ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (60) / 2006

Krzysztof Ociepa,

POWTÓRKA Z ROZRYWKI

A A A
Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się znajome. Przecież takie filmy Kolski już kiedyś robił. „Pograbek”, „Jancio Wodnik”, „Grający z talerza”, „Historia kina w Popielawach” i wreszcie „Jasminum”, które wydaje się być logicznym rozwinięciem dotychczasowego dorobku reżysera. Jan Jakub Kolski jest jednym z nielicznych polskich twórców, któremu udało się wykreować własny filmowy świat, od pierwszego do ostatniego kadru naznaczony autorskim piętnem. Z czasem jednak ten autorski stygmat zaczął ciążyć Kolskiemu, czego efektem były ambitne próby zmierzenia się z rzeczywistością naznaczoną historycznym konkretem. Adaptacje prozy Hanny Krall i Witolda Gombrowicza mogły świadczyć o tym, że reżyser czuje się znużony prowincjonalną tematyką i chce uciec z szuflady, do której wsadzili go krytycy. Jednocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że Kolski nie do końca potrafił odnaleźć się w cudzej rzeczywistości. Zwłaszcza „Pornografia” wydawała się być efektem niezrozumienia adaptowanego tekstu. Krytycy filmowi zwykli w takich wypadkach używać określenia „ambitna porażka” – doceniając dobre chęci i starania twórców, ale ostatecznie wskazując, że przedsięwzięcie skończyło się niepowodzeniem. Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, w jakie rejony zaprowadziłyby reżysera dalsze próby zerwania z „prowincjonalną” przeszłością. Zapewne kiedyś się o tym przekonamy. Osobiście wierzę, że już wkrótce, bo oglądając „Jasminum”, miałem wrażenie, jakby twórca zabrnął w ślepą uliczkę i z braku lepszego pomysłu spróbował powrócić do tego za co ceni go publiczność i krytycy.

Jest tu wszystko to do czego przyzwyczaił swoich widzów w poprzednich obrazach. Prowincja – swojska, a jednocześnie tajemnicza, rządząca się własnymi prawami. „Cudowne miejsce”, żeby posłużyć się tytułem innego filmu reżysera, w którym czas płynie w innym rytmie – zgodnym raczej z rytmem natury niż tym wyznaczanym przez kolejne zakręty historii. Jest także galeria osobliwych typów, ludowych mędrców jakby żywcem wyjętych z jego poprzednich filmów, jest nostalgiczny klimat, plebejski humor i są wreszcie aktorzy: Grażyna Błęcka-Kolska, Adam Ferency, Franciszek Pieczka i Bogusław Linda, których można było podziwiać we wcześniejszych filmach Kolskiego.

A jednak „Jasminum” to porażka, już bez przymiotnika „ambitna”, ale po prostu porażka. Oglądając ten film, miałem silne wrażenie wtórności. Można powiedzieć, że na tym polega kino autorskie, wszak dzięki powtarzaniu określonych tematów i chwytów formalnych można rozpoznać rękę autora filmu, jego indywidualny charakter pisma. Ale w tym przypadku powtarzalność jest raczej efektem niemocy twórczej i przypomina próbę odgrzewania starego tematu, do którego sam twórca nie za bardzo był przekonany.

Kolski swoim kinem zawsze sytuował się po stronie reżyserów-autorów, nie ograniczających się do rzemieślniczej poprawności. Jednak „Jasminum” przypomina właśnie dzieło rzemieślnika, który poprawnie skręcił kolejne sceny, łącząc je w całość dziwnie pozbawioną smaku, a może należałoby powiedzieć zapachu, bo właśnie o tak ulotnych doznaniach jak zapach opowiada film Kolskiego.

Już samo podjęcie takiego tematu było naznaczone sporym ryzykiem. Jakimi środkami pokazać doznania wobec, których kinowa maszyneria jest właściwie bezradna? Wydaje się, że nie ma bardziej niefilmowej materii niż zapach. Niestety wydaje się, że „Jasminum” jest, wbrew zamierzeniom twórców, potwierdzeniem tej tezy. Można się tylko zastanawiać, czy istnieje adekwatny sposób ukazania zapachu i czy w ogóle jest to możliwe.

Reżyser jednak nie tylko podjął taką próbę, ale także zbudował na tym wątku całą filmową opowieść. Wszystko kręci się wokół zapachu, który przenika cały świat w „Jasminum”, do tego stopnia, że ludzie stają się dodatkiem do flakonika z pachnącą cieczą. Z tak wątłej materii reżyser uczynił spoiwo łączące poszczególne elementy filmowego świata. Konsekwencje tego zabiegu widoczne są w całym filmie. „Jasminum” rozpada się na serię luźnych epizodów pozbawionych wspólnej myśli, a właściwie pozbawionych czegokolwiek, co mogłoby usprawiedliwić zabieg łączenia ich w jedną całość. A przecież Kolski potrafił budować spójną wizję świata, mieszając ze sobą wydarzenia rozgrywające się w różnych epokach, wplatając w opowiadaną historię liczne dygresje. I oglądało się to z prawdziwą przyjemnością, bo światy kreowane w filmach Kolskiego miały tę podstawową zaletę, że przy całej ich fantastyczności widz bez oporów poddawał się irracjonalnym prawom panującym w „jańciolandzie”. W przypadku „Jasminum” ma się wrażenie oglądania świata, na którego istnienie widzowie pozostają kompletnie obojętni. Odkrycie tajemnicy skrzętnie skrywanej przez cały film przyjęte jest z ulgą, ale tylko dlatego, że jest zapowiedzią zbliżającego się zakończenia filmu. Pozostaje mieć nadzieję, że następny film Kolskiego nie będzie kolejną wyprawą do „janciolandu” bo wydaje się, że ten temat został już skutecznie wyeksploatowany. Osobiście wolałbym mieć do czynienia z kolejną „ambitną porażką”, przynajmniej mam pewność, że reżyser próbował zmierzyć się z nowym wyzwaniem, a nie ograniczył się do odgrzewania starych tematów, którymi wyraźnie jest już znudzony.
„Jasminum” Reż.: Jan Jakub Kolski. Scenariusz: Jan Jakub Kolski. Obsada: Adam Ferency, Janusz Gajos, Grzegorz Damięcki, Krzysztof Pieczyński, Dariusz Juzyszyn. Gatunek: komedia obyczajowa. Polska 2006, 103 min.