ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (252) / 2014

Piotr Przytuła,

TEST NA CZŁOWIECZEŃSTWO

A A A
Reżyserski debiut Wally’ego Pfistera stanowi znakomite exemplum tego, że nośny temat, znakomita obsada i producencka opieka znanego reżysera nie są gwarantami komercyjnego i frekwencyjnego sukcesu. Ci, którzy spodziewają się kolejnego wielopoziomowego widowiska w stylu Christophera Nolana (a oczekiwania tego typu towarzyszyły chyba większości odbiorców), po seansie będą nieco zawiedzeni. Nie rozczarują się natomiast te osoby, którym do szczęścia wystarczy poprawnie wykonane kino gatunkowe z niejednoznacznym przesłaniem i raczej oszczędną warstwą wizualną.

O ile przestrzeń hollywoodzkiej produkcji science fiction nader chętnie eksploruje postulaty transhumanizmu, o tyle zaprezentowany w „Transcendencji” wątek transferu umysłu nie doczekał się do tej pory silnej reprezentacji na dużym ekranie, przegrywając pod względem ilościowym chociażby ze sztuczną inteligencją i różnej maści cyborgami. Swoją świadomość do wnętrza komputera przenieśli m.in. Kevin Flynn w „TRONie” (później też jego syn w kontynuacji kultowego filmu), ogrodnik Jobe z „Kosiarza umysłów”, Jake Sully, transferujący swoją jaźń do ciała niebieskiego kosmity w filmie „Avatar” czy, ostatnio, nemezis Kapitana Ameryki, pracujący dla Hydry Arnim Zola, który w „Zimowym Żołnierzu” powraca w zero-jedynkowej wersji.

„Transcendencja” to próba zmierzenia się z tematem możliwości i skutków pojawienia się tzw. technologicznej osobliwości – hipotetycznego momentu rozwoju techniki, w którym stworzona zostanie sztuczna inteligencja, przewyższająca wiedzą wszystkich ludzi na ziemi. Według Raya Kurzweila – jednego z najbardziej znanych orędowników idei transhumanizmu – moment ten przypadnie na lata 40. XXI wieku. Doprowadzi to do powstania jeszcze bardziej zaawansowanych A.I. i niepohamowanego rozwoju techniki, który unieważni wszelkie dotychczasowe prognozy naukowców.

Jeśli chodzi o tych ostatnich, to warto zauważyć, że niektórzy z nich w pojawieniu się osobliwości widzą kres ludzkiego gatunku (dlaczego byt od nas doskonalszy nie miałby potraktować ludzkości jako zbędnego dla ekosystemu naszej planety szkodnika?), inni natomiast szansę na pokonanie ludzkich ograniczeń i osiągnięcie nieśmiertelności w postczłowieczej formie. Technooptymistą jest z pewnością dr Will Caster (Johnny Depp) pracujący nad stworzeniem sztucznej inteligencji. Jego badania zostają przerwane przez zorganizowaną grupę antytechnologicznych aktywistów – Caster umiera na skutek ataku jednego z zamachowców. Jednak przed śmiercią pozwala swojej żonie (Rebecca Hall) na przeprowadzenie eksperymentu mającego na celu przepisanie jego umysłu do pamięci komputera.

Zaprezentowane w filmie wątki korespondują ze sobą pod względem ich indyferencji – emocji nie budzi zarówno motyw miłości Evelyn i Willa, jak i kwestia ewolucji nowego komputerowego wcielenia naukowca, któremu tym razem przydałoby się trochę emocjonalnej niestabilności, tak charakterystycznej dla postaci granych dotąd przez Deppa. Sytuację ratują racje zwalczających się frakcji technofobicznych ekstremistów i zwolenników sztucznej inteligencji. To zdecydowanie najlepsza strona filmu. Pfister nie opowiada się bowiem po żadnej ze stron – postępowanie każdej z nich jesteśmy w stanie zrozumieć i wytłumaczyć: małżeństwo Casterów chce wyzwolić ludzkość z kajdan biologii, natomiast stojąca na czele terrorystycznej organizacji RIFT (Revolutionary Independence from Technology) Bree nie chce dopuścić, aby sztuczna inteligencja przejęła kontrolę nad homo sapiens. Argumenty za i przeciw ważą więc tyle samo, dlatego kwestię wyboru pomiędzy nimi reżyser zrzuca na widza. Przedstawiona na ekranie „osobliwość” daje, ale i odbiera życie. Słusznie wykorzystana pomoże w przejściu człowieka na kolejny stopień ewolucji, pozostawiona bez kontroli natomiast przyczyni się do jego zguby.

Pojawiające się w filmie postaci z pewnością mają ciekawe historie – w czasie trwania akcji zmuszone zostają do weryfikacji swoich przekonań i ponownego zdefiniowania człowieczeństwa. Potencjał drzemiący w tych granicznych sytuacjach został jednak zmarnowany i nawet gwiazdorska obsada (może poza Paulem Bettanym, który z ucieleśnieniem wewnętrznego konfliktu radzi sobie całkiem dobrze) nie potrafi sprawić, że bohaterowie zapadną nam po seansie w pamięć.

Film nie oferuje widzowi wielu możliwości deszyfrowania intertekstualnych smaczków – monolityczna konstrukcja nie pozwala odbiorcy czerpać radości z międzykulturowej gry, która przesądziła o kultowości takich dzieł gatunku, jak „Matrix”. Niemniej jednak wiele radości sprawić może pojawiające się w „Transcendencji” nawiązanie do Alana Turinga, twórcy testu mającego przesądzić o zdolności maszyny do myślenia w sposób podobny do ludzkiego. W 2011 roku test Turinga pozytywnie przeszła internetowa aplikacja CleverBot, którą interlokutorzy określili człowiekiem w 59,3%. Co ciekawe, człowiek zdał wtedy ten sam test jedynie na 63,3%. Przypomina się zatem pytanie skierowane w filmie do superkomputera o nazwie PINN: „Czy potrafisz udowodnić, że posiadasz samoświadomość?”, na które maszyna odpowiedziała człowiekowi innym pytaniem: „A ty potrafisz?”.

Mimo że opowieści spod znaku SF skłonni jesteśmy utożsamiać głównie z logosem, wiele z nich niesie przesłanie teologiczne. Wykraczając poza technologiczny sztafaż, film Pfistera opowiada o relacji Stwórca – Stworzenie, w której ten drugi element przejmuje kompetencje pierwszego. Klasyczny dla fantastyki naukowej motyw ludzkich marzeń o dorównaniu Bogu miesza się tu jednak z autentyczną chęcią jego odszukania.

Swojego zadania w filmie nie spełniło ujawnienie jego zakończenia na samym początku – zerwanie z tradycyjnymi zasadami prowadzenia narracji w tym wypadku, zamiast zaintrygować widza, może zostać odebrane niemal jak ujawnienie zagadki, „kto zabił”. Odbiorca potrafiący łączyć fakty, mający przed seansem wiedzę, o czym będzie film (trailery zdradzały to aż nadto) i może szczątkową wiedzę techniczną, szybko domyśli się, jak mogło dojść do tego stanu rzeczy.

Chociaż po zakończonym seansie nie towarzyszy nam poczucie obcowania z czymś transcendentnym, to film z pewnością powinien znaleźć się na checkliście każdego fana gatunku. „Transcendencja” nie zachwyca ani stroną wizualną, ani tempem akcji, kuleje w niej niekiedy logika i zgodność fabuły ze stanem nauki. Widowisko daje jednak do myślenia –zaszczepiając w widzu ontologiczne rozterki, rekompensuje wspomniane braki. Reżyserska inicjacja Pfistera ostatecznie wypada znośnie, a dojrzałość w prezentowaniu skomplikowanego zjawiska, wyrażająca się w unikaniu moralizowania i kategorycznych sądów, dobrze rokuje na przyszłość.
„Transcendencja” („Transcendence”). Reżyseria: Wally Pfister. Obsada: Johnny Depp, Rebecca Hall, Morgan Freeman, Paul Bettany, Kate Mara. Gatunek: dramat / science fiction / akcja. Produkcja: USA / Wielka Brytania / Chiny 2014, 120 min.