji umieszczanej gdzieś w realiach średniowiecznych?

D.D.: Pierwsze moje opowiadania publikowane w miesięczniku „Science Fiction Fantasy i Horror” to były groteski ORP „Dzik”, będące swoistą zabawą z mitami, popkulturą i ukazujące polską rzeczywistość w krzywym zwierciadle. I pomimo że miałem na swoim koncie również inne teksty, w tym hard s-f oraz space opera, wiązany byłem z tą serią. Kiedy na rynku ukazał się cykl krzyżacki postrzegany byłem z kolei jako autor piszący w klimatach średniowiecznych. Po pierwsze uważam, że każdy pisarz powinien się rozwijać, próbować eksploatować różne pola literackie. Po drugie nie chcę być zaszufladkowany jako autor jednego gatunku. Po trzecie wreszcie, każdy potrzebuje odmiany. Po czterech latach spędzonych nad średniowieczem, postanowiłem spróbować napisać powieść osadzoną we współczesności. Nie ukrywam, że było to wyzwanie. Ale myślę, że moi czytelnicy z tego też powodu chętnie sięgną po „Cherem”. Oni również potrzebują odmiany.

M.D.: Sam mieszkałem w Gdańsku i muszę powiedzieć, że odnajdywałem w pamięci miejsca, o których piszesz. Powiedz mi, opisywałeś je z pamięci, czy przed każdą sceną chodziłeś w dane miejsce?

D.D.: O proszę! Ziomek (śmiech). Opowiem pewną anegdotę. Siedziałem przy komputerze i opisywałem scenę pościgu po dachach kamienic przy ulicy Mariackiej. W pewnym momencie zacząłem zastanawiać się, jaka jest odległość od ostatniej z kamienic do Bazyliki Mariackiej. Włączyłem Google Earth, żeby przyjrzeć się okolicy. Nagle uświadomiwszy sobie, co robię, pokręciłem z dezaprobatą głową, ubrałem buty i dziesięć minut później byłem na miejscu, żeby to zobaczyć na własne oczy. Pisząc „Cherem”, wiele czasu spędziłem, włócząc się po miejscach, które opisywałem. I choć na pamięć znałem uliczki w Gdańsku, monciak w Sopocie, bulwar nadmorski w Gdyni, to odkrywałem te miejsca na nowo, dostrzegałem więcej szczegółów, odbierałem je zupełnie inaczej. To było cudowne doświadczenie.

M.D.: Sam wątek religijny i elementy fantasy są w „Cherem”, jakby na dalszym planie. Plan pierwszy to wątki mafijno-kryminalne. Kiedy możemy się spodziewać jakiegoś kryminału, który wyjdzie spod Twojej ręki? (śmiech)

D.D:. Oj, chyba nie prędko. „Cherem” to była pierwsza moja próba, jeśli chodzi o kryminał i z informacji zwrotnych, jakie uzyskuję, okazuje się, że bardzo udana. Książka została dobrze przyjęta, a to zawsze działa na autora mobilizująco. W najbliższych planach mam dwie inne powieści, ale myślę o tym, żeby napisać coś w podobnym stylu do „Cherem” – książkę osadzoną we współczesności, z tajemnicą w tle sięgającą czasów średniowiecza lub starożytności i polane to wszystko sosem ezoteryzmu, mistyki.

M.D.: Ostatnio wspominałeś, że szykujesz dużą rzecz o Vladzie Draculi. Jak idą prace nad tą książką? Kiedy możemy się jej spodziewać?

D.D.: „Vlad Dracula” obecnie jest na etapie redakcji i powinien ukazać się na jesień. Będzie to powieść historyczna, pokazująca prawdziwe oblicze Palownika - rycerza walczącego o swoją ojczyznę. Oczywiście nie zabraknie nawiązań do tajemniczej natury Draculi. Czytelnik będzie balansował pomiędzy tym, co rzeczywiste i prawdziwe, a narosłym mitem. Zdradzić mogę jeszcze, że będzie to powieść mocno militarna, zaczynająca się zbeletryzowanym opisem bitwy pod Warną w roku 1444. Ponadto czytelnicy znajdą w niej klimat średniowiecznych Węgier, Siedmiogrodu i Wołoszczyzny, gdzie rozgrywa się akcja powieści. Pomysł na książkę narodził się podczas mojej podróży do Rumunii, w której się zakochałem i postanowiłem oddać atmosferę miejsc, które odwiedziłem.

M.D.: OK, czyli Vlad Dracula i jego historia to jedna książka? A druga to..? (śmiech)

D.D.: Obecnie rozpocząłem prace nad dwiema powieściami. Pierwsza z nich to space-opera pod tytułem „Paradoks Elektry”. W moich książkach tytuły mają co najmniej dwa, a nawet trzy znaczenia, więc podobnie będzie w tym wypadku. Paradoks odwołuje się do postrzegania tego, co znane, a jednak nie rozpoznawalne. Mogę zdradzić, że powieść będzie mocno szpiegowska, obfitująca w fabularne twisty i utrzymana w konwencji książek Alistaira MacLeana. Drugi projekt, jaki przygotowuję, to powieść historyczno-przygodowa o Braciach Witalijskich – piratach grasujących po Bałtyku na przełomie XIV i XV wieku. Ma to być hołd oddany mojej miłości do morza, a w pisaniu powieści pomoże mi znajomość żeglarstwa, wiedza z zakresu bitew morskich oraz ta nabyta przy pisaniu cyklu krzyżackiego. Wszak w tej historii pojawi się znowu Zakon Krzyżacki.