ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (235) / 2013

Tomasz Rawski, Katarzyna Roman,

WSTYD CZŁOWIEKA NA BAŁKANACH

A A A
Południowosłowiańskie kino nie zwykło stronić od krytyki społecznej, która jednak w ostatnich latach niestety rzadko stoi po stronie społeczeństwa – zamiast tego bezlitośnie z niego drwi. Podobnie jest z najnowszym filmem Miroslava Momčilovicia.

„Śmierć człowieka na Bałkanach” ma się rozprawić z, rozpowszechnionym szczególnie w zachodnioeuropejskiej kulturze popularnej, stereotypem przyjaznych, ludowych Bałkanów zamieszkanych przez gościnne wspólnoty pełne szczerych, bezinteresownych i rozśpiewanych istot. Niestety, film jest w stanie obnażyć co najwyżej przepaść dystansu społecznego, jaka dzieli reżysera od tak zwanego prostego człowieka. Przepaść, która zapewnia mu nieuzasadnione poczucie wyższości.

Momčilović chciał zrobić prosty i kuszący formalnym eksperymentem film. Sięgnął więc po ograną figurę nieokrzesanego Serba i zbudował czarną komedię na jednym ujęciu ze statycznej kamery. Oto samotny muzyk w średnim wieku popełnia samobójstwo w swoim dobrze urządzonym mieszkaniu na belgradzkim blokowisku, rejestrując całe wydarzenie przy pomocy internetowej kamery. Jego śmierć wywołuje sensację wśród sąsiadów, którzy stopniowo zapełniają miejsce tragedii w oczekiwaniu na przyjazd odpowiednich służb. Nieświadomie stają się oni częścią skomplikowanej intrygi – ostatniego, cynicznego żartu samobójcy.

Z kamerą wśród zwierząt

Reżyser podgląda kontrowersyjne zachowanie dwóch głównych bohaterów. Obaj Serbowie, Aco i Vesko nie potrafią, a właściwie nawet nie próbują, okiełznać swoich instynktów. Okazują się niezdolni do refleksji nad sensem życia i śmierci czy choćby przyczynami tragedii. Doskonale wiedzą natomiast, jakie elementy wyposażenia mieszkania samobójcy mogłyby im się przydać. Ignorują sakralny charakter przestrzeni wokół zmarłego – palą w mieszkaniu papierosy, spożywają posiłki i wypijają znalezioną w szafce rakiję. Szybko też pozbywają się resztek szacunku wobec samej ofiary, zarzucając jej skrajny egoizm – nieprzemyślane samobójstwo miałoby stwarzać sąsiadom szereg uciążliwych problemów. Aco i Vesko to troglodyci.

Twórcę najbardziej razi jednak sztuczny blask ludowego obyczaju. Ludowa obyczajowość, na której w dużej mierze ufundowana jest nowoczesna serbska tożsamość, okazuje się wprawdzie jedynym hamulcem dla grubiańskich sąsiadów, ale dla Momčilovicia stanowi przede wszystkim zasłonę powszechnej hipokryzji. Nieokrzesany Belgradczyk Vesko, ostentacyjnie prezentujący na torsie prawosławny krzyż, „zgodnie z obyczajem” wychyla kieliszek za kieliszkiem. Z kolei Aco, Serb rodem z Bośni i Hercegowiny (będącej tu synonimem zaścianka), próbuje wykorzystać fakt bycia „pierwszym świadkiem” tragedii – chce zamaskować kompleks prowincjusza, przyjmując rolę mistrza ceremonii. Serbowie Momčilovicia traktują zatem obyczaj instrumentalnie.

Sąsiedzką społeczność opanowała też żądza zysku. Reżyser szydzi z podłości bohaterów próbujących za wszelką cenę wzbogacić się na tragedii sąsiada. Każda ze znajdujących się w lokum osób ma w tym jakiś interes. Agent nieruchomości próbuje spieniężyć mieszkanie muzyka, grabarz namawia Acę i Veska na kupno „elitarnej trumny na elitarny pogrzeb”, zaś sami główni bohaterowie zainteresowani są niemieckim (czyli doskonałym!) zestawem narzędzi będących własnością samobójcy.

Funkcjonariuszy służby publicznej (którzy wreszcie pojawiają się w mieszkaniu) Momčilović także wpisuje w przygotowany schemat, przy okazji przeprowadzając, zresztą całkiem udaną, krytykę sektora publicznego. Tak więc ratownicy medyczni, oprócz tego, że przewyższają brakiem ogłady i impertynencją głównych bohaterów, nie wykonują swoich obowiązków. Największymi barbarzyńcami okazują się jednak policjanci – ci z kolei czerpią dziką satysfakcję z wykorzystywania „władzy munduru” do metodycznego upokarzania pozostałych postaci. Reżyser, w słowach Acy zwracającego się do nich per „towarzysze”, wyraźnie sugeruje, że serbskie instytucje publiczne tkwią korzeniami głęboko w poprzednim, opresyjnym i dysfunkcjonalnym – jego zdaniem – systemie.

Z dala od Serbów

Twórcy wydawało się, że najskuteczniejszym sposobem odsłonięcia brudu Bałkanów jest publiczne obnażenie prywatnych praktyk tamtejszego ludu. Podglądany w ten sposób świat społeczności na Bałkanach stał się dla niego rzeczywistością ciasnych, dusznych wspólnot złożonych z nieokrzesanych jaskiniowców do cna przesiąkniętych hipokryzją i wesoło nurzających się w cynicznej instrumentalności.

Taka wizja uderza jednak w warstwy najbardziej bezbronne. Okazuje się bowiem, że nawet martwy muzyk posiada więcej klasy niż żywy reprezentant mas. Nieprzypadkowo Momčilović przez cały film podkreśla społeczny dystans między należącą do kulturowej elity ofiarą a „ciemnym ludem”. Wyrafinowana intryga, z błyskotliwym poczuciem humoru uknuta przez artystę wokół własnej śmierci (zostawia on włączoną kamerę, zamawia sąsiadom pizzę na obiad, zawczasu sprowadza grabarza itd.), głęboko kontrastuje z boleśnie prozaicznym, bezrefleksyjnym, niemal mechanicznym modelem egzystencji głównych bohaterów. Reżyser chce nam powiedzieć, że te dwa światy dzieli przepaść. On sam wyraźnie sympatyzuje z muzykiem-samobójcą, któremu uprzywilejowana pozycja społeczna pozwala paskudnie zażartować z prostych sąsiadów.

Bałkańskie upiory

Sam tytuł filmu zdradza faktyczny zamysł reżysera – wrażliwy muzyk jest tutaj jedynym człowiekiem pośród sępów krążących nad jego martwym ciałem. Według Momčilovicia, Bałkany zamieszkują zwierzęta w ludzkiej skórze. Nic dziwnego, że prawdziwy człowiek nie jest tam w stanie wytrzymać.

Próbując odżegnać się od popkulturowego mitu Bałkanów, reżyser wpada w sidła dużo bardziej krzywdzącego stereotypu – tego o odwiecznym zacofaniu zwierzęcego półwyspu, zapomnianej wiejskiej krainy, gdzie włada dziki instynkt przetrwania, a humanistyczne wartości nie istnieją.

Momčilović wstydzi się Bałkanów, a jego „Śmierć…” to wyraźna próba ucieczki od tak rozumianej „bałkańskości”, dość zresztą typowa dla twórców kultury z tego regionu. Reżyser brzydzi się własnym ludem, zamiast choćby spróbować dostrzec wspólnotowy potencjał tkwiący w lokalnych społecznościach. Przecież wszystko jest proste – człowiek nie jest w stanie przetrwać ataku dzikich, bałkańskich zwierząt.
„Śmierć człowieka na Bałkanach”(„Smrt coveka na Balkanu”). Scenariusz i reżyseria: Miroslav Momčilović. Obsada: Emir Hadžihafizbegović, Radoslav Milenković, Nataša Ninković i in. Gatunek: komediodramat. Produkcja: Serbia 2012, 80 min.