ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (224) / 2013

Marek Doskocz, Joanna Kuciel-Frydryszak,

ODKRYWANIE SŁONIMSKIEGO

A A A
Marek Doskocz: Co skłoniło Panią do zajęcia się osobą Antoniego Słonimskiego?

Joanna Kuciel-Frydryszak: Słonimski interesował mnie przede wszystkim jako felietonista,  człowiek pasji politycznej i bardzo silnie  oddziałująca  osobowość , kontrowersyjna, kochana i mająca wielu wrogów. Dotychczasowe publikacje pozostawiały niedosyt, jeśli chodzi o kluczowe decyzje Słonimskiego, jego wybory i życie osobiste. Ponadto domyślałam się, że jest postacią mocno zmitologizowaną, w czym sam zresztą miał spory udział, tworząc rozmaite legendy, autokreując się.  Byłam ciekawa wpływów, które ukształtowały tego jednego z najdowcipniejszych polskich pisarzy, ważnej niegdyś postaci polskiego życia umysłowego, bardzo dobrego poetę i wyśmienitego felietonistę.

M.D.: Można mówić o modzie na Słonimskiego? Ukazała się Pani książka, wcześniej Janiny Kumanieckiej, teraz W.A.B. wydał „Wiadomości Literackie prawie dla wszystkich” Szpakowskiej, poświęconą gazecie, z którą bohater Pani książki współpracował. Skąd ten trend?

J.K-F.: Nie wydaje mi się, że mamy do czynienia z modą, dwudziestolecie od zawsze  dla wielu było bardzo pociągające, jawi się jako czas fascynujący i wyjątkowy dla polskiej kultury,  historii. Słonimski jest jednym z bohaterów tej epoki, a ponieważ, jak mówiłam, był postacią silnie rezonującą, budzi ciekawość. Choć od ludzi młodych dowiaduję się, że odkrywają dopiero Słonimskiego, kompletnie nic o nim nie wiedząc, ale skoro tak, cieszę się, że mogę się do tego odkrywania trochę przyczynić.

M.D:. Jaki był Pani obraz Słonimskiego przed napisaniem książki o nim? Jak jest obecnie?

J.K-F.: Antoni Słonimski dziś wydaje mi się osobowością dużo bardziej skomplikowaną niż ten rysowany grubą kreską przez sympatyków i przeciwników. Udało mi się zrekonstruować okres, gdy Słonimski dojrzewał do powrotu z emigracji w mroku stalinizmu, nie było dotąd wiadomo, że jego decyzje były właściwie przymusowe, a ten okres jego życia tak dla niego trudny. Do tej pory pisano o funkcjach, które sprawował za granicą jako o zaszczytach, ale okazuje się, że był to przejaw jego strategii, ustawienia się wobec nowej Polski, której się bał i której wolał się przyglądać z oddali, przyjmował więc synekury od rządu krajowego, które kompletnie mu nie odpowiadały. Usychał na emigracji, a jednocześnie oddalał się od jej głównego nurtu, przez wiele uznany za zdrajcę. Z drugiej strony – funkcjonariusze partyjni w Londynie robili wszystko, aby się pozbyć tej  „burżuazyjnej słonimszczyzny”, jak mówili, bo on nie należał do ich świata, doskonale o tym wiedzieli.

M.D.: Z Pani książki czytelnik może dowiedzieć się, iż najbliżsi oskarżali Alinę Kowalczykową o to, iż zabiła Słonimskiego przez nieostrożną jazdę. Z kolei w „Sadze rodu Słonimskich” Janiny Kumanieckiej pada stwierdzenie, iż „na samochód prowadzony przez Alinę Kowalczykową wpadł wyjeżdżający z bocznej drogi pojazd”. Jak było naprawdę?

J.K-F.: Dosyć dokładnie odtworzyłam okoliczności tragicznego wypadku samochodowego, wskutek którego Słonimski zmarł, jest to moim zdaniem wersja jedyna i nikt jej nie podważa.

M.D.: Nie jest przypadkiem tak, że środowisko „Gazety Wyborczej” próbuje przenieść osobę Słonimskiego na ambonę, wybielić go i osoby mu bliskie?

J.K-F.: Nie jest to pytanie do mnie, ponieważ nie reprezentuję ani nie wywodzę się ze środowiska „Gazety Wyborczej”. Nie mam jednak wrażenia, aby ktokolwiek wybielał Słonimskiego. Słonimski po 1956 roku odegrał sporą rolę w kształtowaniu się opozycji wśród pisarzy czy intelektualistów w ogóle. O tym, że na początku lat 50. konformistycznie wspierał komunistyczny reżim wiadomo, zresztą dosyć szczegółowo ten okres jego życia pokazuję. Niemniej nie wydaje mi się, żeby Słonimski potrzebował dziś adwokata, jego rola jest nie do zakwestionowania.

M.D.: Skoro już mowa o „wybielaniu”, bohater Pani książki miał chyba zawsze pod górkę? Pech, że żył w takich, a nie innych czasach, czy sprawił to też jego trudny charakter?

J.K-F.: Bardzo podobała się interpretacja jednego z krytyków, który napisał, że moja książka pokazuje też dramat polskiej inteligencji. Tak też myślę o Słonimskim – że został poddany dramatycznym próbom i nie z każdej wyszedł zwycięsko. 

M.D.: Mimo e próbowano go uciszyć, dla władzy za czasów komuny był ciągłym stałym zagrożeniem. Skąd tak jego mocna pozycja?

J.K-F.: Miał wpływ na pisarzy, wielu słuchało go i mu ufało, podziwiało za odwagę, był autorytetem. Adam Michnik opowiadał, że gdy próbował kogoś przekonać do podpisania listów protestacyjnych, które w latach 70. powstawały co chwilę, zawsze słyszał pytanie: A co na to Pan Antoni?

M.D.: Wracając jeszcze do Michnika – wg Szpotańskiego Słonimski był po pewnym czasie sterowany przez niego. Zgodzi się Pani z tym stwierdzeniem?

J.K-F.: Wpływ Michnika na Słonimskiego był ogromny, przyjaciółki Słonimskiego – panie Julia Hartwig i Anna Trzeciakowska opowiadały mi, że Adam Michnik był traktowany przez Słonimskiego wyjątkowo, ale nie nazwałabym tego manipulacją w żadnym sensie, Słonimski ufał Michnikowi także w sprawach politycznych i się po prostu z nim zgadzał. W ostatnich latach swojego życia ten 80-letni ironista i awanturnik, który przeżył trzy wojny, emigrację, szykany i antysemickie napaści, słuchał  30-letniego młodzieńca i jest to jeden z ciekawszych i bardziej poruszających wątków jego biografii.    

M.D.: Dziękuję za rozmowę.

J.K-F.: Ja również