ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (219) / 2013

Urszula Pawlicka,

OKRADANIA (SIĘ) Z ŻYCIA

A A A
860 znajomych na Facebooku, 50 lajków pod postem na wallu, 6 tys. odwiedzających blog, 20 komentarzy pod wpisem. Liczby, określające stopień aktywności użytkowników, stają się substytutem życia towarzyskiego. Znaczymy tyle, ile mamy zlajkowanych wpisów na Facebooku. Istniejemy wtedy, kiedy wskaże nas wyszukiwarka Google. „Wpisałam swoje nazwisko w przeglądarkę. Plus pytanie: ››Czy jestem?‹‹. Wyskoczyło mi: ››Podana przez ciebie fraza nie istnieje‹‹”. Lekarstwem na bycie zignorowanym jest wrzucenie nowego postu na „ścianę” czy założenie kolejnego bloga. Zostać zlekceważonym jest równoznaczne z poczuciem bycia nijakim i niepotrzebnym. „To dziwne, ja robię wszystko tylko po to, żeby ktoś mnie zauważył” – bohaterka Malanowskiej zmienia zatem maski po to, by w końcu zaprojektować pożądaną przez innych tożsamość, czy może raczej – odkryć własną osobowość. Maskarada służy ucieczce od samotności i poczucia bycia zbytecznym. Okazuje się jednak, że środek zaradczy zamiast, niczym ludwik, usuwać ból z duszy „skutecznie, lecz nietrwale”, sprzyja pogłębieniu poczucia osamotnienia. Ludzie nie tylko bardziej czują się odosobnieni, lecz także nie potrafią bezpośrednio wyrażać własnych emocji i wprost rozmawiać o problemach.

„Tak niewiele dzieliło ją od tego, żeby powiedzieć wszystko, wykrzyczeć na głos rozpacz i cały nagromadzony żal. Jednak w jaki sposób mieliby sobie potem radzić z takimi słowami? Co z nimi począć?” – Malanowska wykorzystuje ekstremalny, ale jakże współczesny, sposób komunikowania poprzez wpisy na blogach. Ekshibicjonistyczne relacje z własnej codzienności muszą być wystarczająco ciekawe i kontrowersyjne, aby inni je czytali i komentowali, tylko wtedy bowiem czujemy się dowartościowani. Językiem dosadnym i prowokacyjnym dokonuje się sprawozdania z każdego dnia, także w tym celu, by osoba, o której piszemy, dowiedziała się, co o niej myślimy. Posługiwanie się Internetem jako pośrednikiem w stosunkach międzyludzkich jest słabością naszych czasów. Internet nie jest już tylko medium, lecz jest również środkiem rekompensującym poczucie samotności, narzędziem do budowania wizerunku i kreowania własnej osobowości.

Malanowska ponownie w sposób metaforyczny porusza problem „wkraczania do obcego obszaru” w celu jego „skolonizowania” bądź przywłaszczenia skradzionych elementów. W „Imigracjach” Max nocą zmieniał się w Butterfly, a narratorka opowiadania „Rozpuszczalność ciał stałych” obsesyjnie śledziła Zuzannę, i w równym stopniu ją nienawidziła, jak i ubóstwiała, jakby ta okradła ją z pewnych cech osobowości. W najnowszej książce również pojawiają się postaci, które wkraczają w czyjeś życie, gdyż to imigracja wyznacza cel ich istnienia. Związek czy po prostu relacja z drugim człowiekiem warunkuje sens życia i jednocześnie tworzy własną indywidualność. Malanowska prezentuje postaci uzależnione od drugiego człowieka do granic obsesji – Ania, która udaje, że jest matką Klary, nadmiernie kontroluje jej życie; Klara, nawiązująca romans z żonatym mężczyzną i bezskutecznie próbująca napotkać jego żonę, którą oskarża o to, że „ukradła jej życie”; kochanka Franciszka wkracza w życie Klary i świadomie, i prowokacyjnie opisuje swój związek na blogu; następnie to Klara maniakalnie prześladuje kochankę Franciszka, by szaleńczo upodobnić się do niej. Bohaterowie Malanowskiej w samotności i w desperacji błąkają się między ludźmi, by nie tyle odnaleźć miłość, ile zbudować po prostu związek, (złudnie) gwarantujący stałą obecność drugiej osoby. „Mam żal. Nie o to chodzi, że przeszła mi koło nosa wizja życia szczęśliwego. Jak z reklamy barszczu ukraińskiego Winiary. (…) Nie o to chodzi, że nie dla mnie śnieżnobiała biel Ariela i Cif, idealnie czysty zlew. (…) Że nie jestem warta szamponu L’Oréal. A już tym bardziej oliwki Johnson & Johnson do dziecięcych pośladków. Ale ja bym w końcu chciała to wiedzieć na sto procent. (…) Nie: może. Nie: chyba. Nie: to skomplikowane” – celem jest, by w końcu znaleźć drugą osobę i zmienić status na Facebooku z „Wolny” czy „To skomplikowane” na „W związku”. Zamieszkać razem po to, by on reperował przeciekające uszczelki oraz niedomykające się drzwiczki od szafek kuchennych, a ona smażyła kotlety wieprzowe, prała bieliznę i z rzadka spełniała obowiązek małżeński.

Najważniejszym zatem problemem poruszonym przez autorkę jest potrzeba wspólnoty z drugim człowiekiem. Relacja międzyludzka rozumiana jest różnorako – nie oznacza tylko połączenia fizycznego, lecz także więź psychiczną, w związku z czym obsesja na czyimś punkcie także jest odmianą związku (toksycznego). Stąd kiedy Klara przestanie myśleć o kochance Franciszka, poczuje, że już nie ma powodów by się zmieniać – przecież to przez nią zaczyna malować, by pokazać Franciszkowi, że jest silna i niezależna. Wystarczy zatem rozluźnienie, wydawałoby się wyimaginowanych, stosunków, aby poczuć się samotnym i zbędnym. Nałogowo potrzebujemy drugiej osoby, bowiem tylko w porównaniu z nią potrafimy zdefiniować siebie – określamy bowiem siebie wyłącznie poprzez sieć relacji. Przykładem jest Klara, która zestawia swój wizerunek ze zdjęciami kochanki partnera, po czym postanawia dokonać zmiany swojego wyglądu, by upodobnić się do niej.

Zagadnienie tworzenia własnych, odrębnych osobowości przedstawione jest pod postacią trzech tekstów występujących naprzemiennie. Blog, fragmenty pisane kursywą oraz rozdziały z opowieści różnią się pod względem wizualnym i językowym. Blog nastawiony na ekshibicjonistyczne prezentowanie codzienności kładzie nacisk na relację „ja – wy” – autorka zdradza szczegóły swojego życia tylko po to, by ktoś to przeczytał: „Wróciłam jednak do domu. I położyłam się spać. To się nazywa chujnia, wierni czytelnicy. Chujnia, dupizm i syf”. Dosadny język ma zachęcić do czytania postów, stąd fakty ulegają podkoloryzowaniu, w efekcie przyczyniając się do zaprojektowania wizerunku własnej osoby: „Ożeż kurwa, pomyślałam. Czytając SMS-a po północy. O, ja pierdolę. O, ty kutasie złamany, ty. Ty gnido nędzna. Nie przebierałam w słowach. (A raczej w myślach). Tyś się z chujem na głowy pozamieniał? Dodałam. I pościeliłam łóżko. Postanowiłam zasnąć. Się zresetować”. Podkreślany dużymi literami zaimek zwrotny SIĘ, dodatkowo znajdujący się w niewłaściwym miejscu, akcentuje ważność autora bloga – to jego osoba, emocje i problemy są najistotniejsze: „Się wzruszam. Niezmiernie. SIĘ”.

Tekst zapisany kursywą skierowany jest z kolei na relację „ja – ja”, narratorka zwierza się z dawnych wydarzeń i codziennych trosk w taki sposób, by czytelnik odniósł wrażenie, że zapoznaje się z tym wyłącznie dzięki temu, że „wkradł się” do jej umysłu. Bohaterka analizuje życie Tamtej Kobiety i obecną sytuację, jakby dopiero co przygotowywała się do napisania opowieści – kursywa imituje bowiem notatki czy ukryte myśli.

Malanowska budując warstwy kompozycyjne, gra z prawdą i fikcją. Pierwszym stopniem narracji jest tekst zaznaczony kursywą – zapis symuluje prawdziwość słów, jakby były zapisane ręcznie na marginesie kartki i były zbyt osobiste, aby pokazać ją innym. Narratorka zdradza, że pisze o Tamtej Kobiecie, czyli o sobie, którą ukrywa pod postacią Klary z opowieści, będącej drugą warstwą konstrukcyjną. Bohaterka wybiera gatunek literacki pisany przez nią w trzeciej osobie, by upozorować fikcję, by przekonać czytelników, że ewentualna zbieżność osób i wydarzeń z rzeczywistością jest całkowicie przypadkowa. Trzecim głosem są wpisy z bloga pisane przez Klarę w opowieści. Blog, niczym tradycyjny dziennik, zakłada opisywanie prawdziwych zdarzeń, w związku z czym w „fikcyjnym” tekście umieszcza się fragmenty, które rzeczywiście zamieszczane były w Internecie. Budowanie i pozorowanie „fikcji w fikcji” ma na celu oddanie procesu projektowania własnych sztucznych osobowości. Stopniowe przemiany Tamtej Kobiety w Tę Kobietę przypominają zrzucanie jednej maski i zakładanie drugiej – nie wiadomo bowiem, czy tekst zapisany kursywą nie jest także fikcją symulującą prawdę i tym samym kolejnym sfałszowanym wizerunkiem.

Dowodem na zmieszanie prawdy z fikcją oraz teraźniejszości z przeszłością jest moment, w którym Malanowska formalnie łączy trzy różne narracje, uzyskując kompozycyjnie jednolity tekst, ale typograficznie różny. Taki zabieg konstrukcyjny zdradza, że bohaterką i narratorką jest ta sama osoba – Klara, patrząc w lustro, dostrzega Tamte Kobiety, od których nie potrafi się odciąć: „Bo mnie taka jedna śledzi – powiedziałam – Się denerwuję. Że ona na mnie wrogo spogląda. Może ma złe zamiary? Może mnie chce pobić? Albo zamordować nawet? (…) Mój cień właśnie. Więc post powyższy cieniowi dedykuję. I ostrzegam: daj mi spokój. Nie chcę cię wiedzieć. Nie interesuje mnie, co cię boli. Ani co sobie myślisz. Nie interesują mnie twoje uczucia. Jak masz potrzebę się do kogoś przypiąć, to zapisz się na grupę wsparcia. Jeśli natychmiast się nie odczepisz, nie ręczę za siebie. Przekroczę granicę i bez namysłu naruszę twoją nietykalność cielesną”. Formalne połączenie różnych narracji jest także świadectwem schizofrenicznego poszukiwania własnej tożsamości.

Sposobem na odnalezienie właściwej osobowości i tym samym odcięcie się od poprzednich jest proces pisania. Klara dzięki blogowi uwolniła się od obsesji na punkcie kochanki Franciszka, z kolei można sądzić, że narratorka tekstu zaznaczonego kursywą, pisząc opowieść o sobie, zamknęła pewien etap swojego życia. Akt pisania przedstawiony jest, po pierwsze, jako sposób kreowania własnego wizerunku; po drugie, jako sposób na bycie dostrzeżonym, stąd wymóg zamieszczania tekstów intrygujących; po trzecie, jako ucieczka od poczucia samotności, by przewrotnie wpaść w pętlę – pisanie jest przecież procesem izolującym; po czwarte zaś, jest aktem oczyszczającym i przezwyciężającym „siebie” – uwalniającym od przeszłych zdarzeń i problemów. Obecnie wszyscy piszą, ale mało kto czyta – w powyższym kontekście ten paradoksalny wniosek przedstawia się jako prawdziwa, ale jakże smutna, diagnoza współczesności.
Kaja Malanowska: „Patrz na mnie, Klaro!” Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2012.