ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (206) / 2012

Marta Połap,

SZTUKA UŻĄDLONA – STANISŁAW KOBA

A A A
Wystawa Stanisława Koby w Centrum Kultury Katowice jest na pierwszy rzut oka tak minimalistyczna, że niemal niekompletna. Przyzwyczajeni do wszechobecnego nadmiaru stajemy w obliczu oszczędnych, skondensowanych czarnych form, przypominających konkretne przedmioty, lecz stanowiące raczej ich cienie. Czym zaś jest cień? Można snuć się jak cień, można być cieniem dawnej świetności, cień symbolicznie oznacza przemijanie, ale też obcość, wrogość, przekleństwo (symboliczne „krainy cieni”) oraz pewną nieodłączność. W przypadku obrazów Koby cień to konkretyzacja bytu, jego potwierdzenie – co tak dobrze oddaje w wierszu „Wiara” Czesław Miłosz: „co nie ma cienia, istnieć nie ma siły”. Rzucam cień, więc jestem.

W teorii jungowskiej Cień to mroczna strona ludzkiej świadomości, synteza wypartych przez człowieka cech, własności, obrazów własnego „ja”. Jest jednak nieodłącznym składnikiem persony, od zawsze fascynującym, ciemnym i fatalistycznym pierwiastkiem osobowości człowieka.

Sama plastyka cienia jest niezwykle hipnotyzująca – skupiona na formie i na geometryczności świata reprezentowanego, nie jest jednoznaczna, zniekształca trochę swój obiekt, bywa zwodnicza. Jednocześnie ta złudność, odkształcenie, deformacja otwierają wrota dla interpretacji, niejednoznaczność zmusza do przemyśleń; zastanawiamy się raczej, co cień nam przypomina, niż co faktycznie przedstawia. Gra światła i cienia, ich zmienność i płynność fascynują swym wpływem na naszą percepcję. Fascynację tę wykorzystuje się do dziś w fantastycznym widowisku, jakim z pewnością jest teatr cieni. Poprzez skupienie uwagi widzów na czystej, „czarnej” formie, zachwyca się ruchem, hipnotyzuje iluminacjami. Nic dziwnego, że teatr powstał w Chinach – jest przecież w istocie odzwierciedleniem nauki o jin i jang, dopełniających się ciemności i świetle.

Działania malarskie Koby to w dużej mierze działania iluzjonisty, bawiącego się światłocieniem, perspektywą, teksturą, formami i jednocześnie naszą percepcją – w tym przypadku mniej znaczy więcej, a oszczędność chroni przed kiczem, którym sztuka współczesna wręcz ocieka. Wystawa „Żądło” jest więc nie tylko teatrem cieni, ale i gabinetem hipnozy. Czym zaś jest hipnoza, jeśli nie wprowadzaniem w stan zawieszenia miedzy jawą a snem? Geometria świata sennego ma znaczenie, o czym przekonywał już Zygmunt Freud. Symboliczne przedstawienia ukrytych pragnień zakodowane zostają w geometrycznych, „skupionych” formach. Maksimum treści przy redukcji formy to wymogi sztuki minimalistycznej, bardzo blisko związanej zresztą ze sztuką ziemi, bazującej na naturalnych materiałach, które też wykorzystuje Koba, takich jak tektura, deska czy pilśń. Uproszczone formy i inspiracja naturą (np. wielokrotnie pojawiające się reprezentacje zwierząt) stwarzają warunki sztuce totemicznej. Magiczność, prosta forma, naturalne surowce – wszystko to opisuje twórczość Koby.

Sztuka totemiczna jest sztuką powrotu, odsyłająca nas do źródeł i do symboli przypominających te wyryte na ścianach jaskini Lascaux. W istocie ściany wystawy w CKK zamieniły się w skalne przestrzenie, a obrazy w pierwotne ikony. Zataczamy koło; przestrzeń pierwotna styka się tu z przestrzenią wirtualną. Bombardowani jesteśmy znakami, logami marek, hasłami reklamowymi, emotikonami, wirtualnymi obrazami słów. Żyjemy zanurzeni w ikonosferze, która za sprawą Internetu ekspanduje pole codziennego dyskursu; hipertekst jest reprezentacją pisma, język Internetu jest więc językiem obrazkowym. Już Walter Ong uważał redukcję treści do prostych symboli, pisma do obrazków za powrót do oralności, nazywając owo zjawisko „wtórną oralnością”. Obrazy stają są więc częściowo symbolami, wyrażając konceptualny charakter sztuki, ale jednocześnie oznaczają zwrot ku sztuce pierwotnej, totemicznej, charakteryzującej świat sacrum. Kryzys tradycyjnego malarstwa mimetycznego przyniósł fascynację formami geometrycznymi – stąd takie nurty, jak abstrakcjonizm geometryczny czy hard-edge painting bazujące na kontrastach i ostrości form.

Oszczędność języka formy, którym posługuje się Stanisław Koba, służy wyciszeniu i medytacji. Czy jednak redukcja formy do czarnych plam i pozbawienie ich osobnych tytułów nie stwarza niebezpieczeństwa nadinterpretacji i naddawania zbędnej ideologii? Na to pytanie odpowiada Stanisław Tabisz, zwracając uwagę na czytelność odbioru abstrakcyjnych form i ich doświadczanie: „Kryteria, kategorie oraz zakres i charakter języka formy, choćby najbardziej awangardowe, nowatorskie i odkrywcze, sprawiają, iż nawet intuicyjne i mgliste przeczucia oraz fluidy artystycznej kreacji stają się czytelne w przekazie i możliwe jest ich emocjonalne i duchowe przeżycie za pośrednictwem dzieła sztuki” (Tabisz 2000).

Odczytanie obrazów-znaków możliwe jest dzięki sieci skojarzeń i – jak się wydaje – oparty jest na ogólnie znanym kodzie, na utrwalonych skojarzeniach i nie jest czymś zupełnie subiektywnym. Krople symbolizujące deszcz są czytelne i jednoznaczne, ale już ich interpretacja to kwestia indywidualnego podejścia. Odwiedzający wystawę odczuwa więc wyraźnie, jak istotny jest jego wkład w stawanie się prezentowanej sztuki, która odnosi nas nie tyle do świata zewnętrza, co wprowadza do świata wewnętrznego, do jej pierwotności i magicznych właściwości. Stanisław Koba rozkłada przed nami test Rorschacha i pyta tonem uprzejmego psychologa: „co tutaj widzisz?”. W cieniu odnajdujemy siebie.

Jednak nie cień jest mottem wystawy, a żądło – formy wprowadzające w stan wyciszenia paradoksalnie nawołują do walki. Żądło to bunt, to energia, to rebelia. Żądlenie zaś przypomina argument z „Obrony Sokratesa” – „nie łatwo znajdziecie drugiego takiego, który by tak, śmiech powiedzieć, jak bąk z ręki boga puszczony, siadał miastu na kark; ono niby koń wielki i rasowy, ale taki duży, że gnuśnieje i potrzebuje jakiegoś żądła, żeby go obudził” (Platon, Obrona Sokratesa: XVIII 111). Czy to jest zamierzeniem Koby – wybudzenie sztuki nowoczesnej z letargu?

Może raczej skierowanie jej na inne tory, bo raczej jesteśmy świadkami chaosu modernistycznych kierunków w sztuce niż letargu artyzmu. W opinii Jerzego Hanuska, twórczość Koby sytuuje się obok zgiełku wokół sztuki konceptualnej, raczej wycisza i uspokaja, organiczność form odsyła nas do pierwotnego znaczenia sztuki – sztuki sakralnej, medytacyjnej, wyciszającej. Spełnia się jednak w sztuce konceptualnej, bo przecież plamy na ścianach są pewnego rodzaju stymulantami – sugestiami obiektów, które interpretujemy względem osobistych preferencji. Jest to mimo wszystko sztuka, która angażuje odbiorcę, ale nie osiąga szczytu w postaci performensu, pozostawia pewien dystans. Nie należy do nikogo, służy wszystkim, nie narzuca nam obecności twórcy – w tym spełnia się jej anonimowość.

Czy powiązanie cienia i malarstwa to pesymistyczna diagnoza sztuki współczesnej? Czy sztuka Stanisława Koby zakodowana w plamach symbolizuje cień dawnej Wielkiej Sztuki? Może w dobie coraz bardziej zaawansowanej estetyki fotografii malarstwo nie ma już za zadanie ani obnażać i szokować, ani utrwalać chwil. Powinno odwoływać się do sfery uczuć, wzbudzać emocje – nie przez szokowanie, ale prostotę właśnie.

„Żądło” ma jednak jeszcze dwa aspekty – horyzontu i skupienia – zawarte w definicji czarnej dziury. Być może to właśnie one są mottem i podsumowaniem wystawy. Po przekroczeniu „horyzontu zdarzeń” nie ma już odwrotu – ciało zapada się w czarną dziurę. Za horyzont zdarzeń może być uznana rewolucja Duchampa, która w sposób radykalny zmieniła podejście do sztuki. Lecz energia, którą dysponuje czarna dziura, ma charakter syntezy, jest „bytem skupionym, wyciszonym i medytującym”, odwrotnością postmodernistycznej dekonstrukcji, scalaniem i syntezą. Czarna dziura to czysta forma, czysta energia; pojawia się ona już na wcześniejszych obrazach Koby, takich jak „Trzy kolory”, gdzie czarna plama wchłania barwy. Możliwe, że współczesne malarstwo to wieczne balansowanie na granicy czarnej dziury – Stanisław Koba zaś nie obawia się pochłonięcia przez nią i wskazuje na tę drogę rozwoju w malarstwie, które powiedzie ku transcendencji. Koba, niczym platoński bąk, żądli sztukę, by obudzić jej sakralny wymiar, wybudzić ją ze sceptycyzmu.

Warto nadmienić, że pierwotnie tytuł ekspozycji miał brzmieć: „Węgiel i sadza”. Zasadniczo jej charakter się nie zmienił – pozostała wszak czarna energia.

LITERATURA:
Platon: „Obrona Sokratesa”, XVIII 111.
Tabisz St.: „Obrazy Koby. Rygor i ograniczoność”. Kraków 2000.
„Żądło”. 22.06 – 22.07.2012, Galeria Centrum CKK, Katowice.