ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (204) / 2012

Miłosz Markiewicz,

SZTUKA BEZSKUTECZNA?

A A A
W jednym z pierwszych zdań manifestu „Stosowane sztuki społeczne” Artur Żmijewski napisał: „Działania sztuki nie mają […] możliwego do zweryfikowania czy ujrzenia efektu.” (Żmijewski 2011: 75). Taką diagnozę postawił współczesności. Jemu samemu „sama” sztuka już nie wystarcza. Chciałby, aby stała się narzędziem uprawiania polityki. Pragnie przywrócić jej bezpośredni wpływ na życie społeczne i polityczne. Czy aby na pewno takie działania są możliwe? Na pytanie to stara się odpowiedzieć nie tylko swoją działalnością artystyczną, ale również pomysłami kuratorskimi na 7. Biennale Sztuki Współczesnej w Berlinie.

Niewątpliwie Artur Żmijewski jest jedną z najbardziej charakterystycznych postaci polskiej sceny artystycznej. Choć może bardziej właściwym określeniem byłoby „politycznej”? Twórcy tego nie da się bowiem łatwo zaklasyfikować, o czym przekonuje nas „Przewodnik Krytyki Politycznej”. Ta (tradycyjnie już) niewielka formatowo, a bogata w treść książeczka próbuje nam przybliżyć postać artysty (a może działacza?). Czyni to, nie oceniając i nie kategoryzując. Na pewno jednak ukazuje nam w pełnym świetle poglądy Żmijewskiego, które pozwalają lepiej zrozumieć jego twórczość – a przede wszystkim zrozumieć, dlaczego wolno nam się śmiać, kiedy widzimy głuchoniemych śpiewających chórem Bacha w „Lekcji śpiewu 2” (2003).

To właśnie „Przewodnik” stał się przyczynkiem do ponownej lektury programu artystycznego Artura Żmijewskiego. Książka to zbiór wywiadów z artystą, a także kilka tekstów teoretycznych, będących zazwyczaj komentarzami do jego poglądów. Pozycja ta zawiera w sobie również osławiony manifest artysty, z którym niewątpliwie warto się zapoznać. Publikacja podzielona została na pięć zasadniczych części („Młoda Sztuka Polska”, „Stosowane sztuki społeczne”, „Demokracje”, „Ciała i urządzenia”, „Kino”), które pozwalają osadzić twórczość Żmijewskiego w kilku kontekstach, a także przyjrzeć się bliżej konkretnym jej aspektom. Na szczególną uwagę zasługuje natomiast znajdujący się na końcu spis i opis wszystkich prac artysty, a także fragment książki Andrzeja Turowskiego „Sztuka, która wznieca niepokój”. Umieszczenie ich w „Przewodniku” zdecydowanie wzbogaca jego treść. Stworzony w ten sposób zbiór tekstów jest niewątpliwie bardzo przydatnym źródłem informacji o Arturze Żmijewskim, jego twórczości oraz poglądach. Sięgnąć powinni po niego zarówno jego przeciwnicy, jak i zwolennicy.

Kultura wstydu

„To boleśnie żałosne, że nie mamy współczesności bez wstydu” (Kosiewski, Żmijewski 2011: 22) – powiedział kiedyś sam artysta. I trudno się z nim nie zgodzić. To właśnie wstyd jest uczuciem kształtującym naszą codzienność, moralność czy nawet polityczność. To on sprawia, że przechodzimy obok kalekiego żebraka, udając, iż go nie zauważyliśmy. To on każe nam zamknąć oczy, gdy widzimy schorowanego starca stojącego obok nas w autobusie. To przez niego tak boimy się posądzenia o antysemityzm i chylimy pokornie głowy przed kolejnymi książkami Janusza T. Grossa. Boimy się przeszłości. Lękamy się teraźniejszości. Obawiamy się o przyszłość. Wstyd zdeterminował nasze życie. Każde nasze działanie (bądź jego brak) jest obarczone jego obecnością. Dlatego wytykamy się wzajemnie palcami i za wszelką cenę próbujemy uniknąć poczucia winy. Bezmyślnie i posłusznie podążamy za ruchem społeczeństwa. Tylko że to ruch prowadzący w dół.

Dopiero bezwstydna sztuka Żmijewskiego musi nam przypomnieć o naszych codziennych słabościach i problemach. Dlatego tak bardzo go nie lubimy. Stąd właśnie bierze się krytyka jego prac. Stając przed lustrem, chcemy bowiem dostrzegać tylko te fragmenty odbicia, które wydają się idealne. Żmijewski tymczasem właśnie je zabiera, pozostawiając te, w których widać zabrudzenia i niedoskonałości. W swoich pracach uwydatnia to, o czym chcielibyśmy zapomnieć. Nie ma zamiaru nas jednak zawstydzić ani wprawić w zakłopotanie. To właśnie ów wstyd i zakłopotanie są bowiem celem jego ataku. Artysta chce, byśmy się z nimi pogodzili. Pragnie wyrwać nas ze stagnacji poglądów i zachowań. Zachęca nas, abyśmy przestali bezmyślnie podążać za tłumem, który sami tworzymy. Każdy z nas jest jednostką i indywidualnością, którą musimy zaakceptować, jeśli naprawdę chcemy żyć w demokratycznym społeczeństwie. Tu nie ma miejsca na margines. Musi on stać się normą i codziennością, którą akceptujemy tak, jak samych siebie. Nie możemy bać się tego, jacy jesteśmy, ani winić się za to, że ktoś jest inny. Idealny świat to taki, w którym nie istnieją słowa takie jak „norma”, „inny”, czy „akceptacja”.

Sztuka stosowana

Jak stworzyć „świat idealny”? Niewątpliwie to właśnie sztuka może stać się narzędziem służącym takiej przemianie, przenika się bowiem nieustannie z rzeczywistością. Posiada tę umiejętność, której pragnie każdy antropolog: będąc częścią i uczestnikiem kultury, może być jednocześnie sprawnym obserwatorem. W sztuce zamyka się wszystko, czego potrzebujemy: diagnoza kultury, potrzeba zmiany, proponowane lekarstwo. Musimy tylko zdać sobie sprawę z jej siły oddziaływania. Zadanie to może być jednak o tyle trudne, że na pierwszy plan wysunęły się dziś wartości artystyczne i estetyczne, zamiast socjologicznych. To właśnie dlatego Artur Żmijewski stwierdza, iż musimy przywrócić jej możliwość wpływania na społeczeństwo. Sama jej ekspozycja w galeriach już nie wystarczy. Nie chodzi przecież o produkowanie kolejnych eksponatów. Może więc trzeba wyjść bezpośrednio do ludzi?

Oto powód, dla którego artystyczna droga Żmijewskiego zaczęła się właśnie od sztuki krytycznej. Wszak zadaniem krytyki jest „stworzenie sytuacji, w której ludzie będą dokonywali wyboru na własny rachunek, bez podpierania się protezami zneutralizowanych tożsamości” (Gdula 2011: 33). Ten rodzaj sztuki ma uświadamiać społeczeństwo. Sprawić, by człowiek zaczął brać odpowiedzialność za swoje decyzje. Przestał zasłaniać się innymi niczym wygodną tarczą. Często jednak artyści związani z tym nurtem pozostają niezrozumiani. Bierze się ich za skandalistów i burzycieli społecznego porządku. Kolejne protesty są tego najlepszym dowodem. Żmijewski jednak chce nieść swoje przesłanie dalej. Za pomocą jednostki pragnie on zmienić całe społeczeństwo. W jego wizji świata nie ma miejsca na władzę czy wykluczenie. Dlatego chciałby, aby sztuka była polityczna.

Ars Politica

„Sztuka może być polityczna, ale «bez polityki»” (Żmijewski 2011: 78-79) – twierdzi artysta. Stwierdzenie to oznacza, iż ma ona być wyrazem konkretnej ideologii, a nie elementem programu ugrupowania partyjnego. W takim znaczeniu miałaby stać się sposobem na wprowadzenie całkowitej demokracji. To właśnie dzięki sztuce każdy człowiek może dojść do głosu. Nie istnieją marginesy, każdy jest wart tyle samo. Uświadomienie widzom pewnych mechanizmów rządzących społeczeństwem i polityką ma stać się najlepszym sposobem na ich przemianę. Człowiek może wszak mieć wpływ na kształtowanie ustroju własnego państwa i z tego wpływu powinien korzystać. Polityka nie musi być jedynie narzędziem władzy w rękach polityków. Jako reprezentanci społeczeństwa nie powinni oni mnożyć sporów pomiędzy sobą, a pracować nad problemami, które owo społeczeństwo trapią. Droga do zmiany jest jednak jeszcze daleka i sam Żmijewski nie ma złudzeń, iż jego dziełom uda się to uczynić. Buduje jednakże podwaliny pod przewrót, który ma dopiero nadejść.

Tymczasem sama sztuka przestała mu wystarczać. W pewnym momencie zamknęła się ona we własnym dyskursie i nie może już pójść dalej. Dlatego Żmijewski proponuje transgresję: połączenie sztuki i nauki. Do tej pory inspiracją dla artystów była przede wszystkim filozofia. Sprawia to jednak, iż wciąż mamy do czynienia z teorią, zamiast z praktyką. Każda zmiana powinna być natomiast widoczna i fizycznie odczuwalna, a nie zachodzić jedynie w naszej świadomości. Żmijewski łączy więc swoje siły z socjologią czy antropologią. To dziedziny, które zajmują się przede wszystkim człowiekiem w jego wymiarze „praktycznym”. I właśnie praktyka kulturowa interesuje i inspiruje artystę. Efektem przenikania i łączenia się dziedzin jest współpraca z Instytutem Stosowanych Nauk Społecznych UW (z tej nazwy wziął się również tytuł manifestu Żmijewskiego) – projekty takie jak „Listy o głodzie” czy „Polak w szafie” organizowane wspólnie z Joanną Tokarską-Bakir.

Quo vadis?

Należy się zastanowić nad efektywnością takich działań. Sam artysta zauważa dziś w sztuce „brak skutku”. Nie potrafi już ona dokonywać zmian. „Wszelki skutek, wszelka widoczna zmiana wywołana zaangażowaniem sztuki stała się podejrzana” (tamże: 75). Żmijewski pragnie odwrócenia tej sytuacji. Dlatego testuje wciąż granice, do jakich może posunąć się artysta. Bada tę cienką linię, kiedy artystyczny wybryk zaczyna mieć rzeczywiste oddziaływanie na społeczeństwo. Już sam sprzeciw jest bowiem pewnym efektem. Uświadomienie pojedynczego człowieka to sukces, jednak Żmijewski chce więcej. Jeśli sztuka ma mieć wymiar społeczny, to niechaj będzie on zakrojony na jak najszerszą skalę. Pojawia się jednak pytanie, czy pomysł ten nie jest ze wszech miar idylliczny? Przywrócenie znaczenia demokracji wcale nie musi się bowiem równać z efektem, jaki artysta chciałby uzyskać. Już Winston Churchill stwierdził, że „demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu”. Lepszej jednak, nikt dotąd nie wymyślił…
„Żmijewski. Przewodnik Krytyki Politycznej”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2011 [seria: Przewodniki Krytyki Politycznej, t. 26]. Fragmenty wszystkich cytowanych artykułów pochodzą z tego wydania.