POPOŁUDNIE KANIBALI
A
A
A
„Bóg mordu” uznawany jest przez krytyków teatralnych za jedną z najlepszych sztuk w dorobku Yasminy Rezy – francuskiej dramatopisarki, prozaiczki oraz scenarzystki. Nie dziwi zatem, że od 2006 roku kameralny komediodramat (będący laureatem między innymi Tony Awards dla Najlepszej Sztuki) wystawiono już kilkadziesiąt razy na prestiżowych scenach Berliner Ensemble, Broadwayu oraz West Endu. Jako główną przyczynę sukcesu wskazuje się precyzyjnie skonstruowaną fabułę, u której podstaw leży kurtuazyjne spotkanie dwóch małżeństw w sprawie szkolnej przepychanki ich dzieci, zakończonej spontanicznym ciosem zadanym kijem przez syna Annette i Alaina Reille oraz utratą dwóch siekaczy przez pociechę gospodarzy, Véronique i Michela Houillé. Mająca przynieść polubowne zakończenie sprawy wizyta nieoczekiwanie przeobraża się w bezkompromisowy spór światopoglądowy oraz wielostronną, pełną uszczypliwości oraz gruboskórnych podtekstów „walkę podjazdową”, w której każdy występuje przeciwko każdemu.
Fundamentem „Boga mordu” jest cięta satyra, trafnie punktująca często nieuświadomiony dysonans między sposobem, w jaki ludzie postrzegają samych siebie, a ich prawdziwą naturą manifestującą się (nie tylko) w sytuacji konfliktu. Sztuka Yasminy Rezy to równocześnie tragikomiczne studium źródeł psychofizycznej agresji, której destrukcyjny żywioł, ze zmiennym powodzeniem, uśmierzają obowiązujące normy etyczne czy inne kody kulturowe. Francuska autorka wskazuje na różnorodność form agresji, owego specyficznego stanu ducha, przejawiającego się chociażby w chełpliwych próbach towarzyskiej dominacji czy deprecjonujących partnera/oponenta tyradach, mających podbudować poczucie własnej wyższości płynącej z nie zawsze szczerych aktów szlachetności względem bliźnich. Agresji, warto dodać, zarówno jawiącej się jako pragnienie intelektualnego oraz (pseudo)moralnego rewanżu, jak i będącej skrajnym obliczem postępującej atrofii relacji międzyludzkich.
Szeroka gama ekspresyjnych stanów emocjonalnych cechujących zachowanie czworga bohaterów – pozornie zabiegających jedynie o dobro własnych dzieci – demaskuje fasadowość ich wielkoduszności, zdroworozsądkowego obiektywizmu, tolerancji oraz otwartości na dialog. Pod zasłoną życzliwości skrywają się bowiem kumulowane przez lata frustracje, tłumione kompleksy, niewykrzyczane żale oraz atawistyczna, krwiożercza potrzeba walki, będącej symbolicznym hołdem składanym tytułowemu bóstwu.
Pierwsze rozmowy Romana Polańskiego z Yasminą Rezą na temat możliwości ekranizacji jej sztuki miały miejsce dosłownie na kilka dni przed aresztowaniem reżysera we wrześniu 2009 roku. Koordynując w domowym areszcie postęp prac nad „Autorem widmo” (2010), Polański często gościł w szwajcarskim Gstaad francuską dramatopisarkę, która wraz z nim przygotowała ostateczną wersję filmowego skryptu, będącego stosunkowo wierną adaptacją scenicznego przeboju. Zrealizowana w paryskich lokacjach „Rzeź” (której akcja rozgrywa się jednak niemal wyłącznie w brooklyńskim apartamencie Longstreetów, amerykańskiego odpowiednika państwa Houillé) to gęste, pełne podskórnego napięcia artystyczne starcie czworga cenionych, świetnie dobranych aktorów.
John C. Reilly doskonale sprawdził się w roli Michaela Longstreeta, jowialnego właściciela hurtowni artykułów gospodarstwa domowego, który pod aparycją spolegliwego niedźwiedzia kanapowego ukrywa oblicze grubianina o wąskich horyzontach myślowych. Podobnie nominowana do Złotego Globu Jodie Foster, wcielająca się w żonę Michaela, Penelope – zafascynowaną krwawą historią Afryki pisarkę przygotowującą książkę o tragedii w Darfurze – niezwykle przekonująco oddaje histeryczną walkę swojej bohaterki, mającą na celu podtrzymanie wykreowanego przez nią wizerunku osoby o nienagannym kośćcu moralnym, posiadającej gotowe recepty na życie.
Po drugiej stronie salonowego ringu Polański umieścił elegancki duet państwa Cowanów, którzy – w równym stopniu jak ich gospodarze – odpowiadają za spontaniczne uruchomienie lawiny wzajemnych pretensji oraz stereotypowych uprzedzeń, która zmywa osad fałszu z obrazu życia rodzinnego obu małżeństw, pozostawiając w finale każdą z osób z poczuciem upokorzenia i wstydu. Nominowana do nagrody amerykańskich dziennikarzy filmowych Kate Winslet świetnie odegrała rolę Nancy, pozostającej w cieniu męża pośredniczki ubezpieczeniowej, zaogniającej spektakularnym atakiem torsji (w których wyniku poważnie ucierpiał unikatowy album o malarstwie Oskara Kokoschki) i tak już napięty poziom dyskusji poświęconej między innymi odpowiedzialności, kwestii honoru czy randze rodzicielskiego autorytetu. Dyskusji, w której wymuszone uśmiechy zastygają w zwierzęcych grymasach zwiastujących rychłą eksplozję emocji, zaś spiralę napięcia skutecznie nakręca cyklicznie dzwoniąca komórka Alana Cowana – cynicznego adwokata koncernu farmaceutycznego, bezbłędnie zinterpretowanego przez laureata Oscara, Christopha Waltza.
„Rzeź” Polańskiego po raz kolejny dowodzi, że twórca „Chinatown” (1974) do perfekcji opanował komponowanie opresyjnego nastroju minimalnym nakładem środków, dopasowując przestrzeń filmowej akcji do stanu emocjonalnego bohaterów, o czym świadczył już duszny, klaustrofobiczny oraz pełen psychoanalitycznych odniesień klimat miejsc ukazanych we „Wstręcie” (1965), „Matni” (1966), „Lokatorze” (1976) czy „Gorzkich godach” (1992). Jasne, eklektyczne, a jednocześnie niepokojąco hermetyczne i naznaczone delikatnymi cieniami mieszkanie Longstreetów w ujęciu obiektywu Pawła Edelmana (współpracującego z Polańskim na planie „Pianisty” „Olivera Twista” oraz „Autora widmo”) emanuje niewidzialną siłą, niepozwalającą bohaterom zbyt szybko odejść z kameralnego pola odwiecznej bitwy, w której nie ma zwycięzców.
Dlatego nie bez powodu na stole znalazł się katalog poświęcony twórczości Francisa Bacona – artysty często koncentrującego się na problemie samotności oraz wyobcowania człowieka, autora dzieł, które w odczuciu bohaterek symbolizują zarówno okrucieństwo i splendor, jak i antagonizujące ze sobą żywioły chaosu i równowagi. Reżyser „Rzezi” wskazuje jednak, że owa „kanibalistyczna” bitwa potrafi przynieść także oczyszczenie, o czym zaświadcza narracyjna klamra filmu, oferująca przewrotne, lecz – w odróżnieniu od sztuki Rezy – optymistyczne zakończenie. Nie zmienia to faktu, że najnowszy film Romana Polańskiego pozostaje skromną, świetnie zrealizowaną, a przede wszystkim dowcipną i skłaniającą widza do uważniejszej autorefleksji lekcją pokory.
Fundamentem „Boga mordu” jest cięta satyra, trafnie punktująca często nieuświadomiony dysonans między sposobem, w jaki ludzie postrzegają samych siebie, a ich prawdziwą naturą manifestującą się (nie tylko) w sytuacji konfliktu. Sztuka Yasminy Rezy to równocześnie tragikomiczne studium źródeł psychofizycznej agresji, której destrukcyjny żywioł, ze zmiennym powodzeniem, uśmierzają obowiązujące normy etyczne czy inne kody kulturowe. Francuska autorka wskazuje na różnorodność form agresji, owego specyficznego stanu ducha, przejawiającego się chociażby w chełpliwych próbach towarzyskiej dominacji czy deprecjonujących partnera/oponenta tyradach, mających podbudować poczucie własnej wyższości płynącej z nie zawsze szczerych aktów szlachetności względem bliźnich. Agresji, warto dodać, zarówno jawiącej się jako pragnienie intelektualnego oraz (pseudo)moralnego rewanżu, jak i będącej skrajnym obliczem postępującej atrofii relacji międzyludzkich.
Szeroka gama ekspresyjnych stanów emocjonalnych cechujących zachowanie czworga bohaterów – pozornie zabiegających jedynie o dobro własnych dzieci – demaskuje fasadowość ich wielkoduszności, zdroworozsądkowego obiektywizmu, tolerancji oraz otwartości na dialog. Pod zasłoną życzliwości skrywają się bowiem kumulowane przez lata frustracje, tłumione kompleksy, niewykrzyczane żale oraz atawistyczna, krwiożercza potrzeba walki, będącej symbolicznym hołdem składanym tytułowemu bóstwu.
Pierwsze rozmowy Romana Polańskiego z Yasminą Rezą na temat możliwości ekranizacji jej sztuki miały miejsce dosłownie na kilka dni przed aresztowaniem reżysera we wrześniu 2009 roku. Koordynując w domowym areszcie postęp prac nad „Autorem widmo” (2010), Polański często gościł w szwajcarskim Gstaad francuską dramatopisarkę, która wraz z nim przygotowała ostateczną wersję filmowego skryptu, będącego stosunkowo wierną adaptacją scenicznego przeboju. Zrealizowana w paryskich lokacjach „Rzeź” (której akcja rozgrywa się jednak niemal wyłącznie w brooklyńskim apartamencie Longstreetów, amerykańskiego odpowiednika państwa Houillé) to gęste, pełne podskórnego napięcia artystyczne starcie czworga cenionych, świetnie dobranych aktorów.
John C. Reilly doskonale sprawdził się w roli Michaela Longstreeta, jowialnego właściciela hurtowni artykułów gospodarstwa domowego, który pod aparycją spolegliwego niedźwiedzia kanapowego ukrywa oblicze grubianina o wąskich horyzontach myślowych. Podobnie nominowana do Złotego Globu Jodie Foster, wcielająca się w żonę Michaela, Penelope – zafascynowaną krwawą historią Afryki pisarkę przygotowującą książkę o tragedii w Darfurze – niezwykle przekonująco oddaje histeryczną walkę swojej bohaterki, mającą na celu podtrzymanie wykreowanego przez nią wizerunku osoby o nienagannym kośćcu moralnym, posiadającej gotowe recepty na życie.
Po drugiej stronie salonowego ringu Polański umieścił elegancki duet państwa Cowanów, którzy – w równym stopniu jak ich gospodarze – odpowiadają za spontaniczne uruchomienie lawiny wzajemnych pretensji oraz stereotypowych uprzedzeń, która zmywa osad fałszu z obrazu życia rodzinnego obu małżeństw, pozostawiając w finale każdą z osób z poczuciem upokorzenia i wstydu. Nominowana do nagrody amerykańskich dziennikarzy filmowych Kate Winslet świetnie odegrała rolę Nancy, pozostającej w cieniu męża pośredniczki ubezpieczeniowej, zaogniającej spektakularnym atakiem torsji (w których wyniku poważnie ucierpiał unikatowy album o malarstwie Oskara Kokoschki) i tak już napięty poziom dyskusji poświęconej między innymi odpowiedzialności, kwestii honoru czy randze rodzicielskiego autorytetu. Dyskusji, w której wymuszone uśmiechy zastygają w zwierzęcych grymasach zwiastujących rychłą eksplozję emocji, zaś spiralę napięcia skutecznie nakręca cyklicznie dzwoniąca komórka Alana Cowana – cynicznego adwokata koncernu farmaceutycznego, bezbłędnie zinterpretowanego przez laureata Oscara, Christopha Waltza.
„Rzeź” Polańskiego po raz kolejny dowodzi, że twórca „Chinatown” (1974) do perfekcji opanował komponowanie opresyjnego nastroju minimalnym nakładem środków, dopasowując przestrzeń filmowej akcji do stanu emocjonalnego bohaterów, o czym świadczył już duszny, klaustrofobiczny oraz pełen psychoanalitycznych odniesień klimat miejsc ukazanych we „Wstręcie” (1965), „Matni” (1966), „Lokatorze” (1976) czy „Gorzkich godach” (1992). Jasne, eklektyczne, a jednocześnie niepokojąco hermetyczne i naznaczone delikatnymi cieniami mieszkanie Longstreetów w ujęciu obiektywu Pawła Edelmana (współpracującego z Polańskim na planie „Pianisty” „Olivera Twista” oraz „Autora widmo”) emanuje niewidzialną siłą, niepozwalającą bohaterom zbyt szybko odejść z kameralnego pola odwiecznej bitwy, w której nie ma zwycięzców.
Dlatego nie bez powodu na stole znalazł się katalog poświęcony twórczości Francisa Bacona – artysty często koncentrującego się na problemie samotności oraz wyobcowania człowieka, autora dzieł, które w odczuciu bohaterek symbolizują zarówno okrucieństwo i splendor, jak i antagonizujące ze sobą żywioły chaosu i równowagi. Reżyser „Rzezi” wskazuje jednak, że owa „kanibalistyczna” bitwa potrafi przynieść także oczyszczenie, o czym zaświadcza narracyjna klamra filmu, oferująca przewrotne, lecz – w odróżnieniu od sztuki Rezy – optymistyczne zakończenie. Nie zmienia to faktu, że najnowszy film Romana Polańskiego pozostaje skromną, świetnie zrealizowaną, a przede wszystkim dowcipną i skłaniającą widza do uważniejszej autorefleksji lekcją pokory.
„Rzeź” („Carnage”). Reż.: Roman Polański. Scen.: Roman Polański, Yasmina Reza. Obsada: Jodie Foster, Kate Winslet, John C. Reilly, Christoph Waltz. Gatunek: komediodramat. Produkcja: Francja / Niemcy / Polska 2011, 79 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |