ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (233) / 2013

Michał Chudoliński,

BLOCKBUSTER W TECHNIKOLORZE

A A A
„Liga Sprawiedliwości: Początek” w założeniach miała być komiksem wprowadzającym do nowego uniwersum DC Comics, historią obrazkową skazaną na sukces, tworzoną przez gwiazdy medium oraz uwzględniającą najpopularniejszych herosów tego wydawnictwa. Czy tak się stało?

Komiks superbohaterski w USA traktowany jest przede wszystkim jako biznes, a dopiero później jako sztuka wizualna. Jeżeli dane wydawnictwo przestaje przynosić prognozowane zyski, podejmuje się kroki konieczne do zmiany tego stanu rzeczy. Włodarze DC Comics, widząc coraz mniejsze zainteresowanie swoją ofertą oraz słysząc narzekania czytelników na zbyt rozbudowane kontinuum, podjęli radyklane decyzje – w 2011 roku zamknęli wszystkie dotychczasowe serie, reaktywując je z nową numeracją oraz zespołami autorów. Tym sposobem „DC New 52” miało otworzyć świat Batmana, Supermana i Wonder Woman na młodszego czytelnika oraz postępującą cyfryzację komiksów. Flagowym tytułem firmy została „Justice League” Geoffa Johnsa, obecnie głównego scenarzysty wydawnictwa oraz szefa kreatywnego tej amerykańskiej oficyny.

Johns przez ostatnie piętnaście lat potwierdzał swoje pisarskie umiejętności. Rzeszę oddanych fanów zyskał zresztą swoim gruntownym zrozumieniem prawideł gatunku oraz doskonale rozpisanymi scenami obyczajowymi, jak również redukcjonizmem w konstrukcji scenariuszy. Ten ostatni polega na podporządkowaniu poszczególnych herosów jednej idei i rozwijaniu w oparciu o nią całej mitologii. Przykładowo: jeżeli „Justice Society of America” opierało się na zagadnieniu tradycji i dziedziczenia, to relacje między bohaterami ukazywano przez pryzmat wartości rodzinnych lub praktyk wychowawczych. Ponadto historie Johnsa czyta się niczym storyboard filmu z racji zwięzłości dialogów oraz sporadycznego korzystania z monologów wewnętrznych (doskonale widać to w komiksie „Batman: Earth One”).

Przy tworzeniu pierwszych historii autora wspierał Jim Lee, legendarny rysownik i współwydawca DC. Fanom superbohaterszczyzny artysty tego przedstawiać nie trzeba. Każdy, kto czytał „X-Men: Mutant Genesis” czy „Batman: Hush”, posiada już pewne wyobrażenie o skali jego talentu. O ile niektórzy narzekają, że Lee rysuje wiecznie młode, celuloidowe postacie, o tyle większość czytelników jest pod wrażeniem jego umiejętności odwzorowania przestrzeni, szczególnie architektonicznych pejzaży. W tej materii nadal jest on niedoścignionym wzorem dla wielu grafików, nawet tych będących profesjonalistami w komiksowym biznesie.

Wydawać by się mogło, że wszystko jest na miejscu – rozpoznawalne postacie, twórcy z dorobkiem, koncept z tradycjami, ambicje stworzenia czegoś nowego bez zbędnych ograniczeń. I chociaż „Liga Sprawiedliwości” osiągnęła w Stanach Zjednoczonych komercyjny sukces, to nie jest dobrym komiksem, przynajmniej dla osób oczekujących od graficznych opowieści czegoś więcej niż, mówiąc kolokwialnie, totalnej rozwałki. „Początek” łamie wszelkie zasady porządnego prowadzenia akcji, rozwoju postaci oraz tworzenia struktury fabularnej. Historię można streścić w jednym zdaniu: obcy atakują, a Ziemię próbuje uratować banda superherosów niepotrafiących się ze sobą dogadać. Niby są momenty budowania relacji między bohaterami, niby jest humor, ale wszystko sprawia wrażenie małpowania Jossa Whedona i jego metody budowania relacji między postaciami znanej chociażby z serialu „Firefly”.

Dzieło Johnsa i spółki to jedna wielka sieczka bez ładu i składu. Przechodząc do kolejnych rozdziałów, miałem poczucie, że czytam papkę dla mas tworzoną przez komiksowych celebrytów. Zacznijmy od samej historii, w której brakuje intrygujących wątków pobocznych oraz przekonujących motywów. Fani Geoffa Johnsa będą jej bronić, mówiąc, że autor chciał ukazać w niej sam moment rodzenia się idei superbohatera w oderwaniu od samodzielnego wymierzania sprawiedliwości. I byłoby to nawet do zniesienia, gdyby nie luki w logice prezentowanych zdarzeń oraz brak głębszego zamysłu.

Owe braki witają czytelnika już na etapie okładki. Jak Batman może aprobować drużynę, w której pewien członek wkracza do akcji z karabinem maszynowym? Przecież doskonale wiemy, że jednym z niezmiennych elementów postaci Człowieka Nietoperza jest jego niechęć do broni palnej. W zdumienie wprawia także sytuacja, gdy strażnik Gotham aprobuje fakt, że jego współtowarzysze mordują kosmitów na prawo i lewo, urywając im ręce i nogi. „Liga Sprawiedliwości: Początek” to dość brutalny komiks, którego rozmachu nie powstydziłby się nawet Michael Bay.

Równie wielkim rozczarowaniem są rysunki Jima Lee. O ile Johnsowi można jeszcze zarzucić powierzchowne traktowanie nemezis herosów (jednowymiarowe ukazanie Supermana czy Wonder Woman oraz usilne odbudowanie renomy Aquamana), o tyle Lee jako artysta pokazuje się tutaj od najgorszej strony. Kompletnie marnotrawi potencjał komiksowego języka na rzecz jednostronicowych kadrów i rozkładówek, wykorzystujących techniki narracyjne rodem z mangi. Co prawda w jego ilustracjach nadal znajdziemy umiłowanie proporcji oraz dynamizmu, ale z każdą następną stroną odczuwalny jest pośpiech i niedokładność kreski. Szkicowy charakter późniejszych plansz pogarszają: pstrokata kolorystyka oraz ubogie scenerie, sprawiające, że czytelnik nie wie dokładnie, gdzie ani o jakiej porze rozgrywa się akcja komiksu. Pamiętacie piękne krajobrazy z historii „Superman: For Tomorrow” albo cudownie oddaną dychotomię w odwzorowaniu Gotham i Metropolis w „Batman: Hush”? Tutaj tego nie uświadczycie.

Geoff Johns miał ambitne plany w związku z „Ligą Sprawiedliwości” – chciał wprowadzić do skostniałej konwencji nieco humoru, zmienić swój styl pisania, skupić się na osobowościowym aspekcie bohaterów. Dodatkowo pragnął uwspółcześnić opowieść, wprowadzając w szeregi Ligi postać Cyborga (znanego dotąd jako stały bywalec innej grupy superbohaterów, Teen Titans), będącego ucieleśnieniem idei technologizacji dzisiejszych czasów. Koniec końców stworzył jednak komiks przeznaczony co najwyżej dla nastolatków wychowanych na grach komputerowych, niepróbujących zmierzyć się z dziełami Alana Moore’a czy Granta Morrisona. „Liga Sprawiedliwości: Początek” to historia dla mas, w której rozrywka opiera się na radosnej dewastacji. Na osłodę pozostała mało innowacyjna galeria rysunków różnych artystów – całkiem przyzwoite prace Carlosa D’Andy (zaprojektował postaci do gry „Batman: Arkham Asylum”, obecnie ilustruje „Gwiezdne wojny” pisane przez Briana Wooda) oraz dodatki ukazujące od kuchni prace nad „DC New 52”. Dzięki temu polskie wydanie jest grubsze od oryginalnego o szesnaście stron. Nie wpływa to jednak specjalnie na mocno negatywną ocenę samego komiksu.
Geoff Jones, Jim Lee, Carlos D’Anda, Scott Williams, Alex Sinclair: „Liga Sprawiedliwości”. T. 1: „Początek” („Justice League Vol. 1 – Origins”). Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2013.