ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (240) / 2013

Michał Chudoliński,

ŚCIEŻKI PRZESZŁOŚCI

A A A
Sądzisz, Drogi Czytelniku, że każdy młody Żyd odwiedzający Polskę kieruje się w stronę Auschwitz albo Treblinki w ramach turystyczno-edukacyjnego obowiązku? Nic bardziej mylnego! Jérémie Dres na stronach swoich obrazkowych zapisków z podróży prezentuje perspektywę wnuków ofiar Holokaustu, którzy nie chcą już żyć gorzką przeszłością. Nie oznacza to bynajmniej, że są oni osobami pozbawionymi historycznej tożsamości – wciąż tkwi w nich potrzeba poznania swoich korzeni, zobaczenia na własne oczy miejsc, gdzie dorastali ich przodkowie. Poznają je poprzez interakcje ze współczesnymi Polakami oraz Żydami reprezentującymi niegdysiejszą mniejszość. W ten sposób starają się zrozumieć nasz kraj, zostawiając zmarłych w spokoju.

Jérémie Dres jest trzydziestojednoletnim Francuzem żydowskiego pochodzenia, paryżaninem z plastycznym wykształceniem. Od przeszło piętnastu lat tworzy prace skierowane na frankofoński rynek, nie ograniczając się przy tym do grafik – na swoim koncie ma także projekty multimedialne, instalacje dla galerii sztuki oraz performanse. Popularność w Europie artysta zyskał za sprawą albumu „Nie pojedziemy zobaczyć Auschwitz”, który odniósł spory sukces we Francji, szybko zyskując także anglojęzyczny przekład.

W Polsce pierwsza znacząca wzmianka o komiksie Jérémiego Dres pojawiła się pod koniec 2011 roku na łamach „Książek” „Gazety Wyborczej”, gdzie Anna Wasilewska wychwalała komiks za niecodzienną perspektywę oraz dystans autora do przedstawianej rzeczywistości. Graficzna opowieść (otoczona patronatem Żydowskiej Ogólnopolskiej Organizacji Młodzieżowej) doczekała się rodzimego wydania dzięki staraniom Marcina Fedisza. Pomimo wcześniejszych sukcesów „Nie pojedziemy zobaczyć Auschwitz” nie jest jednak komiksem przełomowym. Po lekturze ma się wrażenie, że swoją popularność zyskał jedynie dzięki odważnemu, przyciągającemu wzrok tytułowi.

Historia opowiedziana przez autora to relacja z jego podróży do Polski, którą postanowił odwiedzić po śmierci swojej babci. Oddając cześć pamięci ukochanej osoby, Jérémie chce poznać jej rodzinne strony, a przy okazji odkryć własne korzenie. Sam jest niczym tabula rasa – chłonie doświadczenia płynące z kontaktu z napotkanymi ludźmi oraz przebywania w nowych miejscach. Już przed podróżą musi się zmierzyć ze sceptycznym nastawieniem bliskich, którzy przestrzegają go przed antysemickimi „polaczkami” oraz naszym „swojskim brudem”.

Nie mamy tu do czynienia z komiksem, który w poprawnie polityczny sposób podchodzi do tematu polsko-żydowskich relacji. Dres realizuje rzetelny reportaż – ukazuje najważniejsze osoby publiczne oraz poszczególne organizacje działające na rzecz polskich Żydów. W aspekcie socjologicznym album ten jest świadectwem obecnego stanu rzeczy w polsko-żydowskich stosunkach istniejących w naszym kraju, odżegnując się od lewicowych bądź prawicowych dyskursów. Zamiast tego zanurza się w naszych realiach, by z ciekawością odkryć, jak to jest być Żydem w Polsce. A okazuje się, że i w tym aspekcie prawdziwe oblicze Polski jest trudne do odgadnięcia. Dres bowiem styka się zarówno z organizacjami nienarzekającymi na brak wsparcia ze strony rządu, jak i z przejawami wrogich, antysemickich wręcz zachowań. Autor ukazuje także światopoglądowo otwartą młodzież, reanimującą zaprzepaszczoną przez lata polską wielokulturowość, w tym zapomniane żydowskie cmentarze.

„Nie pojedziemy zobaczyć Auschwitz” jest istotnym głosem w ramach naszej dyskusji o przeszłości oraz ważną wskazówką dotyczącą tego, co należy zrobić, aby polepszyć relacje między narodami, z historycznego punktu widzenia tak bardzo bliskimi sobie. Dres demitologizuje przekonania, jakie mogą się pojawić wśród europejskich czy amerykańskich czytelników, dowiadujących się z CNN o „polskich obozach śmierci”. Jako obrazkowa opowieść komiksowy reportaż francuskiego autora broni się jednak średnio. Kompozycje stron są zbyt proste, a narracja przypomina pośpieszne zapiski z miejsc podróży, tak jakby Dres prowadził dziennik z wizyty w naszym kraju. Wspaniale odwzorowuje rysy twarzy i mimikę napotkanych osób, ale czyni to kosztem tła, które zazwyczaj jej ubogie lub umowne.

Kolejną ułomnością historii jest… sam autor. Jérémie Dres pełni bowiem obowiązki zarówno narratora, jak i protagonisty. Warszawę, Kraków, a następnie Żelechów obserwujemy z jego punktu widzenia. Choć od czasu do czasu potrafi być zabawny, to jest dość nużącą postacią, niemającą w zasadzie nic ciekawego do powiedzenia. Ponadto wyczuwa się jego nonszalanckie podejście do tematu. Wydaje się, że swoją nikłą wiedzę o Polsce Dres opiera na zasłyszanych legendach i stereotypach. Jego postawa bywa momentami irytująca, ale znacznie bardziej niepokoi, przypomina bowiem, jak niewiele osób interesuje się najnowszą historią i jak wielkie dzięki temu staje się pole manipulacji dla tych, którzy kreują historyczną świadomość w poszczególnych krajach. „Nie pojedziemy zobaczyć Auschwitz” przypomina jednak o tym, jak ważne jest dbanie o prawdziwy kształt przeszłości i pod pewnymi względami dobrze koresponduje z przesłaniem „Mausa” Arta Spiegelmana, „Zaduszek” Rutu Modan czy „Córki Mendla” Gusty i Martina Lemelmana.
Jérémie Dres: „Nie pojedziemy zobaczyć Auschwitz” („Nous n’irons pas voir Auschwitz”). Tłumaczenie: Natan Okuniewski. MF Studio. Warszawa 2013.