KOCIM OKIEM
A
A
A
Jak wieść gminna niesie, „Kot rabina” swoje narodziny zawdzięcza… komplementowi, który Joann Sfar usłyszał od ukochanej żony. Otóż połowica artysty – urodzonego w Nicei scenarzysty, rysownika oraz reżysera uchodzącego za jednego z czołowych twórców nowej fali komiksu frankofońskiego – przyznała, że najbardziej podobają jej się prace Joanna przedstawiające koty. Zasugerowała także, aby bohaterem swojego kolejnego dzieła twórca uczynił czworonogiego indywidualistę (pod pewnymi względami łudząco podobnego do ich charakternego domownika). Autor „Małego świata Golema” szybko podchwycił pomysł, czyniąc z dostojnego sphinksa narracyjne medium bestsellerowego cyklu, powstającego od ponad dekady oraz wydanego w dwudziestu pięciu krajach.
Rozpoczynając opowieść w Algierii początku XX wieku, Sfar ukazuje perypetie tytułowego zwierzaka, który po skonsumowaniu gadającej papugi rabina sam zaczyna mówić ludzkim głosem. Niecodzienna sytuacja komplikuje życie poczciwemu rebe, który nie dość, że stara się trzymać kota z dala od swojej córki, Zlabi (ukochanej ogoniastego protagonisty), to w dodatku musi znosić jego głośno wygłaszane przemyślenia. Wszak będąc stworzeniem nocnym, nieprzewidywalnym i głęboko etycznym, miauczący erudyta celnie punktuje swoich rozmówców, choć równocześnie współczuje maluczkim hipokrytom, których w jego otoczeniu nie brakuje. Kot nie zamierza jednak darować pewnemu młodemu rabinowi z Paryża, przyszłemu oblubieńcowi Zlabi. Kiedy młoda para wsiada na pokład statku płynącego do Francji, wśród pasażerów nie może zabraknąć lekko uciążliwego rabina i jego nad wyraz bystrego pupila.
Posługując się językiem poetyckiej metafory oraz rodzinnymi historiami odpowiednio podrasowanymi wyobraźnią, Joann Sfar zabiera czytelnika w nostalgiczną, oferującą mnogość poznawczych doznań podróż do minionego świata. Anegdotyczna, pełna przewrotnych refleksji oraz zaskakujących zwrotów akcji opowieść urzeka od pierwszych stron, także za sprawą przenikającego ją ducha muzyki (tak bliskiego „Klezmerom. Podbojowi Wschodu”) oraz zakorzenionego w sefardyjskiej tradycji poczucia humoru (w odróżnieniu od komiksowych perypetii „Profesora Bella” czerpiących z dorobku kultury Aszkenazyjczyków). Egzegeza świętych pism, symboliczne „wadzenie się” z Bogiem oraz dowcipne dysputy filozoficzno-teologiczne to niektóre z wątków wykorzystywanych przez Joanna Sfara zarówno do nakreślenia wielowymiarowego obrazu żydowskiej diaspory, jak i przypomnienia o wciąż aktualnym problemie rasizmu czy ksenofobii.
Ilustrując perypetie „Kota rabina” francuski autor (inspirujący się dorobkiem belgijskiego artysty komiksowego André Franquina, obrazami Marca Chagalla oraz sztuką Chaima Soutine’a), składa hołd algierskim malarzom XX wieku. Pozbawiona komputerowych szlifów swobodna kreska wyczarowuje galerię wyjątkowych postaci – których karykaturalne kształty nie ujmują im bynajmniej prawdziwie ludzkiego oblicza – nie mówiąc już o zwierzęcej menażerii (lew, wąż, osioł) wprowadzającej do historii dodatkową płaszczyznę interpretacji. W moim odczuciu „Kot rabina” jest uniwersalną przypowieścią o zbawczej sile miłości – wspólnej wszystkim ludziom niezależnie od ich pochodzenia, wyznania czy koloru skóry.
Rozpoczynając opowieść w Algierii początku XX wieku, Sfar ukazuje perypetie tytułowego zwierzaka, który po skonsumowaniu gadającej papugi rabina sam zaczyna mówić ludzkim głosem. Niecodzienna sytuacja komplikuje życie poczciwemu rebe, który nie dość, że stara się trzymać kota z dala od swojej córki, Zlabi (ukochanej ogoniastego protagonisty), to w dodatku musi znosić jego głośno wygłaszane przemyślenia. Wszak będąc stworzeniem nocnym, nieprzewidywalnym i głęboko etycznym, miauczący erudyta celnie punktuje swoich rozmówców, choć równocześnie współczuje maluczkim hipokrytom, których w jego otoczeniu nie brakuje. Kot nie zamierza jednak darować pewnemu młodemu rabinowi z Paryża, przyszłemu oblubieńcowi Zlabi. Kiedy młoda para wsiada na pokład statku płynącego do Francji, wśród pasażerów nie może zabraknąć lekko uciążliwego rabina i jego nad wyraz bystrego pupila.
Posługując się językiem poetyckiej metafory oraz rodzinnymi historiami odpowiednio podrasowanymi wyobraźnią, Joann Sfar zabiera czytelnika w nostalgiczną, oferującą mnogość poznawczych doznań podróż do minionego świata. Anegdotyczna, pełna przewrotnych refleksji oraz zaskakujących zwrotów akcji opowieść urzeka od pierwszych stron, także za sprawą przenikającego ją ducha muzyki (tak bliskiego „Klezmerom. Podbojowi Wschodu”) oraz zakorzenionego w sefardyjskiej tradycji poczucia humoru (w odróżnieniu od komiksowych perypetii „Profesora Bella” czerpiących z dorobku kultury Aszkenazyjczyków). Egzegeza świętych pism, symboliczne „wadzenie się” z Bogiem oraz dowcipne dysputy filozoficzno-teologiczne to niektóre z wątków wykorzystywanych przez Joanna Sfara zarówno do nakreślenia wielowymiarowego obrazu żydowskiej diaspory, jak i przypomnienia o wciąż aktualnym problemie rasizmu czy ksenofobii.
Ilustrując perypetie „Kota rabina” francuski autor (inspirujący się dorobkiem belgijskiego artysty komiksowego André Franquina, obrazami Marca Chagalla oraz sztuką Chaima Soutine’a), składa hołd algierskim malarzom XX wieku. Pozbawiona komputerowych szlifów swobodna kreska wyczarowuje galerię wyjątkowych postaci – których karykaturalne kształty nie ujmują im bynajmniej prawdziwie ludzkiego oblicza – nie mówiąc już o zwierzęcej menażerii (lew, wąż, osioł) wprowadzającej do historii dodatkową płaszczyznę interpretacji. W moim odczuciu „Kot rabina” jest uniwersalną przypowieścią o zbawczej sile miłości – wspólnej wszystkim ludziom niezależnie od ich pochodzenia, wyznania czy koloru skóry.
Joann Sfar: „Kot rabina” („Le Chat du Rabbin – Intégrale complète”). Tłumaczenie: Grzegorz Przewłocki. Wydawnictwo Komiksowe. Warszawa 2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |