ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (67) / 2006

Bernadetta Darska,

MEDYCYNA TO TYLKO PRETEKST

A A A
„Sonieczka” oraz „Medea i jej dzieci” Ludmiły Ulickiej to dwie książki, dzięki którym czytelnik polski mógł poznać autorkę jako pisarkę szczególnie wrażliwą na losy kobiet. „Przypadek doktora Kukockiego” pozornie – mamy przecież męskiego bohatera zasugerowanego w tytule – stanowi zmianę tej optyki, ale tylko pozornie. Tak naprawdę bowiem po raz kolejny otrzymujemy misternie spreparowany portret kobiecych doświadczeń. Los kobiecy nie zostaje jednak opisany w oderwaniu od losu męskiego, a tytułowy doktor Kukocki staje się nie tyle centralną postacią opowieści, co bohaterem nieustannie obecnym, czasami wysuwającym się do przodu, często egzystującym na uboczu namiętności kobiet, ale wytrwale i z poświęceniem stojącym na straży ich istnienia. To właśnie w tej postawie znajduje uzasadnienie widoczne w tytule przeniesienie punktu ciężkości na postać mężczyzny. Książka Ulickiej nie jest bowiem historią kobiet, które zetknęły się z Kukockim, ale sagą rodziny Kukockiego, sagą o ważnych dla niego przedstawicielkach płci pięknej. W tej wielowątkowej historii to on staje się dla nich punktem odniesienia, kimś, kto zaznacza ważny ślad w ich życiu.

W powieści „Medea i jej dzieci” to Medea jest osobą, wokół której zbiera się cała rodzina, jest spoiwem gwarantującym trwałość familijnego układu i powtarzalność rodzinnych rytuałów. To do jej domu zjeżdżają się wszyscy, kiedy chcą odpocząć, przeczekać trudne chwile, zaznać urozmaicenia codzienności, potwierdzić trwałość związków lub przeżyć burzliwy romans wakacyjny. Medea jest centralnym punktem prywatnego świata, ale bez tego odniesienia nie miałby żadnej racji bytu także świat publiczny. Kobieta, której imię znajdujemy w tytule książki Ulickiej, pozwala nadać istnieniu sens i obwarować je tak potrzebnym poczuciem bezpieczeństwa. Podobną rolę w stosunku do swojej rodziny pełni doktor Kukocki. Pozornie jest na marginesie głównego nurtu życia, omijają go wielkie wzloty i upadki, obserwuje, rzadziej uczestniczy, ale bez jego obecności nic nie mogłoby funkcjonować tak, jak należy. Kukocki – tak chyba można powiedzieć – gwarantuje właściwy porządek rzeczy. On także, podobnie jak Medea, nie ma własnych biologicznych dzieci, ale „matkuje” („tatkuje”?) wszystkim, którzy do rodziny się zaliczają.

Narracja w powieści Ulickiej biegnie dwutorowo. Z jednej strony mamy historię rodziny doktora Kukockiego, z drugiej świetnie sportretowany czas historyczny. Codzienność bohaterów staje się elementem wielkich wydarzeń, przełomowe momenty pojawiają się jakby mimochodem. Antysemickie czystki, komunizm, śmierć Stalina to elementy zwyczajnego życia. Ulickiej udaje się zjednoczyć prywatne z publicznym, zatrzeć granice pomiędzy dwoma światami, które totalnie do siebie nie przystają. Tutaj wręcz przeciwnie – wzajemnie się pochłaniają, przetykają, współistnieją. Dwutorowość fabuły ma także miejsce, gdy przyjrzymy się związkowi Pawła Aleksiejewicza i Heleny. Kobieta dzieli historię swojej egzystencji na czas przed pojawieniem się Kukockiego i po wkroczeniu doktora w jej życie. Co ciekawe, do właśnie on pozbawia ją operacyjnie atrybutów kobiecości, a jednocześnie czyni kobietą poprzez swą miłość. Ulicka pokazuje czytelnikowi także współbytowanie dwóch światów – realnego i metafizycznego, takiego, w którym mocno się stapa po ziemi i wizyjnego. Reprezentantem pierwszego jest tytułowy Kukocki, drugiego jego żona. Autorka zderza także ze sobą obiektywną narrację trzecioosobową z intymnym pamiętnikiem.

Związek Pawła Aleksiejewicza i Heleny to symboliczne koegzystowanie rozumu i duchowych uniesień. Co ciekawe, lekarz wcale nie odtrąca świata sennych obrazów i niezrozumiałych zjawisk. Sam praktykuje i pielęgnuje korzystanie z nadprzyrodzonej zdolności „rentgenowskiego wejrzenia” w ciało pacjenta. Jest ginekologiem i wielkim admiratorem prawa kobiety do podejmowania decyzji dotyczących własnej rozrodczości. „Przypadek doktora Kukockiego” to między innymi opowieść o walce mężczyzny w sprawie kobiet, o dramatach kobiecych związanych z pokątnie wykonywaną aborcją (przejmujący opis wprowadzania sobie do wnętrza ciała cebuli, która rozrastając się zabijała płód, ale równie często i kobietę), o zderzeniu dwóch wizji świata – tej, która nazywa zabieg usunięcia ciąży „morderstwem”, i tej, która mówi o „wyborze”. Co ciekawe, to kobiety w książce Ludmiły Ulickiej przeciwstawiają się emancypacyjnym działaniom Kukockiego. Ginekolog znajduje bardzo żarliwe oponentki w żonie i w gospodyni Wasilisie. Sam natomiast ustawia problem w kontekście filozoficznym: „W sensie moralnym sztuczne przerywanie ciąży uważał za najtrudniejszy zabieg ginekologiczny tak dla kobiety, jak i dla lekarza... Ale czy to właśnie nie tu przebiega istotna granica między człowiekiem a zwierzęciem, możliwość i prawo wyjścia poza twarde reguły prawa biologicznego – wydawania na świat potomstwa nie według rytmu, narzuconego przez naturę, a według własnej woli? Czy to nie w tym przypadku realizuje się wolny wybór człowieka, wreszcie jego prawo do wolności?” (s. 180-181).

Ulicka, spisując sagę rodu Kukockiego, opowiada czytelnikom o trzech pokoleniach kobiet. Żona Pawła Aleksiejewicza stopniowo wycofuje się z teraźniejszości w świat sennych marzeń, metafizyki. Stopniowo odchodzi z rzeczywistości i coraz trudniej jest nawiązać z nią porozumienie. Kukocki z kolei ratunek znajduje w alkoholu. Stan upojenia umożliwia mu nie tylko uniknięcie politycznego uwikłania – alkoholizm staje się więc tutaj przejawem niezgody na działania systemu. Butelka pomaga też koić smutek i żal z powodu tego, że czasu nie da się cofnąć, że słów już wypowiedzianych nie można wymazać, że tak doskonałej bliskości nie da się przywrócić. Helena z życiem na pograniczu snu i jawy to reprezentantka najstarszego pokolenia.

Poznajemy też losy Tani, córki Heleny, przysposobionej przez Kukockiego. Życie dziewczyny również zostaje rozpołowione na czas nieświadomości i rozpoznania. Dobrze zapowiadająca się kariera naukowa Tani ulega przerwanie, gdy ta uświadamia sobie, że wlaśnie stanęła przed klasycznym dylematem: co jest dobre, a co złe? oraz – ile jest warte życie ludzkie? Dziewczyna zaczyna szukać drugiego dna istnienia. Poznaje ludzi z półświatka, prowadzi beztroskie życie, często zmienia partnerów seksualnych, a gdy w końcu dociera do kresu swych chaotycznych poszukiwań – umiera. Z tego samego pokolenia wywodzi się Toma, przygarnięta przez Kukockiego i także traktowana jak córka, dziewczynka z nizin społecznych. Trzymająca się trochę na uboczu, niepewna swojej pozycji, mało zdolna, okazuje się zadziwiająco konsekwentna w dążeniu do obranego celu i w realizacji swojej pasji.

Najmłodsze pokolenie to wnuczka Heleny i córka Tani. Przyglądamy się jej bliżej tylko przez chwilę, kiedy przychodzi opiekować się niedołężną babką, wykąpać ją, uprać jej rzeczy, spędzić z nią trochę czasu. Ulicka kreśli przejmujący portret porozumienia i bliskości, dziejących się przy pomocy gestów. Zwyczajna czynność, jak przygotowanie starszej kobiety do kąpieli, umycie jej, urasta do rangi miedzypokoleniowego rytuału. Czytamy: „Żenia pomogła Helenie Gieorgijewnie wyjść z wanny, wytarła ją rozłażącym się ze starości prześcieradłem kąpielowym, kremem dla dzieci posmarowała nogi, fałdy w pachwinach, odparzenia, grożące przekształceniem się z czasem w odleżyny, włożyła czystą koszulę i czysty szlafrok. Zawiązała na głowie turban z ręcznika i przetarłszy ręką zapocone lusterko, podała babci, żeby się w nim przejrzała: – Zobacz, jaka jesteś ładna” (s. 484). Powieść kończy się narodzinami syna Żeni, który – gdyby Kukocki żył – byłby jego prawnukiem.

Powieść Ludmiły Ulickiej można traktować jako zapis porodów wśród kobiet bliskich Kukockiemu, wszak „narodziny człowieka to najmniej doskonały ze wszystkich naturalnych mechanizmów wydawania na świat potomstwa. Żadne zwierzę aż tak nie cierpi” (s. 485). Oczywiście, nie chodzi tu wcale o ginekologiczną statystykę. Kolejne narodziny to początek nowej historii, a zarazem kontynuacja historii już istniejącej. Drzewo genealogicze, którego odtwarzania jesteśmy świadkami, ma swoje mocne podstawy nie w więzach krwi, ale w powiązaniach emocji, uczuć, poszanowania drugiego człowieka. Dzięki nowym członkom rodziny opowieść o familii Kukockiego rozrasta się więc coraz bardziej, więcej dowiadujemy się też o sytuacji społeczno-politycznej, w której przyszło żyć bohaterom książki. Niewątpliwą zaletą opisywanej historii jest umiejętność rozbicia wielkich wydarzeń historycznych ironią i poczuciem humoru. Doskonałym przykładem może być tutaj sytuacja, gdy dowiadujemy się, że przeczuwano bliski koniec epoki stalinowskiej na podstawie następujących doniesień: „Fałszywe biuletyny informowały nie tylko o stopniowym pogarszaniu się już nie istniejącego zdrowia, ale cytowały terminy medyczne i cyfry, które same w sobie nic prawie nie mówiły zwykłym ludziom, ale sam zestaw słów ‘Analiza moczu w normie’ oznaczał, że niebianie również rozpinają rozporek, wydostają dużym i wskazującym palcem członek i oddają trochę moczu. Niechby nawet najlepszej jakości, ale moczu! To był pierwszy druzgocący cios w kult jednostki. Nowi rządzący potrzebowali czasu na oswojenie się z myślą, że najbardziej nieśmiertelni w końcu jednak również umierają” (s. 142). „Przypadek doktora Kukockiego” to także opowieść o tym, jak dużo w naszym życiu zależy od przypadku i jak często coś pozornie mało istotnego może wpłynąć na całe nasze życie. Ulicka, oczywiście, nie bawi się w tanie moralizowanie. Że jest od tego daleka, świadczy chociażby, opisany w książce, związek Tani z bliźniakami, najpierw przyjacielski, potem seksualny, w końcu dziwny trójkąt małżeński, bo tak naprawdę nikt z całej trójki nie wie, kto jest ojcem mającego się narodzić dziecka, a ślub zawarto ze względów czysto pragmatycznych. Ludmiła Ulicka pokazuje też, że choć czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają, to jednak są takie osoby, co do których możemy mieć pewność. Do nich z pewnością należy przypadek doktora Kukockiego.
Ludmiła Ulicka: „Przypadek doktora Kukockiego”. Tłum. Barbara Reszko, Wyd. Philip Wilson, Warszawa 2006.