ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (224) / 2013

Paweł Świerczek,

NARKOTYKI, NAGOŚĆ I NIHILIZM

A A A
„pozytywne opinie sa wystawiane przez malolatow i napalonych facetow”

– Ayo23, Filmweb.pl

„dla mnie nic ciekawego w nim nie bylo. Pokazuja tylko cycki i o tym jest ten film”

– mrssilencee, Filmweb.pl



Przytoczone opinie użytkowników Filmwebu (pozostawiono oryginalną pisownię) dotyczące najnowszego filmu Harmony’ego Korine’a nie należą do rzadkości. „Spring Breakers” budziły duże emocje jeszcze przed premierą, kiedy to świat obiegła wieść, że jeden z największych skandalistów amerykańskiego kina niezależnego postanowił zaangażować do swojej najnowszej produkcji gwiazdki Disneya – Selenę Gomez, Vanessę Hudgens i Ashley Benson. Miało być ostro, imprezowo i miały być „cycki”, na których uwagę skupiają teraz oburzeni bezpruderyjnością filmu widzowie. Warto podkreślić: tylko ci oburzeni, bo opierających się na pornograficznym zachwycie cielesnością pozytywnych opinii „małolatów i napalonych facetów” odnaleźć nie sposób. Korine’owi udała się bowiem sztuka wyjątkowa: doprowadzając do skrajnej estetyzacji ciał swoich bohaterek (i bohaterów), bezustannie eksponując ich negliż i nienaturalną perfekcję, całkowicie je oderotyzował. Nagość i seks nie są tu ani trochę pociągające, a tego drugiego w wydaniu bezpośrednim jest zresztą niezbyt wiele. Zastępują go perwersyjne zabawy i pastiszowe obrazy-sugestie zanurzone w (wcale nie tak dalekich od siebie) poetyce reklamy i soft porno. Korine pokazuje w „Spring Breakers” seks zastąpiony przez powierzchowną estetyzację ciała i performance (para)seksualnych zachowań. Performance podobny do tego, który rozgrywa się na naszych oczach zarówno w mediach, jak i w życiu publicznym. „Spring Breakers” to nasz współczesny świat doprowadzony do ekstremum. Być może dlatego budzi takie oburzenie.

Pretekstowa opowieść o czwórce studentek, które w czasie ferii wiosennych wybierają się na Florydę, podana została w oszałamiającej formie. To bodaj najbardziej dopracowany i zniuansowany film Harmony’ego Korine’a – skrajne przeciwieństwo programowo niechlujnego „Trash Humpers” (2009), nakręconego na zdartej taśmie VHS. „Spring Breakers” nie tracą tempa nawet na moment, a każdy najdrobniejszy szczegół zdaje się umieszczony dokładnie tam, gdzie powinien. Pełen repetycji i chronologicznych załamań montaż wyraża fragmentaryczność percepcji współczesnego świata. Urywki wspomnień, zdania wyrwane z kontekstu, powracające z uporem natrętne dźwięki i hipnotyzujące obrazy splatają się w oszałamiającą całość, której pozorny chaos z czasem ujawnia misterność zaprojektowanej przez Korine’a konstrukcji. Co więcej, reżyser potrafi wykrzesać z ogranych na tysiące sposobów popkulturowych motywów tyle pokładów nowości, że mamy prawdopodobnie do czynienia z jednym z najoryginalniejszych filmów ostatnich lat. Fenomenalna jest scena, w której bohaterki, ubrane w różowe kominiarki z naszywką jednorożca, w towarzystwie gangstera Aliena (świadomie przerysowany James Franco) napadają w rytm piosenki „Everytime” Britney Spears na mieszkańców Florydy, ograbiając ich z pieniędzy i kosztowności. W przedziwny sposób ironiczny śmiech splata się tu z gorzkim spojrzeniem na współczesną kulturę i melancholijnym smutkiem połączonym z tęsknotą za utraconą niewinnością.

Harmony Korine opowiada o współczesności w jej własnym narzeczu. Wykorzystuje język obrazu powierzchownego, przeestetyzowanego, „płaskiego”, pozbawionego głębi i refleksji. „Spring Breakers” przynoszą obraz przefiltrowanego przez różnorakie media świata, podanego na ekranie bez znieczulenia. Rozświetlone barwnymi neonami kadry, pełne roznegliżowanych ciał, atakują widza ekstremalną wizualnością, nieraz budząc jego sprzeciw i niezgodę. Korine pokazuje rzeczywistość bez alternatywy. Towarzyszące bohaterkom nieustanne poszukiwania samych siebie ograniczają się do imprezowych szaleństw i podejmowania radykalnych decyzji, które w żaden sposób nie zmieniają ich statusu. Wyjazd z rodzinnego miasta na Florydę miał być okazją do zakosztowania wolności i innego życia; karnawałowy okres wiosennych ferii, jak się jednak okazuje, nie różni się niczym od reszty karnawałowego roku. W centrum zhomogenizowanego świata stoją miotające się w spazmach jednostki, poszukujące oryginalności i próbujące udowodnić swoją wyjątkowość poprzez dążenie do ekstremów. To największa tragedia pokolenia wkraczającego dziś w dorosłość. Zaledwie tyle i aż tyle.

Być może więc paniczna negacja świata przedstawionego przez Korine’a, z którą spotykamy się na forach, blogach i portalach internetowych, jest najbardziej pożądaną reakcją na „Spring Breakers”. Korine nie uprawia wszak krytyki współczesności, nie stworzył też pamfletu ani satyry na nią. Refleksywne, krytyczne podejście dawałoby nadzieję na zmiany, tymczasem „Spring Breakers” takich nadziei nie oferują. To film z gruntu pesymistyczny, choć niepozbawiony humoru. Reżyser bacznie obserwuje, oddając i podkręcając najbardziej symptomatyczne cechy dzisiejszego świata, a diagnozy widz postawić musi sam. Konfrontacja może się okazać bolesna.
„Spring Breakers”. Scenariusz i reżyseria: Harmony Korine. Obsada: Selena Gomez, Vanessa Hudgens, Ashley Benson, Rachel Korine, James Franco. Gatunek: dramat / film akcji. Produkcja: USA 2012, 92 min.