ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (198) / 2012

Stanisław Heba,

KULTURA I SZTUKA W SŁUŻBIE MAS PRACUJĄCYCH

A A A
Dom Spotkań z Historią w Warszawie nie zapada w sen zimowy; w tej jałowej porze roku otworzył wystawę na (jak zwykle) bardzo wysokim poziomie. Od 25 stycznia do 20 maja można tam oglądać fascynującą ekspozycję fotografii pod tytułem „Chodząc po ziemi. 50 lat fotografii prasowej Aleksandra Jałosińskiego”. Wystawa to gratka przede wszystkim dla miłośników fotografii, szczególnie tej z lat PRL-u. Ale też i każdy, kto choć trochę interesuje się historią, polską kulturą czy sztuką, znajdzie tu coś dla siebie. Zdjęcia zostały opatrzone barwnymi historiami, opowiadającymi o pracy fotoreportera.

Muszę przyznać, że wybierając się na wystawę, miałem obawy, czy PRL nie zostanie tu ukazany w sposób sztampowy i przerysowany, jak często się to zdarza: dostajemy zdjęcia ukazujące absurdy tamtych czasów, wielkie hasła, robotników, zapijaczonych ludzi, kolejki itp. Na szczęście autor fotografii uciekł od tej konwencji i stworzył zestaw bardzo różnorodnych tematycznie zdjęć, które niczego nie upraszczają, nie narzucają postawy odbiorczej, nie próbują opisać PRL-u całościowo. Każde zdjęcie ukazuje czyjąś prywatną historię i ma niezwykłą siłę przyciągania. Co ciekawe, fotografie Jałosińskiego ukazują czasy powojenne raczej z sentymentem, pozytywnie i ze swoistą radością.

Pierwszym elementem, który rzuca się w oczy podczas oglądania zdjęć oraz czytania tekstów, jest niezwykła fascynacja Aleksandra Jałosińskiego Polską: jej mieszkańcami i wszystkim, co z nią związane. Na ścianie galerii czytamy słowa fotografa: „A tu się tyle rzeczy ciekawych, niesamowitych dzieje, że trzeba do tego dotrzeć, trzeba to odkrywać! Trzeba Polskę odkrywać” (wszystkie cytaty pochodzą z tekstów towarzyszących ekspozycji). Autor od pół wieku przemierza Polskę z aparatem. Wykonuje zdjęcia oficjalne, zlecone, ale również – czy nawet przede wszystkim – fotografuje dla siebie. A dzięki legitymacji fotoreportera państwowego może wchodzić wszędzie. Uwiecznia obiekty, które nie są pokazywane w oficjalnych środkach przekazu. Próbuje uchwycić to, co efemeryczne, zjawiska na wymarciu. Wiedząc, że fabryki zapałek niedługo znikną, jedzie je odwiedzić, by zrealizować fotoreportaż. Jednak przede wszystkim fascynują go ludzie. Na wystawie możemy oglądać wiele pięknych portretów zarówno osób znanych, takich jak Ryszard Kapuściński, Jerzy Kosiński, Lech Wałęsa, ale i anonimowych, o niezwykłych rysach twarzy. Fotografa urzeka człowiek oraz jego relacja z maszyną. PRL to dla Jałosińskiego okres bardzo inspirujący: uprzemysłowienie ogarnia cała Polskę.

Dla autora zdjęć fotografia to nie tylko praca, ale przede wszystkim pasja: „Pomyślałem, że jako fotoreporter zachowam większy margines wolności, niezależności. Będę żył w tym zamkniętym kraju, nie będąc elementem ustroju”. I miał rację – żadne z jego zdjęć nie zostało ocenzurowane. Według artysty, głównym elementem pracy fotografa jest czekanie. Czasem, by zrobić świetne zdjęcie, trzeba czekać godzinami. I taka na przykład jest historia zdjęcia zwykłego robotnika, czytającego z zaciekawieniem książkę „Lukrecjusz o naturze wszechrzeczy”. By wykonać to zdjęcie, autor czekał cały dzień na to, by robotnik remontujący dom wziął w czasie przerwy książkę z półki. Niestety, czasem cierpliwości nie starcza i marnuje się świetne okazje. „Pierwsze spojrzenie, pierwszy błysk okazują się najważniejsze. Wchodziłem do zakładu pracy, przebiegałem hale czy inne pomieszczenia i albo miałem temat, albo nie było go w ogóle. Najlepsze były te fotografie, kiedy wszyscy byli tak zajęci, że nikt mnie nie zauważył. Gdybym usiadł, długo rozmawiał, wypytywał – to temat zacząłby się rozmywać. Interesowali mnie ludzie. Wdrapywałem się pod sufit, żeby zrobić ogólny widok hali, a potem już skupiałem się na twarzach, pracy, relacji między ludźmi” – wspomina Jałosiński.

Zdjęcia na wystawie w warszawskim Domu Spotkań z Historią są przeróżne. Widzimy zakład z tabliczką „Zakład jest czynny gdy jestem wolny”. Nasuwają się różne skojarzenia. Według profesora socjologii Jana Szczepańskiego tekst na sfotografowanej tabliczce wyjaśnia, dlaczego etos pracy w PRL-u był tak niski. Aby człowiek szanował pracę i uczciwie ją wykonywał, musi czuć się wolnym, a nie zniewolonym jak w czasach PRL-u. Na kolejnym zdjęciu widzimy topielca przywiązanego do łódki. Historia tej fotografii jest prozaiczna. Ciało zatopionej osoby zostało odnalezione w niedzielę około godziny 16. Z racji tego, że zakład pogrzebowy działał do 14, martwe ciało zostało przywiązane do łódki, by doczekało poniedziałku. Jedno ze zdjęć ukazuje policjantów stojących wokół bosej kobiety, przechodzącej przez górkę zaoranej ziemi. Kiedyś cała Polska była otoczona pasem zaoranej ziemi, którą bronowano dwa razy dziennie. Jakiekolwiek ślad był dowodem, że ktoś przekroczył granicę. I właśnie odnaleziono odcisk bosych stóp. Każda kobieta z pobliskich wsi musiała bosą stopą przymierzać się do tych śladów. Okazało się, że krowa przeszła przez granicę i któraś z kobiet poszła przyciągnąć ją z powrotem.

Niestety w kilku przypadkach autor nie uniknął, moim zdaniem, ujęć dość sztampowych, ukazujących ludzi pijących piwo czy staruszków siedzących na ławeczce. Oczywiście, niemożliwa byłaby zupełna ucieczka od ukazywania absurdów tamtych czasów. Na jednym ze zdjęć widzimy ogromny pomnik Nike w budowie. Z opisu dowiadujemy się, że podczas przewozu pomnika przez Warszawę, rzeźba zahaczyła o trakcję tramwajową. Za karę jeden z policjantów wystawił głównemu kierownikowi transportu mandat. Nike, wjeżdżając do Warszawy, zapłaciła swój pierwszy mandat.

Największą pasją fotografa było, jak już wspomniałem, uchwycenie tego, co niedługo miało zniknąć. Na jednym ze zdjęć artysta uwiecznił bibliobus – czyli autobus działający jak biblioteka, jeżdżący po wsiach. Fotografii przedstawiających rzeczy, które na zawsze już przeminęły, jest wiele. Ukazują na przykład specyficzny klimat miasteczek Kielecczyzny, ulubionego rejonu autora. Zniknęły malownicze targi z końmi, pijalnie, sklepy itp. Na szczęście, zdjęcia prowincji nie epatują egzotyką ani szarością. Ludzie są na nich radośni, śmieją się, cieszą, bawią, są razem.

Z dzisiejszej perspektywy epoka PRL-u jest niezwykle fotogeniczna. Tak wiele się od tamtego czasu zmieniło, że każdy kadr wydaje się niecodzienny i fascynujący. Zdjęcia Aleksandra Jałosińskiego pokazują czasy przed transformacją z nieco innej strony – bardziej intymnej, widzianej oczami jednego człowieka. Mimo że niektóre fotografie zdają się powielać motywy obecne u innych fotoreporterów tego okresu, większość jest wspaniała i przykuwa uwagę. Trzeba też pochwalić organizatorów wystawy. Szczególnie duże brawa należą się za projekt plastyczny, który – jak zawsze w Domu Spotkań z Historią – stoi na bardzo wysokim poziomie. Kolorem dominującym na wystawie jest błękit. Zdjęcia różnego formatu wyłaniają się z każdego wolnego skrawka przestrzeni. Również koncepcja wystawy jest bardzo ciekawa i tworzy pewną całość. Zdjęcia zgrupowane są tematycznie wokół wspomnień autora. Jednak to przede wszystkim dzięki przejmującym zdjęciom Jałosińskiego, zwiedzający wychodzi z wystawy natchniony.
„Chodząc po ziemi. 50 lat fotografii prasowej Aleksandra Jałosińskiego”. Dom Spotkań z Historią, Warszawa. 25 stycznia – 20 maja 2012.