ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (185) / 2011

Bartosz Kłoda-Staniecko,

„SUPER 8”: ZAGLĄDAJĄC DO SKRZYNKI TAJEMNIC

A A A
Intencją kina od początków jego istnienia było dostarczanie widzom emocji, których nie mogli lub bali się przeżyć w rzeczywistości. Filmy miały także poszerzać granice poznania, ukazując między innymi obrazy z najodleglejszych zakątków naszej planety, by w końcu zacząć tworzyć własne, wyimaginowane światy. Science fiction zrodziło się z chęci podążania za tym, co niewidoczne, niewyobrażalne, tajemnicze. Z takiego założenia wychodzi najwyraźniej J. J. Abrams, opracowując swoje pomysły na filmy i seriale.

Zagubieni widzowie

Element tajemnicy najbardziej uwidacznia się w projektach telewizyjnych Abramsa, poczynając od jego pierwszego serialu, „Felicity” (1998-2002), w którym to twórca skrywa przed widzami prawdziwą miłość głównej bohaterki, przez „Alias” (2001-2006), gdzie jedna odkryta tajemnica prowadzi do następnej, aż po „Zagubionych” (2004-2010), w którym to ilość tajemnic prowadzących do kolejnych sekretów piętrzy się z odcinka na odcinek i jest tak przytłaczająca, iż tytuł zdaje się odzwierciedlać uczucia widzów podczas seansu.

W projektach kinowych swojej fascynacji tajemnicą Abrams pozwolił dojść do głosu tylko w dwóch swoich filmach – wyprodukowanym przez siebie „Projekcie: Monster” Matta Reevesa z 2008 roku oraz tegorocznym „Super 8”. Oba dzieła bazują na niedopowiedzeniu i zaangażowaniu wyobraźni widza w proces opowiadania. W „Projekcie: Monster”, wywodzącym się bezpośrednio z niezwykle popularnego w latach 50-tych XX wieku podgatunku science fiction zwanego monster movies, Abrams i Reeves umieszczają widza w centrum wydarzeń, prezentując akcję z perspektywy kamery niesionej przez jednego z bohaterów. Nie wiedzą oni, co się dzieje, gdy w pewnym momencie z beztroskiej atmosfery zabawy wyrywają ich potężne wstrząsy i przerażający huk. Od tego momentu zaczyna się wędrówka bohaterów, a wraz z nimi widzów, przez ogarnięte paniką miasto. Jednak aż do samego końca zarówno bohaterowie, jak i widz nie wiedzą, co jest przyczyną histerii i chaosu panujących w mieście. Abrams i Reeves bardzo dobrze zdają sobie sprawę z tego, iż zbyt długo skrywana tajemnica zniechęca widzów, dlatego też w miarę trwania filmu delikatnie uchylają kurtynę, co rusz ukazując fragmenty monstrum, które pustoszy ulice Nowego Jorku. Nie odpowiadają jednak na pytanie, jak i skąd potwór pojawił się w centrum dziesięciomilionowego miasta. Fakt ten stanowi największą siłę filmu. Mimo kilku przemyconych w trakcie akcji sugestii, zagadka pozostaje nierozwiązana, a widz wychodzi z kina, zadając sobie pytania: „kto?”, „po co?” i „jak?”. Twórcy filmu wykonali odważny gest, nie dając widzowi szans na osiągnięcie katharsis, co też przełożyło się na liczne głosy krytyki i szybki spadek wpływów z dystrybucji.

Być może dlatego Abrams, nauczony doświadczeniem, zdecydował się na udzielnie odpowiedzi na najważniejsze pytania, jakie zrodziły się podczas kręcenia „Zagubionych”. Jak się później okazało, krok ten okazał się błędem i twórca ponownie stanął w ogniu miażdżącej krytyki. Być może też strach przed eksperymentowaniem z Kinem Nowej Przygody, opartym na kanonicznych układach fabularnych i narracyjnych oraz topicznych bohaterach, do których widzowie zdążyli się przyzwyczaić przez ostatnie trzydzieści pięć lat, spowodował, iż w swoim najnowszym filmie, również przed ostatnim aktem, Abrams asekuracyjnie podnosi kurtynę, odkrywając całkowicie tajemnicę.

Dziecięca ciekawość

Oczarowanie tajemnicami oraz mieszającą się z ciekawością i obawą zarazem, nieprzejednaną chęć odkrywania nieznanego Abrams zawdzięcza swojemu dziadkowi, który wzbudził w nim fascynację „tajemniczą skrzynką”, jak sam reżyser nazywa swoją małą obsesję. Otóż dziadek twórcy „Super 8”, posiadający firmę elektroniczną, często rozkręcał wszelkiego rodzaju urządzenia elektroniczne, odkrywając przed przyszłym producentem „Zagubionych” tajemnice skrywane w ich wnętrzu. Jak wspominał Abrams podczas wykładu wygłoszonego w ramach konferencji TED (Technology, Entertainment, Design; polecam obejrzeć: http://www.ted.com/talks/lang/eng/j_j_abrams_mystery_box.html), admiracja ta zwiększyła się, gdy dostał (od dziadka) swoją pierwszą ośmiomilimetrową kamerę i dostrzegł jej możliwości.

„Super 8” jest filmową afirmacją tej dziecięcej fascynacji. Aby zwielokrotnić efekt, reżyser odwołał się do sprawdzonej formuły Kina Nowej Przygody, którego bohaterami często były ciekawskie dzieciaki, począwszy od nastoletniego Luke’a Skywalkera, przez Elliota („E.T.”, 1982), skończywszy na paczce przyjaciół z „The Goonies” (1985). I właśnie echa „E.T.” oraz filmu Richarda Donnera wybrzmiewają w kadrach „Super 8”. Oto bowiem mamy grupkę przyjaciół zamieszkującą senne miasteczko, którzy kręcą amatorski film o zombie. Reżyserem i scenarzystą jest Charles (Riley Griffiths), grubasek z bardzo silną osobowością i dyktatorskimi zapędami, podporządkowujący sobie wszystkich na planie (ciekawe, czy jest to projekcja Spielberga czy też samego Abramsa?). Ekipę filmową uzupełniają Cary (Ryan Lee) – nieco szalony pasjonat fajerwerków, a zarazem spec od efektów pirotechnicznych, Alice Dainard (Elle Fenning) – grająca główną rolę żeńską, Martin (Gabriel Basso) – odtwórca pierwszoplanowej roli męskiej oraz Joe Lamb (Joel Courtney), odpowiadający na planie za charakteryzację i zdjęcia. Co ciekawe, głównym bohaterem „Super 8” nie jest Charles, na co wskazywałaby jego pozycja w grupie, ale właśnie niepozorny Joe, będący reminiscencją Elliota z filmu Spielberga.

Nie tylko motyw ekipy młodych filmowców staje się pretekstem do wskrzeszenia ducha dzieł sygnowanych nazwiskami twórców Kina Nowej Przygody. Także miejsce akcji, niewielka miejscowość w Ohio, budzi nostalgiczne wspomnienia związane z beztroską lat dziecięcych, gdy spędzaliśmy wakacje z dala od miasta, fascynując się każdym nieznanym zakamarkiem, jaki udało się nam znaleźć.

Dziecięcy bohaterowie „Super 8” podążają za tajemnicą, a wraz z nimi podażą za nią widz, raz po raz kuszony i prowokowany przez Abramsa, który unosi kotarę (kto zauważył odbicie kosmity w kałuży w scenie na stacji paliw?), by zaraz z powrotem ją opuścić. Reżyser bawi się z nami w kotka i myszkę, pozwalając nam coraz bardziej zanurzyć się w nostalgicznych wspomnieniach, ale sam też na koniec zatraca się w stworzonej przez siebie reminiscencji. Jakby wystraszony, że zaciągnął widzów zbyt głęboko w sferę marzeń, bojąc się zniszczyć tę duchową podróż, ostatecznie podnosi kurtynę. Zgodnie z regułami kina przygodowego, chcąc umożliwić widzowi katharsis, odsłania wszystkie karty.

Jednak oczekiwane „oczyszczenie” nie następuje. Miast niego pojawiają się lekkie rozczarowanie i niedosyt. Skąd taka reakcja? Z niepotrzebnie wyjaśnionej tajemnicy. To właśnie ten element „nie zagrał” w ostatnim filmie Abramsa. Udzielenie pod koniec filmu odpowiedzi na większość pytań, które widz zadawał sobie podczas seansu, spowodowało, że konsekwentnie pompowany „balonik napięcia” został gwałtownie przebity. Tajemnica, na której opierał się suspens, została wyjaśniona, a nasza ciekawość zaspokojona. Możemy wrócić do codziennych zajęć. Gdyby Abrams zechciał złamać kanoniczny schemat kina gatunków, do którego przyzwyczajony jest widz, być może „Super 8” stałby się czymś więcej niźli tylko sprawnie zrealizowanym, sentymentalnym hołdem dla „wiecznych dzieci kina”.
„Super 8”. Scen i reż.: J.J. Abrams. Obsada: Joel Courtney, Elle Fenning, Kyle Chandler, Riley Griffiths, Ryan Lee. Gatunek: science fiction. Produkcja: USA 2011, 112 min.