ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (197) / 2012

Olga Knapek,

PSYCHODELIC JEST SEXY I FUNK

A A A
Kiedy autorka jednego z „najmodniejszych” tekstów naukowych na Uniwersytecie Śląskim postuluje porzucenie „modnych spodni” powstaje pewien dysonans. Jak jednak powszechnie wiadomo – dysonanse potrafią stać się kanwą największych muzycznych arcydzieł.

Mowa o zespole Psychodelic Sexy Funk – niesamowitym combo energii i różnych stylów muzycznych, które dopiero rozpoczyna podbój polskiej sceny muzycznej. Wokalistka zespołu Anna Krawczyk, obecnie znana z eksplorowania tematu mody naukowymi i literaturoznawczymi ścieżkami, wykorzystuje najwyraźniej swoje wyczucie stylu do tworzenia niesamowitej muzyki. W przypadku Psychodelic Sexy Funk muzyka i teksty to wypadkowa wszystkich członków zespołu. Mimo połączenia kilku gatunków (muzyka PSF to kolaż funku, mocnych gitarowych riffów, psychodelicznych rozmyć) ich twórczość jest mocno zsynchronizowana. Młodym zespołom rzadko kiedy udaje się osiągnąć tak wysoki poziom współbrzmienia, jak w przypadku ich nagrań studyjnych (dostępnych m.in. na profilu grupy na My Space). U PSF wszystko jest jednolite – semantycznie i technicznie.

Weźmy pod lupę utwór „Po Przecinku”. Zaczyna się niezwykle intensywnie. Gitara ciężkim wstępem próbuje wedrzeć się do wewnątrz, a kiedy otwierają się drzwi, zza nich wydobywa się muzyczna niesamowitość. Na pierwszym planie jest oczywiście mocny i silny głos wokalistki. Nieprzyzwyczajeni słuchacze z całą pewnością porównają ją do Ani Wyszkoni. I słusznie, bo jej barwa głosu jest podobna, jednak zakres oktawowy – zdecydowanie inny. Podczas gdy Wyszkoni prezentuje nam swoje dokonania muzyczne w tradycyjnym, acz głośnym C-dur, Ania Krawczyk, wokalistka PSF, śpiewa w przynajmniej 3 oktawach, często opierając się na intrygujących molach. W efekcie jej śpiew to przewodnictwo muzyczne dla zespołu – silna linia melodyczna z mocno zaakcentowanym indywidualizmem brzmienia. Całość wydaje się przez to lekko przybrudzona, wystylizowana na vintage; coś jak garażowe brzmienie młodych zespołów punkowych powstających w końcówce lat 70-tych w londyńskich piwnicach. Tak wyobrażam sobie początki Sex Pistols. Okazuje się, że dzisiaj, przy restrykcyjnym zakazie palenia w miejscach publicznych – w klubach z katowickiej ulicy Mariackiej może być podobnie. Przełom światopoglądowy za drzwiami i kompletne oderwanie na scenie. Gdy do muzycznych kompetencji Psychodelic Sexy Funk dochodzi charyzmatyczna liderka, ubrana oczywiście nienagannie, na myśl przychodzą jedynie: skandalistka z The Runaways Cherie Currie i wokalistka paryskiego Stinky Toys. Podobnie dzieje się w utworze „Po Przecinku” – z jednej strony, tej muzycznej, można odnaleźć w piosence ogromną siłę, natężenie, wrażenie pewnego napięcia, które wytwarza się pomiędzy kolejnymi instrumentami; z drugiej jednak, utwór ten to jakaś historia, która jest nam wyśpiewywana w zaskakujący sposób. Zdrobnienia, np. „warkoczyki”, pojawiające się w tekście „różowe policzki” w połączeniu z silnym brzmieniem głosu i pojawiającymi się co chwila buntowniczymi akcentami przywołują jedynie perwersyjne skojarzenia z wątkami Lolity, wszechobecnymi w obecnej kulturze mody i sztuki. Niepełnoletniość w wydaniu vintage to oczywiście tylko pewien chwyt stylistyczny, którego ewolucję obserwujemy nawet nie od Nabokova, ale od belle epoque, a nawet wcześniej. Ten chwytliwy element branża tekstyliów z wyższych sfer zaadoptowała obecnie w całości i podaje go nie jako odchylenie, ale tak, jak robiła to epoka „komunistycznej pięćdziesiątki” – fascynująco i z dobrym smakiem. Kiedy w Stanach Zjednoczonych w latach 50. zaczęło kiełkować wielkie kino, przekraczanie granic stało się niemal obowiązkowe. Na półkach króluje właśnie „Lolita” Nabokova, a na ekranach Marlon Brando. Z jednej strony perwersja seksualna, z drugiej obyczajowa. Od lat 50. wątki niesmaczne, szokujące czy niepokojące zostały na stałe włączone w kulturę i dziś przytłumiają rozszalały brokat popkultury XXI wieku. Dzięki eksplorowanemu na wszystkie niemal sposoby motywowi Lolity (Katy Perry, Woody Allen, itp.), a także perwersji seksualnej obecnej choćby u Lady Gagi – wszystko to jest na porządku dziennym. Znając właściwe narzędzia, można to odpowiednio wykorzystać, a później odczytać. Ten jeden utwór, choć rozmył refleksję wokół osi muzycznej, tworzy wierzchołek góry lodowej PSF.

Rozmycie jest przecież ich kolejnym chwytem stylistycznym. Słychać je w muzyce, w układzie dźwięków, w zadziwiającej płynności między konsonansami muzycznymi. Jeśli to przypadek – tym bardziej zasługuje na uznanie, a już z całą pewnością na uwagę. Co przyciąga do Psychodelic Sexy Funk, to nie tylko wykorzystanie wielowątkowości popkultury dla swoich własnych, niecnych, funkowych celów, ale też energia, która przebija się na pierwszy plan. W przypadku utworów studyjnych kumuluje się ona w technice, w przypadku występów scenicznych – w ekspresji zewnętrznej. Przy najbliższej okazji proponuję przekonać się jak dużo radości i energii potrafi wydobyć się z takiej małej Ani na scenie. Nie da się wyjść z koncertu PSF bez ich płyty.