ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (241) / 2014

Damian Preis,

KAMERALNA KATASTROFA

A A A
„Na głębinie” Baltasara Kormákura to film oparty na prawdziwej historii. W marcu 1984 roku ok. 5 km od wybrzeża wyspy Heimaey rybacki kuter zaczepił siecią o skały i przewrócił się dnem do góry. Z pięcioosobowej załogi trzem mężczyznom udało się wydostać z tonącego okrętu. Próbowali oni dopłynąć do brzegu, co graniczyło z niemożliwością, bowiem temperatura wody wynosiła zaledwie 6°C. Tylko jeden z członków załogi przeżył.

Islandzka produkcja obsypana nagrodami Edda i będąca kandydatem do Oscara ujmuje widza oszczędnością środków wyrazu. Brak w niej widowiskowych efektów typowych dla filmów katastroficznych. Czy zresztą w ogóle jest to film katastroficzny? „Na głębinie” to, jak sądzę, przede wszystkim opowieść o niezłomności człowieka w dążeniu do przetrwania oraz zależności od potęgi sił przyrody. Obszerna część dzieła skupia się na poczynaniach Gulliego, głównego bohatera, który, chcąc ocaleć, pokonuje wpław lodowate, wzburzone morskie fale. Aby dodać sobie otuchy, rozmawia z mewą, obiecując jej, że jeśli ta poprowadzi go w stronę wyspy, nigdy więcej nie będzie zabijał ptaków. Wyobraża sobie także, co uczyni, kiedy zostanie uratowany.

Wbrew przewidywaniom, akcja filmu nie kończy się wraz z wyjściem bohatera na ląd. W tym właśnie momencie reżyser otwiera możliwość dialogu z widzem. Gulli zostaje obwołany narodowym bohaterem, staje się przedmiotem dociekań naukowców, a równocześnie musi żyć z poczuciem winy właściwym jedynemu ocalałemu. Rodzi się pytanie: jak to możliwe, że otyły rybak, niegrzeszący kondycją ani zamiłowaniem do zdrowego trybu życia, uszedł z katastrofy cało? W trakcie badań okazuje się, że przed zamarznięciem chroniła bohatera grubsza tkanka tłuszczowa; nawet jednak dzięki niej niemożliwe byłoby spędzeniu w morzu sześciu godzin. Mieszkańcy wyspy, w tym matka Gulliego, przypisują jego ocalenie boskiej opatrzności. Kormákur zwraca również uwagę na zależność Islandczyków od kaprysów natury – w filmie pojawiają się wspomnienia bohatera, przedstawiające dramatyczne losy jego rodziny oraz setek mieszkańców wyspy ewakuowanych podczas erupcji wulkanu. Widz musi sam wybrać, który z argumentów jest najbardziej przemawiający.

Reżyser portretuje bohaterów bez wybielania. Są oni wprawdzie zahartowani do walki z trudnymi warunkami, ponieważ tego wymaga ich sposób na utrzymanie, ale równocześnie nie mają rysu bohaterstwa. Ukazani zostali jako ludzie, którzy robią, co do nich należy, wolne chwile spędzają zaś na pijatykach, w oparach papierosowego dymu.

„Na głębinie” jest również refleksją o kruchości ludzkiego życia. Żaden z mężczyzn nie spodziewa się, że banał, jakim wydaje się zaczepienie siecią o skałę, może doprowadzić do tragedii. Towarzysze Gulliego giną w mało spektakularny sposób – jeden z nich uderza głową o ścianę, reszta tonie po wyziębieniu organizmu. Pomimo całego dramatyzmu wydarzeń,  twórcy udaje się uniknąć niepotrzebnego patosu i emocjonalnego szantażu. Całości dopełniają ładne, utrzymane w przygaszonej tonacji zdjęcia Bergsteinna Björgúlfssona.
„Na głębinie” („Djúpið”). Reżyseria: Baltasar Kormákur. Scenariusz: Jón Atli Jónason, Baltasar Kormákur. Obsada: Ólafur Darri Ólafsson, Jóhann G. Jóhannsson, Stefán Hallur Stefánsson i in. Produkcja: Islandia 2012, 95 min.