ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (217) / 2013

Kamila Pawluś,

WIERSZE

A A A
Ekspres relacji odjeżdża z peronu

Pociąg przewoził okrycia wierzchnie i dusze
T. Transtomer


Jest luty. W wannie umiera Whitney H.
W łóżku umiera Wisława S. W Hims ginie

jednooka Marie C. Czekamy na peronie,
aż przyjedzie po nas pociąg. Kałuże,

zwiędły skręt pod podeszwą. Zimno i kaszel.
Powietrze stoi z lekką nutką rdzy. Idzie w górę

dym z gaszonych w rekach uciech. Na tory
powoli nasuwa się pociąg. Wsiadamy do niego

– my, oni, inni, ci. Ktoś jedzie, by coś zmienić.
Ktoś inny nic nie zmienia. I zapomina zmienić

zwrotnicę albo czas. Potem dźwięk się urywa.
Trankwilizator – podróż. Ktoś odkręcił termos,

zamiast odkręcić gaz. Ktoś krzyczy
nieprzytomnie, bo śmierć dostała czkawki.

Ktoś miał to wszystko w snach.
Przez sprasowany metal w ostatni rentgen idzie

jak zawsze dzielna, Lena K. Prześwietla ją
wiekuista światłość. I krótki strach.

Tyle jest pomyłek w rozkładach między nami.
Na Centralny wjeżdża spóźniony TLK.

Zostajesz sam na dworcu. Zupełnie
nie rozumiesz, dlaczego sam, więc krzyczysz

do mnie w odlatujące okno, że tak to się
nie może, że tak to się nie kończy, i kiedyś

się spotkamy, i kiedyś gdzieś na pewno,
i będzie tam inaczej, żadnych przecięć,

pomyłek. Tylko my i ekspres –
wygodnie, bezpośrednio, na czas.

paternoster

nie wierz ojcu. ojciec płynie na swojej męskości
jak okręt wojenny. jego słowa to kule dum dum.
jest prorokiem, który zstąpił z nieba z pękiem złośliwych przykazań.
już prawie skończył budować dla siebie kreml. zejdź mu z drogi,
bo stracisz wszystkie swoje oblicza. ojcze, bądź miłościw mnie grzesznemu,
winnemu, pokalanemu, wysianemu, zaszczepionemu, w zawieszeniu,
w niepewności, in statu nascendi pozostawionemu. z lotu ptaka,
z grzmotów, błyskawic, fusów, rentgenów, pantomogramów,
moczu parametrów wyświetl
mnie


parkiet

konkwistadorze bezużytecznego, władco potworów,
jesteś mi bliższy niż koszula ciału odkąd pierwszy raz
ujrzałam twoją epifanię w rzędach mężczyzn wchodzących
do sushi baru, recytujących imiona funduszy
inwestycyjnych i zobaczyłam siebie na kazalnicy ruchomych
schodów, wiedzioną przez ich miękkie buty, ze szwów
zrobione pęta, pojęłam że jest wiele pionów i skoczków,
błaznów i laufrów na tych obsranych marmurem korytarzach;
ciągną do ciebie jak do świeżego mięsa – ale tylko ja
chodzę jak chcę, zmiatając wszystkich moją ratingową sukienką.