ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (197) / 2012

Kinga Rak,

MIASTO, MASA I… ŚWIATŁO

A A A
Otwierając nieznany mi tom poetycki, zawsze martwię się, że trafię na utwory skupiające się na „klasycznych” tematach poetyckich, takich jak miłość, śmierć, przyjaźń itd. Po przeczytaniu pierwszego wiersza z „Do rozpuku” – „Breslau” – odetchnęłam z ulgą. Mirahina nie zawiodła mnie ani tym utworem, ani kolejnymi. A „światło” rozpoczynające pierwszy wers pierwszego wiersza staje się istotnym słowem kluczem i wskazówką dla czytelnika rozpoczynającego lekturę tomu.

Miejska rzeczywistość jest głównym bohaterem tomu, mglistym i niebezpiecznym. Podmiot ciągle przed czymś ucieka, coś goni, bądź jest goniony. Zagraża mu tłum lub samo miasto w postaci tramwajów („Pieszy rajdowy”) i samochodów. Jednak miasto jest jak narkotyk, nie można wyjść poza tę przestrzeń („Zbieg ulic”). Wydaje się, że nie ma nic poza miastem. Natura umarła, teraz istnieje tylko cywilizacja. Dlatego najważniejszym celem tego zbioru jest przedstawienie miasta i jednostki zagubionej gdzieś w labiryncie ulic. Interesujące jest, że miasto stanowi inicjalny punkt odniesienia. Gdy mowa o morzu, konieczne jest porównanie szumu fal do metra, nigdy na odwrót. To wizja świata, w którym opozycja kultura–natura została zaburzona poprzez nagłe zniknięcie natury. Nic dziwnego, że panuje chaos. Miasto żyje swoim życiem, zbiegi ulic należy gonić, aby się nie zgubić w „zwrotnych adresach”. Miasto zmieniło się w ruinę, labirynt. W powietrzu wisi atmosfera zagrożenia.

Wszystkie wiersze łączą pewne motywy: światła, ucieczki, pędu, cywilizacji, zagrożenia, jednak najważniejszym jest miasto. I tutaj można zastanowić się nad jedną kwestią: czy łączenie wszystkich wierszy paroma powtarzającymi się tematami nie grozi monotonnością? Oczywiście, pojawia się takie zagrożenie, jednak Mirahina skutecznie się przed nim broni. Utwory tworzą bardzo spójną wizję rzeczywistości, ale nie jest to rzeczywistość banalna. Autorka nie skupia się na opisywaniu świata, jaki znamy. To raczej alternatywna wizja urbanistycznej rzeczywistości – jakby znajoma, jednak niepokojąca, a czasem przerażająca. Każdy wiersz wciąga czytelnika w mgliste, niebezpieczne zakątki miasta, a lektura „Do rozpuku” przypomina proces rozszyfrowywania zagadki.

Jednym z istotniejszych utworów jest „Flagowanie”, który może zostać potraktowany jako manifest, wiersz flagowy. Bohaterka ustanawia siebie słuchaczem mglistego miasta-ruiny, przekracza (siebie?) z „widnokręgu w widmokrąg”. Odbiera każde drżenie rzeczywistości, jednak nie można nazwać go obserwatorem. W tym świecie, gdzie ciało jest skończone i występuje raczej jako mięso, patrzenie – rozumiane jako vouyerystyczna rozkosz – wydaje się nie na miejscu. Miejsce wzroku zastępuje słuch, podmiot jest więc słuchaczem odbierającym rzeczywistość poprzez fale, nerwy pozbawione ciała. Bliższe raczej przewodom elektrycznym, dzięki którym można uchwycić miasto w każdym momencie, być z nim w stałym połączeniu. Ta bezcielesność została świetnie zrealizowana dzięki wykorzystaniu techniki symultanicznej – pojawiającej się w niektórych utworach, m.in. w „Sampo”, gdzie bohaterka kołuje nad miastem jak duch, w bezcielesny sposób obserwując budzący się poranek w aglomeracji: dziecko w oknie, wnętrze pędzącego autobusu, osoby kasujące bilety, dźwig, policjantów, łapiąc wszystkie połączenia sprawiające, że miasto przypomina żyjący organizm. Czasem to „wyczuwanie” miejskiej przestrzeni możliwe jest bez opuszczania mieszkania („Meteo”). Symultanizm oraz portretowanie miasta, ruchu, maszyn odsyła do poezji Tadeusza Peipera. Wydaje się, że Mirahina jest czujną czytelniczką jego wierszy, gdyż wykorzystuje podstawowe 3M w twórczy sposób. Częścią wspólną tych poetyk jest tendencja do wyrazistych puent, opisywanie miejskiego ruchu, wspomniany symultanizm, jednak autorka „Do rozpuku” nie idzie łatwą drogą poetyckich trawestacji. Wspomniane elementy wykorzystuje w swoim charakterystycznym stylu, dołącza je do innych.

Mirahina w „Do rozpuku”, poza odniesieniami do poezji Peipera, rysuje również pewną więź (a raczej, odnosząc się do poetyki tomu, „połączenie”) z poetyką Stanisława Barańczaka. Lingwistyczny charakter poezji, rozważania nad ciałem („Feeria”) i katastrofizm są z nią powiązane. Sytuacja w mieście przypomina powstanie, gdzie mieszkańcy są uwikłani w wojnę. Ludzie znikają na ulicach („Odbijając odbicie”), dochodzi do tajemniczych przesłuchań, nie wiadomo przez kogo prowadzonych („Obcy wywiad”). Często pojawia się motyw krwi i niekompletnych ciał: są tylko same ręce, oddzielone od ciał („Obcy wywiad”, „Breslau”, „Bramki”), „kałuże tłuszczu i płytkiej krwi” („Feeria”). Sytuacja mgliście (a i samo miasto jest bardzo mgliście sportretowane) przypomina powstanie. Ciągła ucieczka, zagrożenie, zwroty nawiązujące do słownictwa militarnego („zaciąganie się aż do wojska” – „Comprachicos”; „barwy wojny i pełzających gąsienic” – „Powstanie i wstanie”). Jednak kim jest zaborca? Może to samo miasto, bo przecież „tramwaje ścigały po całym mieście, żeby kogoś trącić”, samochody ruszają w pogoń, a mieszkańcy są zmuszeni do chowania się po domach („Pieszy rajdowy”). Rzeczywistość jest niepokojąca i przerażająca. Ale właśnie dzięki takiemu przedstawieniu poezja przykuwa uwagę na dłużej. Rozwiązanie tej literackiej zagadki nie jest łatwe, bo różne elementy porozrzucane są po różnych wierszach. Jednak wnikliwy czytelnik będzie w stanie połączyć je w całość, uzyskując w ten sposób ciekawą mapę miejsc i emocji, co ułatwia odbiorcom wczuć się w „połączenie” z każdym zakątkiem miejskim, w którym ukrywa sie podmiot. Lektura na pewno wymaga pewnego wysiłku, ale warto spróbować.

W trakcie czytania pojawia się pytanie: za czym tak podąża i co/kogo goni bohaterka? I odpowiedź jest dość zaskakująca: tropi światło. Bo chociaż „Do rozpuku” jest bardzo mrocznym tomem, zapisem zmagań współczesnego flâneura z wojenno-miejską rzeczywistością, to po lekturze paru wierszy cel tej podróży staje się jasny. Chociaż bohaterka często mówi o zmęczeniu (z drugiej strony w „Do rozpuku” można znaleźć świetnie napisany wiersz poświęcony gestowi odrzucenia środków pobudzających typu kofeina/tauryna – „Pisanka”), jest niestrudzona w pogoni za elektrycznością, połączeniem. Niemalże w każdym utworze znajduje się nawiązanie do światła, prądu etc. Wydaje się sensem tych wszystkich poszukiwań. Jednak dlaczego światło? Zdaje mi się, że Mirahina dobrze uchwyciła fascynację współczesnego mieszkańca aglomeracji energią elektryczną. Neonami, latarniami, lampami rozświetlającymi mrok nieprzystępnego miasta. Pośród szarych, martwych ulic światło wydaje się najbliższe życiu i naturze – w „Do rozpuku” utraconej. Światło niesie jednak najczęściej pozytywne konotacje, a przez to stanowi jedyny pozytywny punkt w tej labiryntowej i nieprzyjemnej rzeczywistości. Podmiot nie pali za sobą mostów, ale światło („Kilometro”), biegnie w panice za uciekającym światłem („Zbieg ulic”).

Uwagę przyciąga sprawny język oraz gry językowe, zawarte w wierszach. Sprawność w posługiwaniu się tym tworzywem najlepiej widać w krótkich formach („Stalówka”, „Oścież”). Mirahina sprawnie rozbija utarte zwroty („wielka nieobecna niedźwiedzica” – „Compeachicos”), nadaje im nowe sensy przez kolejne zestawienia („w skrętach kiszek bez światła” – „Flagowanie”; „złote zęby złote chłopaki” – „Polska jazda ciężka”). Tworzy takie perełki wpadające w pamięć jak: „kopnięcie w jądro ciemności” („Feeria”), „żeby się urwał film drogi” („Ławica”). Rozrywanie fraz może mieć związek z tym, że podmiot jest w ciągłym biegu: odbiera przestrzeń fragmentarycznie i zlepia te fragmenty w całość. W każdym razie słowne gry przyjemnie współgrają z treścią wierszy. Wydaje się, że sam podmiot może zgodzić się z tą myślą, gdyż w „Zbiegu ulic” podważa sens treści, mówi, że jest niepewna, a forma dostosowuje się do miasta. I faktycznie, duże nasycenie wyrazistymi zwrotami emotywnymi ma coś wspólnego z pędem poprzez miasto. Jego przestrzeń, w ciągłym ruchu, jest niemalże niemożliwa do opisania, jednak Mirahina podejmuje tę próbę i wychodzi zwycięsko z tego starcia. Często manifestuje swoją sprawność językową, tworząc interesująco brzmiące wiersze („Pisanka”), jednak cała przyjemność czytania tomu polega na rozgryzaniu przedstawionej rzeczywistości, łapaniu nastroju, wczuwaniu się w skomplikowaną i fragmentaryczną przestrzeń miejską. Jest to poezja, która intryguje nastrojem niepokoju, wiszącej nad głowami katastrofy, wizją miejskiej sieci połączeń. Świata bez natury i uciekającego światła. Wszyscy zmęczeni już miejscy wojownicy na pewno zrozumieją ten klimat.
Agnieszka Mirahina: „Do rozpuku”. Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Poznań 2010.