ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (65) / 2006

Wojtek Mszyca Jr,

GIACINTO SCELSI

A A A
“Natura Renovatur”. Universal Music Group, 2006.
Giacinto Scelsi nie uważał się za kompozytora. Po cudownym powrocie z otchłani choroby psychicznej, uznawał się za rodzaj medium, otrzymującego muzykę od wyższej, transcendentalnej siły. Stąd wyprowadził swoją metodę twórczą, polegającą na rejestrowaniu na taśmie improwizacji, które dopiero później bywały spisywane przez asystentów w postaci partytur. Nie pozwalał się fotografować, podpisywał się kolistym symbolem, praktykował medytację, ćwiczenia oddechowe, wprowadzał się w stan transu. Jego genialny dorobek, stopniowo coraz bardziej doceniany, stawia go w pierwszym szeregu najwybitniejszych postaci muzyki XX wieku. Wciąż pojawiają się nowe nagrania, które pozwalają utwierdzić się w tym przekonaniu. Jednym z najnowszych jest wydana przez ECM płyta „Natura Renovatur”.

Nagrania zamieszczone na krążku można podzielić na dwie grupy. Pierwsza to utwory na wiolonczelę solo, wykonywane przez Frances-Marie Uitti. Ta instrumentalistka znana z niezwykłej techniki polegającej na jednoczesnym wykorzystaniu dwóch smyczków, była blisko związana ze Scelsim. Współpracowali na płaszczyźnie artystycznej, ale również przyjaźnili się, spędzając wiele czasu na wspólnych medytacjach, ćwiczeniach i wreszcie improwizacjach oraz muzycznych poszukiwaniach. Uitti pomagała Scelsiemu przy tworzeniu „Trilogy – The Three Ages of Man” (1961-65), dzieła, którego część na wiolonczelę solo, zatytułowana „Ygghur”, jest jej dedykowana i znalazła się na omawianej płycie. „Ave Maria” i „Alleluja” to z kolei przearanżowane na wiolonczelę utwory pochodzące z cyklu „Three Latin Prayers” (1970), które oryginalnie przeznaczone były na głos solo. Pozostałe utwory na albumie to „Ohoi” (1966), „Anâgâmin” (1965) oraz „Natura Renovatur” (1967), wykonywane przez muzyków smyczkowych Münchener Kammerorkester pod dyrekcją Christopha Poppena.

Już otwierający album „Ohoi” robi piorunujące wrażenie i zapowiada spotkanie z tym, co najbardziej fascynowało Scelsiego – z potęgą czystego dźwięku. Wobec jego muzyki nie sposób stosować typowych dla zachodniej muzyki kategorii, gdyż w żaden sposób do niej nie przystają, nie mówiąc nic o jej faktycznej sile. Nie ma tu tradycyjnych harmonii, rytmu, kontrapunktu, żadnych typowych zasad, które zamykają dźwięk w sformalizowanych ramach. Zamiast tego mamy medytacje opartą na jednym dźwięku, który narastając, ujawnia wewnętrzną strukturę, obrasta w mikrotonalne wariacje, zdaje się całkowicie wypełniać przestrzeń i pochłaniać słuchacza. W swoim wizjonerstwie Scelsi wyprzedził o dziesięciolecia dzisiejsze dronowe eksperymenty podziemnej sceny eksperymentalnej. Jego muzyka, wyzwolona z ograniczeń formalnych budowanych przez wieki zachodniej tradycji akademickiej, wraca do podstaw, eksponując bogactwo czystego dźwięku, którego pierwotna, surowa siła zachwyca, ale i przeraża. Obcowanie z tymi nagraniami to oczyszczające doświadczenie. Genialna płyta!