ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (238) / 2013

Michał Chudoliński,

"AVATAR" W 4DX

A A A
Aż trudno uwierzyć, że już tyle lat minęło od światowej premiery „Avatara”. Film nadal robi wrażenie, głównie jednak jako widowisko przygodowo-sensacyjne. Pod względem wizualnym dzieło Jamesa Camerona jest obezwładniające. Reżyser w spektakularny, a zarazem wzorcowy sposób odtworzył na ekranie „wymyślony” przez siebie świat, co zresztą umożliwił mu niebotyczny budżet w wysokości 280 milionów dolarów.

Nie bez powodu umieściłem słowo „wymyślony” w cudzysłowie: fabuła filmu nie jest bowiem w żadnej mierze innowacyjna: „Avatar” to wszak – z wszystkimi pozytywami i negatywami – modelowy przykład Kina Nowej Przygody, jak słusznie zauważyli w książce o takim właśnie tytule Monika Bokiniec i Jerzy Szyłak. W dziele tym znajdziemy wszystkie motywy, schematy i modele postaci, jakie mogliśmy na przestrzeni lat oglądać w filmach z tego nurtu. Na dodatek historia tu opowiedziana łudząco przypomina fabułę „Pocahontas” czy „Tańczącego z wilkami”, tyle że w konwencji kina science fiction. Pod tym względem film Camerona to przysłowiowy odgrzewany kotlet. Chwilami ociera się on wręcz o plagiat. Sam świat przedstawiony nie jest bowiem tak oryginalny, jak mogłoby się wydawać – zainteresowanych odsyłam do komiksu „Timespirits#6” z 1985 roku wydawnictwa Marvel (imprint Epic Comics, z którego wywodzi się chociażby kultowy tytuł „Elektra: Assassin”), napisanego przez Steve’a Perry’ego i narysowanego przez Toma Yeatesa. Pomimo braku fabularnej oryginalności nie sposób jednak odmówić Cameronowi umiejętności grania na uczuciach widza oraz wgniatania go w fotel. Nawet jeśli film pod względem estetycznym starzeje się, to w kwestii płynności samej historii oraz jej konstrukcji nadal pozostaje bez zarzutu.

Od niedawna „Avatara” możemy oglądać w nowym formacie 4DX w kinie Cinema City Arkadia w Warszawie. O co tyle zamieszania? W sali Škoda 4DX, oprócz nowych możliwości wykorzystywania technologii 3D, na których zresztą film Camerona się wybił i dzięki którymi zmienił kino, mamy jeszcze ruchome fotele oraz możliwość fizycznego odczuwania zapachów, błysków pioruna, dymów tudzież mgły oraz innych efektów środowiskowych. Dodatkowo są tam zamontowane specjalne dyfuzory rozpylające wodę. Wszystkie te udogodnienia, zsynchronizowane z akcją toczącego się filmu, mają sprawić, by widz jeszcze mocniej identyfikował się z bohaterem, a zarazem odnalazł się w roli bezpośredniego świadka toczących się wydarzeń, stojącego u boku filmowych postaci.

Jak w praktyce wygląda bardziej bezpośrednie odczuwanie świata „Avatara”? Przed seansem prasowym przestrzegano nas, że jeszcze nie wszystkie możliwości ultranowoczesnej sali są w pełni funkcjonalne. Na szczęście w trakcie oglądania filmu nie dało się tego odczuć. Co najważniejsze, nowe efekty nie tylko nie przeszkadzały w odbiorze, lecz nawet wzbogaciły doświadczenie przeżywania filmu. Gdy bohaterowie spożywają soczysty owoc, odczuwamy zapach jego świeżości. Gdy spadają do wodospadu, dyfuzory rozpylają wodę na różnych poziomach, w zależności od tempa akcji i sceny (kiedy postać non-stop jest w wodzie, odczuwamy zapach chloru, a w momencie strzelaniny możemy zostać spryskani wodą w potylicę albo w ramię).

Pierwsze uczucia są dość stresujące, a gdy pojawia się dym, z trudnością można odczytać napisy. Im głębiej jednak wchodzimy w film, tym bardziej przyzwyczajamy się do nowych form odczuwania historii. Szczególnie system emisji zapachów oraz aktywne fotele sprawiają, że sceny akcji albo lotów zapierają dech w piersiach. Z kina wychodzi się naprawdę zadowolonym, choć taka wyprawa wiąże się ze sporym wydatkiem – ceny dla filmów 2D wahają się od 36 do 46 złotych, a dla filmów z efektami 3D – od 46 do 51 zł. W dodatku nie sądzę, by na film w takim formacie można było wziąć ze sobą epileptyka – czasami specjalne lamy wysyłające błyski piorunów potrafią dać o sobie znać znienacka; zabieg ten jest dość męczący.

Efekty środowiskowe zostały odpowiednio wcześniej skonsultowane z Jamesem Cameronem i to on miał ostateczne zdanie w kwestii tego, który atrybut powinien zostać użyty w danym momencie. Podczas seansu nie towarzyszyło mi odczucie, jakoby poszczególne elementy były wykorzystywane nachalnie albo w nadmiarze. Pomysłodawcy odnaleźli swego typu złoty środek, dzięki czemu oglądanie filmu wydaje się znacznie ciekawsze. I to właśnie najprawdopodobniej jest przyszłość kina, nie zaś 3D, o którym zresztą było słychać na długo przed „Avatarem”.

Sęk w tym, że wszystkie te „umilacze” czasu spędzonego w kinie nie są środkami, dzięki którym widz mógłby się w pełni zidentyfikować z bohaterem historii. Aby tak się stało, należałoby dać odbiorcy możliwość wpływu na tok fabuły, a co za tym idzie – zrewolucjonizować cały mechanizm filmowej produkcji. W tym kontekście film zawsze będzie przegrywał z przemysłem growym, który daje dosłowną możliwość wejścia w świat gry komputerowej tudzież konsolowej – w rzeczywistość zmieniającą się za sprawą naszego działania, którą możemy zbudować, zniszczyć albo uratować. Tam tylko od gracza zależy, co stanie się ze światem, w który wszedł. Film póki co tego poczucia satysfakcji nam nie daje i jeszcze długo dawać nie będzie (chociaż i to się powoli zmienia, vide: niektóre horrory dające widzom możliwość wpływu na tok fabuły poprzez specjalne przyciski. To, co stanie się dalej, zależne jest od decyzji większości odbiorców znajdujących się na sali).

Sądzę, że każdy powinien na własnej skórze poznać „Avatara” z dodatkowymi efektami.  Sal takich jak ta opisana wyżej będzie przybywać, nie wydaje mi się jednak, by miały one zwiastować dla widzów jakąkolwiek pozytywną przemianę. Moim zdaniem miejsca tego typu są przejawem nadawania filmowi statusu bliskiego operze – przestrzeni przeznaczonej dla wybranych, posiadających odpowiednio gruby portfel. Jak wiemy, coraz mniej osób bywa w kinie. Widzowie wolą organizować swoje seanse w domu, ewentualnie ukraść film, ściągając go z Internetu. Wpływ wirtualnej sieci i nowych form komunikacji odpowiada za to, że kino szuka nowych bodźców i sposobów namawiania widza, aby ponownie odwiedził opustoszałe sale. I o ile obecnie miejsca takie jak Škoda 4DXsą synonimami luksusu, o tyle w przyszłości mogą okazać się zjawiskiem o negatywnych konsekwencjach, kojarząc się z mrocznymi reperkusjami rewolucji – zbyt wieloma zamkniętymi kinami (nawet multipleksami) i podwyższonymi cenami biletów. Kto wie, może niebawem koszt udziału w takich seansach wzrośnie do 100 złotych, a w czasie spędzonym w kinie, oprócz błysków, dostaniemy również dobre danie oraz inne dogodności?
„Avatar”. Scenariusz i reżyseria: James Cameron. Obsada: Sam Worthington, Sigourney Weaver, Zoë Saldana, Wes Studi i in. Gatunek: science fiction. Produkcja: USA / Wielka Brytania 2009, 162 min.