ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (240) / 2013

Justyna Kuźnik,

ŚPIEWAJĄCY SZCZYGIEŁ

A A A
Choć od premiery książki Mariusza Szczygła „Gottland” minęło już kilka lat, kwestie w niej poruszone są wciąż aktualne, o czym świadczyć może zainteresowanie ze strony twórców. W mijającym właśnie roku w Teatrze Rozrywki w Chorzowie odbyła się polska prapremiera spektaklu o naszych braciach Czechach. I choć od tego wydarzenia minęło już trochę czasu i trochę już o nim napisano, w czasie końcoworocznych podsumowań warto przyjrzeć mu się raz jeszcze – nie od dziś wiadomo wszak, że literatura, teatr, kino czy inne sztuki są żywe dopóki, dopóty się o nich mówi i pisze. Niech więc „Gottland” będzie żywy nadal.

Recenzje teatralnej inscenizacji reportażu Szczygła są w przeważającej mierze negatywne. Ich autorzy krytykują pomysły adaptacyjne reżyserki, Joanny Zdrady, zarzucając jej przede wszystkim zbyt powierzchowne podejście do tematu komunizmu czy pominięcie niektórych ważnych, poruszonych w książce, problemów, a skupienie się na kwestiach, ich zdaniem, mniej znaczących. Być może mają rację, tylko że w przypadku książki opisującej tak dużo i tak trudnych wydarzeń z historii narodu czeskiego nie istnieje chyba recepta na stworzenie spektaklu, który byłby wiernym odtworzeniem reportażu czy raczej – przełożeniem na język teatru przykrej prawdy o dziejach naszych zachodnich sąsiadów. W tym wypadku można by się jedynie posłużyć niezliczoną ilością „tylko że”, których Mariusz Szczygieł zręcznie używa w opowieści o czeskim pisarzu Eduardzie Kirchbergerze. Wszystko, co wydaje się jasne i możliwe do przeniesienia na deski teatru, za chwilę okazuje się trudne do zaprezentowania nawet najmniej wymagającemu widzowi. Język reportażu w zetknięciu z językiem teatru w pewnym momencie się załamuje.

Książka Szczygła jest opisem wydarzeń „burzliwego wieku XX”. Opisem ludzi i sytuacji, o których przez długie lata się nie mówiło. Jest w końcu przerażającą, ale i fascynującą lekturą, kunsztowną pod względem językowym i kompozycyjnym. Każdą zawartą w książce opowieść autor kończy oryginalną pointą, będącą rozładowaniem atmosfery dramatu, a czasem też i grozy. Chorzowska inscenizacja jest podzielona na dwie wyraźne części, w których z kolei wyróżnione są mniejsze epizody. Część pierwsza obejmuje głównie czas wojny i okres komunizmu. W drugiej powojenne dzieje narodu czeskiego zostały ukazane przez pryzmat popkultury. Dwie partie sztuki zbudowane są na zasadzie kontrastu. Pierwsza z nich jest przygnębiająca, na co wpływ mają sama tematyka oraz stłumione światło, ciemne kolory elementów scenografii i ciemne stroje bohaterów. Mniej więcej w połowie przedstawienia, po przerwie, kolorystyka na scenie się zmienia, pojawia się więcej jasnych barw. Widzowie stają się publicznością koncertu, na którym prezentowane są czeskie przeboje. Kontrast miał prowadzić, jak tłumaczy recenzentka Henryka Wach-Malicka, do wyostrzenia ukrytych dramatów, np. dramatu czeskiej piosenkarki Marty Kubišovej, która naraziła się władzy, śpiewając „Modlitwę dla Marty”, późniejszy nieformalny hymn Aksamitnej Rewolucji.

Wszystko zaczyna się od Tomaša Baty, który, najpierw poprzez założenie warsztatu szewskiego, a później jego zamianę w duże fabryki obuwia i zapewnianie edukacji robotnikom oraz ich dzieciom, stworzenie czegoś na kształt wiosek robotniczych oraz nową organizację pracy, położył podwaliny pod nowoczesny kapitalizm. Następnie widzowie mają okazję poznać historię aktorki Lidy Baarovej, kojarzonej w Czechach nie z filmami, w których zagrała, lecz ze znajomością z Adolfem Hitlerem i  romansem z jego bliskim współpracownikiem i  doradcą, Josephem Goebbelsem. W trakcie wspomnień osiemdziesięciokilkuletniej artystki w tle pojawiają się karykatury dwóch mężczyzn – aktorzy mają nałożone na głowy wielkie sztuczne podobizny głów Hitlera i Goebbelsa. W ten sposób Baarova staje się w przytaczanej scenie postacią poboczną. Na plan pierwszy wysuwają się jej kontakty z wpływowymi Niemcami. Po epizodzie z Lidą Baarovą nadchodzi czas na Otokara Šveca, autora projektu pomnika Stalina na wzgórzu nad Wełtawą. Pomnika, który zasiał jedynie spustoszenie w jego życiu, a w ostateczności go tego życia pozbawił. Ostatnim epizodem, przedstawionym w pierwszej części spektaklu jest historia Eduarda Kirchbergera, czyli – cytując słowa Mariusza Szczygła – pisarza „w stanie wielokrotnego załamania”. Historia jednej z wielu ofiar Systemu, której Szczygieł poświęcił kilkanaście stron swego reportażu, została w spektaklu znacząco skrócona, a wręcz spłycona. Marginalnie potraktowano niszczący wpływ partii komunistycznej na jego twórczość oraz konieczność wyrzeczenia się swej tożsamości poprzez zmianę imienia i nazwiska. 

W drugiej części spektaklu atmosfera się rozluźnia. Przy okazji festiwalu czeskiej piosenki widz poznaje niełatwe, ale ujęte w lekkiej, komediowej wręcz, konwencji, losy tria Golden Kids, czyli Heleny Vondračkovej, Marty Kubišovej i Vaclava Neckařa, a także historię zespołu The Plastic People of the Universe. W części tej artyści chorzowskiego teatru mają okazję wykazać się swoimi umiejętnościami wokalnymi, śpiewając znane czeskie utwory, takie jak np. „Malowany dzbanku”, „Modlitwa do Marty” czy „Zatwardzenie”. Na osobną uwagę zasługuje bardzo udana wersja przeboju Heleny Vondračkovej „Długa noc” w  wykonaniu Jarosława Czarneckiego, występującego w stroju draq queen. Ikoną czeskiej popkultury, której nie mogło oczywiście zabraknąć na koncercie z czeskimi przebojami jest Karel Gott. Artysta, który za życia doczekał się poświęconego jego osobie muzeum, został przedstawiony w dość prześmiewczy sposób. Bohater występuje na scenie w czymś w rodzaju ołtarzyka, w który wbudowane są migające lampki i sztuczne kwiaty. I śpiewa, rzecz jasna, ponadczasową piosenkę o pszczółce Mai.

W przerwach między poszczególnymi numerami muzycznymi festiwalu konferansjer (w tej roli znakomity Dariusz Niebudek) ma za zadanie rozbawić publiczność. Opowiada więc dowcipy, pyta widzów, jakie mają skojarzenia z Czechami, a także zastanawia się wraz z nimi, ile Czesi mają w sobie ze Szwejka. Konferansjer nawiązuje też do różnych, czasem tragicznych, faktów z czeskiej historii, m.in. do Karty 77 i Antykarty, czyli prorządowej odpowiedzi na nią, oraz do aktu samospalenia Zdenka Adamca w proteście przeciwko współczesnemu światu.  

Mimo tego, że spektakl „Gottland” nie jest wierną adaptacją reportażu Szczygła, a wręcz – jak twierdzą niektórzy – spektakl i książka stanowią dwie odrębne całości, warto się na niego wybrać. Ale warto też przeczytać „Gottland” przed jego zobaczeniem, aby lepiej zrozumieć przedstawione na scenie wydarzenia. Przyznajmy jednak, że niektóre z nich trudno zrozumieć nawet po przeczytaniu reportażu – jakby język historii w zetknięciu z językiem teatru przestawał wystarczać. Być może receptą na taki stan jest właśnie, dominująca w drugiej części przedstawienia i bliska konwencji teatru muzycznego, piosenka? W trakcie spektaklu pani siedząca obok szeptała pod nosem: „Śpiewający Szczygieł, tak to wymyślili, no, no”. Według mnie „śpiewający Szczygieł” w Teatrze Rozrywki to pomysł udany.
Mariusz Szczygieł: „Gottland”. Adaptacja: Aneta Głowacka, Joanna Zdrada. Reżyseria: Joanna Zdrada. Muzyka: Krzysztof Konieczny. Dramaturgia: Aneta Głowacka. Scenografia: Joanna Zdrada, Zofia Mazurczak. Kostiumy: Zofia Mazurczak. Choreografia: Michał Pietrzak. Animacje komputerowe: Tomasz Grimm. Premiera: 16 marca 2013 roku w Teatrze Rozrywki w Chorzowie.