BLUES I OKOLICE
A
A
A
W sobotni wieczór 14 października na scenie katowickiej Hipnozy pojawili się kolejni goście w doskonale już znanym i cieszącym się wśród śląskiej publiczności cyklu „Jazz i okolice”. Stali bywalcy doskonale zdają sobie sprawę, że „jazz” w przypadku tych koncertów bywa najczęściej jedynie punktem wyjścia do licznych stylistycznych „skoków w bok” – wielu wykonawców znacznie lepiej opisuje drugi człon nazwy cyklu, gdyż penetrują oni bliższe lub dalsze „okolice” jazzu. Nie inaczej było tym razem. Jamie Saft Blues Explosion, nowojorskie trio, które obok lidera grającego na gitarze i organach hammonda tworzą perkusita Bobby Previte i basista Jonathan Maron, z okolicami jazzu łączy niewiele. Choć Saft i Previte rzeczywiście znani są przede wszystkim z okołojazzowych projektów, trio Blues Explosion już swoją nazwą nie pozostawia wątpliwości co do obranej stylistyki.
Od pierwszych do ostatnich dźwięków tego superenergetycznego koncertu nie było wątpliwości, że nazwa tria nie jest przypadkowa. Właściwie najkrótszą recenzję koncertu można by zamknąć właśnie w tych dwóch słowach: bluesowa eksplozja. Wyraźnie widać, że w tej konfiguracji muzycy doskonale się bawią, tematy czyniąc punktem wyjścia do wielominutowych, ekstatycznych improwizacji. Całość jest mocno osadzona w bluesowej konwencji, podanej jednak bardzo mocno, ostro, z silnymi wpływami rocka, tego rodem z południowych stanów USA. W wielu tekstach promocyjnych o zespole obok oczywistych inspiracji teksańskim bluesem wymienia się odniesienia do Pantery, czyli bodaj najcięższego przedstawiciela amerykańskiego rocka z południa. Aż tak ostro trio Safta nie gra, jednak całkiem na miejscu wydaje mi się porównanie do innego zespołu, który z Panterą łączy osoba wokalisty Phila Anselmo – grupy Down. W obu przypadkach blues zostaje ubrany w mocną, rockową oprawę, w przypadku Blues Explosion Safta mamy jednak do czynienia z niekończącym się jamowaniem, podczas gdy Down zamyka swoją muzykę w formie piosenek.
Jamie Saft stał się znany chyba przede wszystkim dzięki udziałowi w licznych nagraniach Johna Zorna. Muszę przyznać, że dość mocno zdeterminowało to w moich oczach jego obraz jako muzyka. Solidny, ale raczej bezbarwny sideman, ściśle wpisujący się w wizję swojego mistrza. Jako lider Blues Explosion, Saft na szczęście nie poszedł w jego ślady. Zamiast typowego dla zdominowanej przez Zorna nowojorskiej sceny Downtown eklektyzmu, Saft wybrał jedną, ściśle określoną konwencję. Choć muzyka Blues Explosion nie jest szczególnie oryginalna, słychać w niej radość grania i ta energia udzieliła się słuchaczom – przynajmniej na koncercie. Solidne wykonanie, pozytywna energia i bezpretensjonalność. Tylko tyle. A może aż tyle. W każdym razie dość, by zapewnić publiczności dobrą zabawę.
Od pierwszych do ostatnich dźwięków tego superenergetycznego koncertu nie było wątpliwości, że nazwa tria nie jest przypadkowa. Właściwie najkrótszą recenzję koncertu można by zamknąć właśnie w tych dwóch słowach: bluesowa eksplozja. Wyraźnie widać, że w tej konfiguracji muzycy doskonale się bawią, tematy czyniąc punktem wyjścia do wielominutowych, ekstatycznych improwizacji. Całość jest mocno osadzona w bluesowej konwencji, podanej jednak bardzo mocno, ostro, z silnymi wpływami rocka, tego rodem z południowych stanów USA. W wielu tekstach promocyjnych o zespole obok oczywistych inspiracji teksańskim bluesem wymienia się odniesienia do Pantery, czyli bodaj najcięższego przedstawiciela amerykańskiego rocka z południa. Aż tak ostro trio Safta nie gra, jednak całkiem na miejscu wydaje mi się porównanie do innego zespołu, który z Panterą łączy osoba wokalisty Phila Anselmo – grupy Down. W obu przypadkach blues zostaje ubrany w mocną, rockową oprawę, w przypadku Blues Explosion Safta mamy jednak do czynienia z niekończącym się jamowaniem, podczas gdy Down zamyka swoją muzykę w formie piosenek.
Jamie Saft stał się znany chyba przede wszystkim dzięki udziałowi w licznych nagraniach Johna Zorna. Muszę przyznać, że dość mocno zdeterminowało to w moich oczach jego obraz jako muzyka. Solidny, ale raczej bezbarwny sideman, ściśle wpisujący się w wizję swojego mistrza. Jako lider Blues Explosion, Saft na szczęście nie poszedł w jego ślady. Zamiast typowego dla zdominowanej przez Zorna nowojorskiej sceny Downtown eklektyzmu, Saft wybrał jedną, ściśle określoną konwencję. Choć muzyka Blues Explosion nie jest szczególnie oryginalna, słychać w niej radość grania i ta energia udzieliła się słuchaczom – przynajmniej na koncercie. Solidne wykonanie, pozytywna energia i bezpretensjonalność. Tylko tyle. A może aż tyle. W każdym razie dość, by zapewnić publiczności dobrą zabawę.
The Jamie Saft Blues Explosion, 14 października 2006, Katowice, Jazz klub „Hipnoza”.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |